Piotr Kijanka zaginął 6 stycznia. Nadal nie wiadomo, co się z nim stało. Na ostatnim nagraniu miejskiego monitoringu widać jak 34-latek skręca w ul. Starowiślną a później kieruje się w stronę Bulwarów Wiślanych. Tam ślad się urywa.
Dno Wisły było już sprawdzane sonarem przez nurków z Krakowa i Legionowa. Teraz rodzina zaginionego poprosiła o pomoc Specjalną Grupę Płetwonurków PR - tę samą, którą szukała ciała Ewy Tylman.
- Mieliśmy wiele telefonów w tej sprawie, rodzina zwróciła się do nas z prośbą i przychyliliśmy się do niej - przyznaje Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP.
Poszukiwania trwają od kilku dni, nurkowie pracują także w nocy. - Wczoraj zatrzymane zostały turbiny wodne elektrowni na stopniu Dąbie, tak byśmy mogli dokładnie sprawdzić ten obszar. Nie ma możliwości aby ciało przepłynęło przez kraty. Wykluczamy pewne odcinki i obszar poszukiwań się zawęża - mówi Rokus.
Dodaje, że sprawdzają wybrane części koryta rzeki, które są ich zdaniem newralgiczne. Wykonali także szereg eksperymentów i wyliczeń, które mają na celu ustalenie w którym miejscu mogłoby się znajdować ludzkie ciało, gdyby wpadło do Wisły w dniu zaginięcia. Były to m.in. badania związane z przemieszaniem obiektów w nurcie rzeki i warunkami jakie się tam panują.
- Utonięcie polega na zalaniu dróg oddechowych przez nos i gardło, woda dostaje się do płuc i ciało opada na dno, po którym jest wleczone z siłą nurtu. Biorąc pod uwagę obecną porę roku i niższą temperaturę ciało nie ma prawa na obecnym etapie wypłynąć na powierzchnię wody. Potrzeba na to jeszcze kilku dobrych tygodni - tłumaczy Rokus.
Piotr Kijanka zaginął wracając do domu z imprezy. W domu czekała na niego żona Agnieszka i ich 2-letni synek Emil.
Follow https://twitter.com/gaz_krakowskaZOBACZ KONIECZNIE: