40. rocznica pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Na Błoniach zapadła taka cisza, że słychać było skowronka

Czytaj dalej
Fot. EAST NEWS/Wojciech Laski
Grażyna Starzak

40. rocznica pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Na Błoniach zapadła taka cisza, że słychać było skowronka

Grażyna Starzak

O rany boskie - miał rzekomo wykrzyknąć Edward Gierek na wieść o wyborze Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Dla komunistycznej władzy był to nie lada problem. Jeszcze większym była pierwsza pielgrzymka papieża do Ojczyzny.

Dokładnie 40 lat temu, pomiędzy 2 a 10 czerwca 1979 r., Jan Paweł II odwiedził Warszawę, Gniezno, Częstochowę, Kraków, Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice, Oświęcim, Nowy Targ. Z tej pielgrzymki zapamiętano zwłaszcza ostatnie zdania z homilii na warszawskim placu Zwycięstwa. Dziennikarze zachodnich mediów w depeszach do swoich redakcji pisali, że Jan Paweł II wezwał rodaków do rewolucji. Nie mylili się, bo przecież za rok wybuchła Solidarność.

- To były dni, które wywarły ogromny wpływ na nas, Polakach. Na spotkaniach z papieżem ludzie poczuli siłę, widząc, że jest ich tak dużo. Odtąd łatwiej było być odważnym, łatwiej było przeciwstawić się fizycznie i psychicznie komunie - wspomina papieską pielgrzymkę sprzed 40 lat były krakowski opozycjonista Adam Macedoński.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 2 kwietnia minęła 14. rocznica śmierci Jana Pawła II. Wspominamy jego pielgrzymki do Małopolski

Nieżyjący dziś bp Tadeusz Pieronek, jeden z organizatorów tej pielgrzymki, wspominał, że Jan Paweł II zaraz po wyborze marzył o przyjeździe do Polski. I nawet zaproponował komunistycznym władzom termin - 8 maja 1979 r. Bo już wiele lat wcześniej starał się o to, żeby na uroczystości 900-lecia śmierci św. Stanisława przyjechał do Polski Paweł VI.

- Kiedy Wojtyła został papieżem, nie było wątpliwości, że do Polski będzie chciał przyjechać właśnie w tym terminie - mówił dla „Dziennika Polskiego” bp Pieronek. Razem z ówczesnym kanclerzem krakowskiej kurii - ks. Bronisławem Fidelusem - byli na spotkaniu w Watykanie, gdzie ustalano trasę.

- Na mapę Polski narzucaliśmy kolejno miasta, które chciał odwiedzić papież. Potem okazało się, że pielgrzymka stoi pod znakiem zapytania, bo komuniści nie chcieli się zgodzić na 8 maja. Powody były jasne. Ponieważ św. Stanisław zginął z ręki króla, czyli władcy świeckiego, cała sprawa była odczytywana przez władze jako wyraz konfliktu między Kościołem a państwem. A jeżeli - dywagowali komuniści - po 900 latach czci się świętego męczennika, widocznie władca wyszedł z tej konfrontacji pokonany.

Z dokumentów IPN wynika, że polskie władze nie czuły się na tyle mocne, żeby zablokować przyjazd papieża do Polski. Zgodzono się więc, ale zaproponowano termin czerwcowy. - Mieliśmy raptem dwa miesiące na przygotowanie pielgrzymki - mówi ksiądz Fidelus, którego nowy wówczas krakowski metropolita abp Franciszek Macharski mianował szefem komitetu organizacyjnego.

Nic nie zmieniono

Jan Paweł II przybył do Polski, do Warszawy, w sobotę 2 czerwca 1979 r. Najważniejszym punktem tego dnia wizyty papieża była msza na placu Zwycięstwa, dziś Józefa Piłsudskiego. Jan Paweł II w swojej homilii wielokrotnie nawiązywał do polskiej historii i jej związków z wiarą chrześcijańską. Największe wrażenie zrobiły jednak ostatnie słowa, wypowiedziane w mocny i emocjonalny sposób: „I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi! Amen”.

W kolejnych dniach Jan Paweł II odwiedził jeszcze Gniezno, Częstochowę, Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice, Oświęcim, Nowy Targ i oczywiście Kraków. Pod Wawel przybył 6 czerwca wieczorem. Na ulice wyszedł cały Kraków. Papież przejechał otwartym samochodem do katedry na Wawelu, często przystając, witając się z ludźmi. Z Wawelu, już w ciemnościach, pojechał do swej dawnej rezydencji przy ul. Franciszkańskiej 3. Pod oknem zebrał się tłum młodzieży. Śpiewem wywołali papieża do okna. Jan Paweł II przyłączył się do śpiewu, stając w słynnym dzisiaj oknie.

ZOBACZ TAKŻE: Małopolska. Jan Paweł II podczas I pielgrzymki do Polski [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

- Z tym oknem było tak. Ojciec Święty spacerował po pokojach. Usłyszał głosy z zewnątrz. Najpierw poszliśmy do okna przy Wiślnej i Ojciec Święty tylko pomachał, ale potem podszedł do tego od Franciszkańskiej i tam zobaczył tłum młodzieży. Otworzyliśmy je. Ojciec Święty chciał przemawiać, ale z okna widać mu tylko głowę. No to podstawiliśmy krzesło. Papież wszedł na parapet, a myśmy go z tyłu dosłownie za sutannę trzymali, żeby nie spadł. Następnego dnia była już tam zrobiona barierka - opowiada ks. Bronisław Fidelus.

Pierwszą noc w Krakowie papież spędził w swoim dawnym pokoju. Nic tam nie zmieniono od czasu, gdy wyjechał na konklawe. - Przed pielgrzymką przyjechała delegacja z Watykanu. Popatrzyli na ten pokój, wysłużone sprzęty, proste, wąskie łóżko i upewniali się, trochę zdziwieni: „to tu Ojciec Święty będzie mieszkał?” Tłumaczyliśmy, że właśnie tu chce mieszkać. No to pokręcili głowami i zgodzili się. Tylko strażnika z gwardii szwajcarskiej postawili przed drzwiami. Stał tam całą noc - wspomina ówczesny wicekanclerz.

Zwiastun wolności

8 czerwca 1979 r. Siódmy dzień pielgrzymki. Papież leci z Krakowa do Nowego Targu. Wita go kardynał Franciszek Macharski i ćwierć miliona ludzi. Po mszy papieski helikopter krąży nad Tatrami. O godz. 17 w katedrze na Wawelu papież uroczyście zamyka Duszpasterski Synod Archidiecezji Krakowskiej. Z Wawelu jedzie do sanktuarium na Skałce. Tu spotyka się z przedstawicielami świata kultury, nauki i sztuki. Potem ma się spotkać z młodzieżą.

Ogrody klasztorne ojców paulinów już od rana zapełniały się rozentuzjazmowanym tłumem. Młodzi zajmowali każdy kawałek wolnej przestrzeni. Na murach otaczających Skałkę, na balkonach pobliskich kamienic, a nawet na drzewach okalających plac. Pokonując zmęczenie po trudnym dniu, papież, widząc tylu młodych ludzi wiwatujących na jego część, ożywił się, jakby od dawna czekał na to wieczorne spotkanie. Od pierwszych chwil nawiązał z młodzieżą bezpośredni kontakt. Żartował, żywo reagował na śpiew, zwłaszcza ulubionej „Barki”. Wystąpienie papieskie było nieustannie przerywane owacjami i oklaskami. Spotkanie przeciągało się, lecz w końcu nadszedł moment pożegnania. Po raz kolejny zaintonowano „Barkę”, a Ojciec Święty podchwycił melodię i zaśpiewał wraz z tysiącami młodych. Gdy Jan Paweł II schodził z podium, tysiące głosów skandowało: „Młodzież kocha papieża”, „Zostań z nami”.

Po latach, gdy wspominano to bezprecedensowe spotkanie, jeden z historyków napisał, że papież został tam „wyklaskany” przez tajnych współpracowników. Po to, by nie miał szans powiedzieć tego, co zaplanował. Dr Marek Lasota, obecnie dyrektor Muzeum Armii Krajowej, twierdzi, że w dokumentach SB, w raportach z pielgrzymki, nic nie ma na ten temat. Ponieważ jednak w tłumie było kilkudziesięciu funkcjonariuszy SB, nie wyklucza, że być może nieustanne owacje i oklaski były sztucznie podtrzymywane przez tajniaków, którym chodziło o uniemożliwienie papieżowi przekazania młodzieży tego, co chciał im powiedzieć.

Okazało się, że pielgrzymka stoi pod znakiem zapytania, bo komuniści nie chcieli się zgodzić na 8 maja. Powody były jasne.

Marek Lasota miał wtedy 19 lat. Był na Skałce, jako członek zorganizowanej przez młodzież służby porządkowej. Ze Skałki zapamiętał morze kwiatów, które podawali sobie nad głowami zebrani. Od końca ogrodów paulińskich pod ołtarz. Drugi obraz, który utkwił mu w pamięci, ale także innych uczestników tego spotkania, to jak papież w pewnym momencie siadł na podium przy ołtarzu. Wszyscy dziwili się, że ktoś taki zachowuje się tak bezpośrednio. Trzeci moment to wystąpienie dziewczyny, jak się później okazało Bułgarki, która zaczęła rozmawiać z papieżem. Jan Paweł II tulił ją, bo ona się w pewnym momencie rozpłakała i nie zdołała skończyć tego, co chciała powiedzieć.

Zmarła sześć lat temu Teresa Torańska, znana publicystka i pisarka, też była wtedy na Skałce. Opowiadała, że papież był pół metra od niej. - Jakiegoś dzieciaka, który wdrapał się na mur, chwycił za czuprynę i powiedział: „Mały, bo spadniesz”. Nie mogę powiedzieć, że jestem osobą wierzącą, ale Jan Paweł II był mi bardzo bliski. Był zwiastunem wolności, iskierką nadziei, możliwością wyjścia na świat - wspominała w 2009 r. z okazji trzydziestolecia pierwszej papieskiej pielgrzymki. Pracowała wtedy w tygodniku „Kultura”. Ale do Krakowa przyjechała prywatnie, narażając się na restrykcje ze strony kierownictwa redakcji. Mówiła, że nawet gdyby ją wtedy wyrzucono z „Kultury”, to „tej wolności, której dotknęła, „już nikt nie jest w stanie jej zabrać”. - Bo jedyna rzecz, którą można w sobie uratować, jest tu - w środku. I to jest największa wartość, jaką człowiek ma. Niezależność - mówiła dziesięć lat temu Teresa Torańska.

Gigantyczne przedsięwzięcie

Krakowscy organizatorzy pierwszej papieskiej pielgrzymki do Ojczyzny mieli tylko dwa miesiące na jej przygotowanie. „Gigantycznym przedsięwzięciem” nazywają przygotowanie Błoń, gdzie w dziewiątym dniu pielgrzymki miała się odbyć msza św. pod przewodnictwem papieża. - Wszystko robiło się wtedy systemem gospodarczym, oprócz ołtarza i nagłośnienia. Zaangażowanie społeczeństwa było wielkie i dlatego nie musieliśmy ponosić wielkich kosztów. Kupiliśmy młoty dziesięciokilowe i krakowianie różnych profesji - robotnicy, urzędnicy, profesorowie, lekarze brali te młoty i wbijali pale w ziemię, bo nie było jeszcze maszyn - wspomina ksiądz infułat Bronisław Fidelus. - Do kogokolwiek się zwróciło w parafii, bo działaliśmy przez parafie, natychmiast wszystko było załatwione. Błonia sami grodziliśmy, kilkanaście kilometrów. Każda górska parafia - tam gdzie były lasy - dostała projekt żerdzi i pali i całe transporty tych żerdzi pięknie okorowanych szły do Krakowa - kontynuuje wspomnienia sprzed 40 lat ksiądz Fidelus.

Na mszę na Błoniach miały obowiązywać karty wstępu. Krakowska kuria zamówiła milion kart. Władze nie zgodziły się na tak duże zgromadzenie. Wydrukowali tylko 500 tysięcy biletów. Dodrukować się nie dało, bo wszystko - papier, tusz, itd. - było limitowane. - Zrobiliśmy, więc - nielegalnie - 20 pieczątek z napisem bilet na 2 osoby i siostry sercanki dniami i nocami tłukły te pieczątki. I tak rozdaliśmy ich milion - ujawnia szczegóły tej tajnej akcji ks. Fidelus.

Musicie być mocni

Już przed pielgrzymką w Krakowie panowała niezwykła, odświętna atmosfera. Szyto papieskie chorągiewki, w oknach wystawiano święte obrazy oświetlone choinkowymi lampkami, oblegane były kancelarie parafialne, gdzie rozdawano wejściówki na Błonia. Nikt nie przejmował się medialnymi informacjami, w których straszono, że na Błoniach mogą być tłumy, które miały rzekomo „słabszych zadeptać i zadusić”. Podawano przykład Meksyku, gdzie podobno w czasie spotkania z Janem Pawłem II zadeptano na śmierć 15 osób. Pisano, że do Krakowa, podobnie jak do innych miejsc pobytu papieża, zwożone są… trumny.

10 czerwca 1979 r. na Błoniach Jan Paweł II w homilii apelował do wiernych: „Musicie być mocni mocą wiary, nadziei i miłości”. - Było tam około półtora miliona ludzi. Ktoś mi powiedział: „popatrz, to tylu, ilu członków partii w Polsce”. Tłum falował, słychać było oklaski i okrzyki. Gdzieś z daleka chór śpiewał „Gaude Mater Polonia”, „Ciesz się, Matko Polsko!”. - wspomina ojciec Leon Knabit, benedyktyn z Tyńca, który na Błoniach pełnił rolę komentatora papieskiej liturgii. Nie miał łatwego zadania. Rola komentatora polega na tym, żeby za dużo nie mówić. Natomiast na Błoniach trzy czwarte ludzi nie widziało z bliska tego, co się dzieje. Widzieli tylko, że gdzieś tam z przodu jest ołtarz. - Trzeba, więc było mówić takim radiowym stylem - mówi o. Leon. Zapamiętał, że przed podniesieniem była taka cisza, że skowronka było słychać. Ludzie trwali w absolutnym milczeniu. - Naprawdę, to był jeden wielki Kościół - podsumowuje.

Wspominając tamtą pierwszą papieską mszę na Błoniach, ojciec Leon mówi, że trochę się bali, co będzie, jak te tłumy ludzi się rozejdą. Obawy okazały się płonne. Ludzie spokojnie się rozchodzili. Mostem Dębnickim, w stronę autokarów zaparkowanych za Wisłą, szła wielka rzeka ludzi…

Kryptonim Lato

W czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny komunistyczne władze zmobilizowały wszystkie swoje służby, aby uprzykrzyć życie pielgrzymom. - Akcja tajnych i jawnych służb PRL nosiła kryptonim „Lato 79”. Wszystkim wyznaczono bardzo precyzyjne zadania. W samym Krakowie podczas pobytu papieża w gotowości pozostawało prawie 70 tysięcy funkcjonariuszy milicji, z czego kilkanaście tysięcy pracowało „w cywilu”, wśród pielgrzymów. Użyto też wszystkich dostępnych wówczas środków technicznych - opowiada szczegóły tej akcji dr Marek Lasota. Z jego opowieści wynika, że jednym z głównych zadań „bezpieki” było utrudnić i maksymalnie ograniczyć kontakt papieża z rzeszami wiernych. - Korzystano m.in. z tzw. propagandy szeptanej, np. rozpuszczano pogłoski, że udział w mszy na placu Zwycięstwa w Warszawie grozi stratowaniem przez tłum. Próbowano wytworzyć przekonanie, iż ci, którzy planują udział w spotkaniach z papieżem, narażają się na niebezpieczeństwo.

W Krakowie „bezpieka” filmowała wszystko trzydziestoma kamerami. Zakazano natomiast pokazywania tłumów w telewizji. W transmisjach z mszy pokazywano więc księży, siostry zakonne, ewentualnie osoby starsze. Zakazano dekorowania instytucji publicznych czy tras przejazdu. Obwieszony papieskimi flagami był jedynie gmach… Filharmonii, czyli dawnego Domu Katolickiego, który w tym czasie pozostawał własnością kurii. Udekorowany kwiatami i perskimi dywanami był również pałac na rogu Rynku Głównego i Brackiej, w którym siedzibę miało... Towarzystwo Przyjaźni Polsko--Radzieckiej i księgarnia „Kalinka”. Gmach ten, ku zaskoczeniu tajnych służb i milicji, udekorowała mieszkająca na ostatnim piętrze Pelagia Potocka, właścicielka pałacu pomagająca studenckiej opozycji.

Pomimo rozmów „uświadamiających” prowadzonych przed pielgrzymką przez agenturę w zakładach pracy czy nacisków na dyrektorów szkół, by powstrzymali młodzież od udziału w liturgii papieskiej, pielgrzymi zapełnili nie tylko Błonia, okolice Skałki, ale też ulice Krakowa, a zwłaszcza Rynek. Tłumy stały także na drogach prowadzących do Nowej Huty. Dlatego nie pozwolono Janowi Pawłowi II jechać samochodem do cysterskiego klasztoru w Mogile, gdzie miał się spotkać z mieszkańcami tej dzielnicy. Przewieziono go tam helikopterem.

Jan Paweł II odleciał do Rzymu 10 czerwca o godz. 17. Wcześniej na lotnisku w Balicach ucałował ojczystą ziemię. Mówił przy tym: „Żegnam Polskę, żegnam ojczyznę moją”. Mieszkańcy Podhala zaśpiewali mu: „Góralu, czy ci nie żal...”.

Z raportów bezpieki wynika, że komuniści po wyjeździe papieża odczuli ulgę. W dokumentach zgromadzonych w IPN są notatki tej treści: „Mamy to za sobą, nic się nie wydarzyło. Nie doszło do powstania”. Wśród sukcesów służb wymieniono „udaną” - jak napisano - manipulację grupą młodzieży, która chciała po spotkaniu na Skałce przenieść stojący tam krzyż do miasteczka studenckiego. - W tej grupie był agent, który pokierował tłumem tak, że w końcu krzyż stanął na Błoniach. Przekonał studentów tym, że w miasteczku gra się w piłkę i krzyż tam nie może stać - opowiada Marek Lasota.

Z badań CBOS wynika, że niemal 80 proc. Polaków uważa, że do powstania Solidarności i obalenia komunizmu przyczyniła się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny. - Papież dodał Polakom odwagi i mocy - podsumowuje krótko tę pielgrzymkę kard. Stanisław Dziwisz.

Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.