Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pekin 2022. Agnieszka Gąsienica-Gładczan: Jestem dumna, że mam na igrzyskach i siostrę, i wychowankę z klubu [ROZMOWA]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Agnieszka Gąsienica-Daniel (dziś Gąsienica-Gładczan) składała przysięgę olimpijską przed igrzyskami w Vancouver w 2010 roku. Teraz w jej ślady idzie siostra Maryna
Agnieszka Gąsienica-Daniel (dziś Gąsienica-Gładczan) składała przysięgę olimpijską przed igrzyskami w Vancouver w 2010 roku. Teraz w jej ślady idzie siostra Maryna Marcin Obara/Polska Press
Agnieszka Gąsienica-Gładczan przed kilkoma laty była najlepszą polską alpejką, startowała w zawodach Pucharu Świata i reprezentowała nasz kraj na igrzyskach olimpijskich w Vancouver. Dziś jak tylko może wspiera młodszą siostrę Marynę Gąsienicę-Daniel oraz swoją wychowankę z klubu Tatra Ski Academy Zakopane, 16-letnią Hannę Ziębę.

Upływa osiem lat od czasu, gdy zakończyła pani zawodową karierę. Niby niewiele, ale jeśli chodzi o warunki zapewniane alpejczykom przez Polski Związek Narciarski, to pani siostra Maryna ma chyba nieporównanie lepsze...
Maryna ma dobre wsparcie ze strony PZN i ma naprawdę super team, który zapewnia jej związek. Miała dobre przygotowania do sezonu, wszystko to zawdzięcza związkowi. Od moich czasów dużo się pozmieniało. Ja jeździłam z jednym trenerem, nawet na igrzyska i czasem, żeby wykonać trening, trzeba było dogadywać się z innymi ekipami. Tymczasem Maryna ma cały sztab. Ale sądzę, że do tej zmiany doszło właśnie dzięki niej i sukcesom, które osiąga przez ostatnie dwa lata. Pewnie wiele osób przekonało się, że w narciarstwie też da się osiągnąć super wyniki i że nie jesteśmy krajem, któremu bardzo daleko do państw alpejskich. Fajnie, że w końcu możemy się liczyć w świecie. Odstawaliśmy też w Polsce od innych dyscyplin narciarskich, choćby od skoków, a teraz można powiedzieć, że to się zmieniło. Nie chcę jednak mówić, że narciarstwo alpejskie jest na pierwszym miejscu, bo przecież także w snowboardzie ostatnio Ola Król fajnie zapunktowała, wygrywając zawody Pucharu Świata.

Może się okazać, że właśnie w narciarstwie alpejskim i snowboardzie będziemy mieć medal na igrzyskach? Jeszcze niedawno to było nie do pomyślenia.
Możemy mówić o medalu, ale w taki sposób, żeby nie nakładać presji na Marnę i na inne dziewczyny, bo wiadomo, że będą chciały dać z siebie wszystko i pojechać jak najlepiej, lecz na sukces składa się wiele czynników. Oczywiście mamy nadzieję, że wszystko się poukłada po ich myśli i i faktycznie wyniki będą zadowalające i dla nas, i dla dziewczyn.

A jak pani ocenia nasze szanse w konkurencji drużynowej?
W drużynówce wszystko się może wydarzyć, ale szans oceniać nie będę. Cieszę się bardzo, że te młode dziewczyny i chłopaki będą mogli pojechać, bo to jest dla nich super szansa i duże doświadczenie do zdobycia. Na kolejne igrzyska pojadą starsi, mądrzejsi i z tym doświadczeniem będą mogli walczyć o jeszcze więcej. To jest bardzo ważne dla zawodnika. Ja byłam tylko na jednych igrzyskach (w 2010 roku – przyp.), które właśnie były dla mnie doświadczeniem, a niestety już nie udało się pojechać na kolejne, na których na pewno wystartowałabym z inną głową i innym podejściem.

Pamiętam, że była pani bardzo rozżalona, gdy nie pozwolono pani pojechać do Soczi.
To nie było fajne. Gdzieś tam ciągle mi to w sercu leży, dlatego nie lubię wracać do tego czasu i do tych wspomnień. To był dla mnie duży cios. Byłam zawodniczką, której bardzo zależało na jeździe i dawałam z siebie wszystko. Miałam po drodze kontuzję, która zaważyła na formie i podejrzewam, że właśnie dlatego nie wzięto mnie do kadry olimpijskiej.

Dziś jest pani trenerką, ma własny klub i tak jak Maryna jest w zespole Atomica.
Przez całą karierę startowałam na rossignolach i Maryna też wtedy z nich korzystała, bo gdy więcej osób jeździło w grupie, łatwiej było załatwić sprzęt. Ale od paru lat Maryna jest w teamie Atomica i tak się fajnie poskładało, że ja też dostałam ofertę, więc znów jesteśmy w jednej firmie. Dostaliśmy też świetną ofertę dla dzieci z naszego klubu narciarskiego. Stąd moja decyzja, żeby podjąć taką współpracę i i spróbować czegoś nowego. Przeżyłam z Rossignolem 17 lat, można powiedzieć, że całą moją karierę narciarską i nie mogę nic tej firmie zarzucić, świetnie się nam współpracowało, ale chciałam spróbować czegoś innego, zyskać nową motywację.

Wspomniała pani o swoim klubie Tatra Ski Academy, więc muszę koniecznie zapytać o Hannę Ziębę, która przecież jest waszą wychowanką, a teraz w wieku zaledwie 16 lat leci na swoje pierwsze igrzyska.
Bardzo się cieszymy z jej powołania do kadry olimpijskiej. Dla nas to wielki zaszczyt, że wraz z Karoliną Klimek mogłyśmy wytrenować taką super dziewczynę i zawodniczkę. Wyszła spod naszych skrzydeł, bo na początku kariery szkoliła się pod naszym okiem, a to są bardzo ważne lata. Przez ostatnie lata jeździ już ze szkołą sportową z Zakopanego, z panem trenerem Januszem Starzykiem i on też zrobił bardzo dużo dobrej roboty. Jesteśmy w stałym kontakcie, więc troszkę możemy sobie przypisać, że przez ostatnie lata też po części miałyśmy wpływ na losy Hani. Udzielamy się, analizujemy jej przejazdy, mamy kontakt z trenerem Januszem. Zawsze dużo rozmawialiśmy o Hani, żeby jej jak najlepiej szło i analizowaliśmy jej technikę. Hania jest bardzo mądrą zawodniczką, jak na swój wiek jest bardzo dojrzała. Można powiedzieć, że wiedzę chłonie i potrafi to przełożyć później na jazdę na nartach. Sądzę, że to będzie najmłodsza zawodniczka igrzysk, to dla niej duże doświadczenie. Na pewno ma z tym związany duży stres, ponieważ nie brała jeszcze udziału w żadnych zawodach wyższej rangi typu Puchar Europy czy Puchar Świata, ale myślę, że wyjazd na igrzyska jej się przysłuży. Bardzo się cieszymy i jej kibicujemy. Właśnie ostatnio uświadomiłam sobie w rozmowie z trenerem Maryny Marcinem Orłowskim, że jestem chyba jedyną, która ma na igrzyskach w jednym momencie i siostrę, i wychowankę. Jestem z tego bardzo dumna.

Niewykluczone, że za parę lat w ślad za Maryną i Hanną pójdą kolejne talenty. Jak dużo dzieci trenuje w waszym klubie?
Nie rozrastamy się nadmiernie, bo nie zależy nam na tworzeniu wielkiego klubu. Poza tym ciężko o dobrych trenerów. Mamy kilka grup wiekowych, próbujemy to ogarniać same z Karoliną, z dodatkową pomocą trzech trenerów. W grupie jest mniej więcej po dziesięcioro zawodników, mamy cztery grupy wiekowe, więc maksymalnie szkolimy czterdzieści dzieciaków.

Gdy Maryna startuje, rzucacie wszystko i biegniecie oglądać jej przejazdy?
Staramy się tak gospodarować czasem, by to było możliwe. Moje dzieci zawsze pytają: a Maryna już jedzie? Bardzo pilnują, żeby nie przegapić jej startu. (śmiech)

W ostatnim slalomie gigancie przed igrzyskami były niesamowite emocje, bo pani siostra po pierwszym przejeździe była bardzo blisko podium, na piątej pozycji.
Zgadza się, ale wiedziałam, że w drugim przejeździe nie będzie łatwo. Trasa była już w cieniu, psuła się, wszystko mogło się zdarzyć. Jeden mały błąd i już jesteś poza podium. Te dwa błędy, które Maryna zrobiła sprawiły, że przesunęła się w klasyfikacji na dziesiąte miejsce. No ale to i tak dobrze rokuje na kolejne starty.

Fakt, że była tak blisko zwycięstwa, jak nigdy wcześniej, mocno ją przed igrzyskami podbuduje.
No tak, przy czym już podczas ubiegłorocznego startu na Słowacji zajmowała po pierwszym przejeździe jeszcze wyższą, bo trzecią lokatę, tyle że wtedy w drugim przejeździe przewróciła się i połamała żebra.

To było niemal rok temu, więc widać, że nie spuściła z tonu, przeciwnie, umacnia się w czołówce. W Kronplatz walka była niesamowita, o miejscu decydowały ułamki sekundy.
Świetny drugi przejazd miała Słowenka (Ana Bucik), która zajmowała 29. lokatę, a później wykorzystała fakt, że za drugim razem zjeżdżała na początku, gdy trasa nie była zniszczona i wylądowała ostatecznie w czołówce (na 9. miejscu – przyp.).

Trasa była stroma, wiele zawodniczek miało na niej problemy. Maryna lubi takie stoki?
Tak. Siłę ma, jak na proporcje ciała, ale wiadomo, że więcej niż jest to możliwe z siebie nie wykrzesze. Mocniejsze fizycznie rywalki mają w tym elemencie przewagę. Spójrzmy jak jest zbudowana zwyciężczyni tych zawodów, Szwedka Sara Hector. Ona pewnie waży ze dwadzieścia kilo więcej od Maryny. Dlatego uważam, że i tak Maryna świetnie sobie poradziła i choć rzucało nią na nierównościach trasy, to dojechała do mety bez upadku, z super wynikiem. Teraz zobaczymy, co pokaże na igrzyskach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska