Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej First zginął 19 lat temu. Do dziś nie wiadomo, kto zabił mistrza

Artur Drożdżak
Andrzej First, świetny sportowiec, dobry człowiek. Miał przed sobą karierę trenera kadry Polski  w kick boxingu. Zginął na zlecenie gangu „Krakowiaka”
Andrzej First, świetny sportowiec, dobry człowiek. Miał przed sobą karierę trenera kadry Polski w kick boxingu. Zginął na zlecenie gangu „Krakowiaka” fot. archiwum
W Krakowie 19 lat temu został zabity 28-letni Andrzej First, mistrz Polski w kick boxingu. Oto wspomnienie jego starszego brata, Mirosława.

Jestem dwa lata starszy od Andrzeja. Urodziliśmy się obaj w Gorlicach, ale potem przenieśliśmy się do Krakowa. Tata był wtedy oficerem Wojska Polskiego i z nim tutaj trafiliśmy. Mieszkaliśmy pod Wawelem praktycznie od urodzenia.

Nikt wcześniej w rodzinie nie trenował sztuk walki, to nasze zainteresowanie wzięło się z mody po emisji filmów, w których występował choćby Bruce Lee. Rodzice nigdy nie stawiali nam przeszkód w treningach, tym bardziej że nie zaniedbywaliśmy nauki, a wręcz przeciwnie. Godziliśmy jedno i drugie - i to była dla nas lekcja samodyscypliny.

Zanim pojawił się kick boxing to ja trenowałem karate, a Andrzej wybrał najpierw jujitsu. W szkole średniej miałem wypadek samochodowy i musiałem przerwać uprawianie sportu, a sekcja, w której trenowaliśmy, przeszła na trenowanie kick boxingu i Andrzej nim się zajął profesjonalnie.

Sport to była jego pasja, jego życie. Tym się głównie zajmował, w planach miał dalszy rozwój swojej szkoły Smok. Oprócz tego, że ukończył Akademię Wychowania Fizycznego, ukończył też studia podyplomowe na Akademii Ekonomicznej na kierunku marketing i zarządzanie.

W przyszłości miał jeszcze bardziej profesjonalnie zająć się sportem i klubem. Układał sobie też życie prywatne. Miał dziewczynę i ta znajomość była już na takim etapie, że niedługo miały być ich zaręczyny.

***

Pamiętam dzień, w którym zginął Andrzej. Sobota, 23 listopada 1996 roku. Ja już wtedy nie mieszkałem z rodzicami, i Andrzejem, ale w zupełnie innej części Krakowa. Brat wrócił tego dnia ze zgrupowania reprezentacji Polski, przyjechał na weekend do Krakowa i zaraz potem miał wyjeżdżać na kolejne mistrzostwa.

W tamtym czasie, ale tak się dzieje i obecnie, sportowcy, którzy nie trenują dyscyplin olimpijskich, musieli na własną rękę szukać środków na swoje utrzymanie i treningi. Dlatego Andrzej pracował w ochronie krakowskiego klubu Pasja. Ta praca pozwoliła mu na utworzenie Krakowskiej Szkoły Sportowej Smok, która była jedną z pierwszych zajmujących się kick boxingiem w Krakowie.

Do dzisiaj istnieje w formie stowarzyszenia i prowadzą ją teraz wychowankowie Andrzeja. Szkoła Smok nosi jego imię. Jak wspomniałem, tamtego dnia Andrzej wrócił do Krakowa i udał się do pracy, potem kolega podwiózł go samochodem na ul. Makowskiego. Miał do przejścia około 40 metrów do klatki schodowej bloku na Stachiewicza, gdzie mieszkał z rodzicami.

Niestety, tam czekali na niego sprawcy. Ja się dowiedziałem od rodziców, co się stało, oni od sąsiadów. Wszystko rozegrało się na klatce schodowej, na parterze.

Początkowo przypuszczenia były różne, ale o tyle ciężko było dojść prawdy, że Andrzej praktycznie nie miał żadnych wrogów, za to wielu przyjaciół. Był przyjaźnie nastawiony do ludzi i świata. To bywało kłopotliwe, bo gdy szliśmy razem przez miasto był zatrzymywany, witał się ze znajomymi, rozmawiał, przystawał.

Potem w toku śledztwa okazało się, że tego zabójstwa dokonano na zlecenie śląskiego bossa gangu ps. „Krakowiak”. Bezpośrednich sprawców zabójstwa nigdy nie znaleziono. Były spekulacje, że było tylko zlecenie pobicia, a gdy zaczęła się ostra walka, bo Andrzej się mocno bronił, to dopiero wtedy doszło do zadania mu ciosów nożem. Czy uda się kiedykolwiek wszystko wyjaśnić? Tego nie wiem.

***

O co poszło? O pomówienie, że Andrzej rzekomo miał być ochroniarzem jednego z ludzi z krakowskiego półświatka. To było kompletną bzdurą. „Krakowiak” chciał dać nauczkę temu człowiekowi poprzez atak na Andrzeja. Co więcej, ten człowiek chodził po Krakowie i się chwalił, że Andrzej jest jego ochroniarzem, co nie było prawdą.

Był też badany wątek, że brat zginął dlatego, iż się nie zgadzał na to, by w klubie Pasja były rozprowadzane narkotyki, ale to się nie potwierdziło. Gdy Andrzej żył, byłem raz w tym klubie. Gdy zginął byłem ponownie - odbyło się tam spotkanie organizowane przez Urząd Marszałkowski, gdzie wręczono nagrody dla sportowców i trenerów roku. Andrzej został uznany za trenera roku 1996 i w jego imieniu odbierałem tę nagrodę.

Jaki Andrzej był na co dzień?

Wspaniałym człowiekiem, prawdziwym bratem. Zawsze można było na niego liczyć, nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze staraliśmy się pozostawać w bliskich relacjach i to się udawało. Rodzice nas tak wychowali, by się wzajemnie szanować i tak jest do dzisiaj. Bardzo mi go brakuje.

Andrzeja pochowano na cmentarzu Batowickim. W 15. rocznicę jego śmierci przyjechało dużo ludzi, był na jego temat kręcony film, a każdego roku są organizowane takie spotkania w Krakowie jego kolegów i uczniów. Została szkoła sportowa, jego dzieło, które kultywuje pamięć o Andrzeju jako trenerze, zawodniku i człowieku.

W tamtym czasie, gdy kick boxing był jeszcze popularniejszy, był pierwszym trenerem kadry juniorów i drugim trenerem kadry seniorów. Z wypowiedzi ówczesnego kierownictwa Polskiego Związku Kick Boxingu wynikało, że był poważnie przygotowywany, by zostać pierwszym trenerem kadry seniorów.

Kim Andrzej byłby dzisiaj?

Zapewne jeszcze bardziej utytułowanym zawodnikiem i trenerem, skoro już w tak młodym wieku potrafił wychować mistrza świata i kilku mistrzów Polski i Europy. W tej dziedzinie rysowały się przed nim naprawdę piękne perspektywy.

***

Janusz T. ps. Krakowiak karierę przestępczą rozpoczął u schyłku lat 70., gdy trenował dżudo i piłkę ręczną w Krakowie. Z czasem zaczął dokonywać kradzieży, napadów z bronią, nielegalnie rozprowadzał wódkę. Przeniósł się na Śląsk i stworzył brutalny gang rozbity na początku 1999 r. Doszło do tego m.in. dzięki zeznaniom czterech świadków koronnych. Do tej pory prawomocnie Sąd Apelacyjny skazał „Krakowiaka” na 15 lat więzienia za trzy przestępstwa. Jedno dotyczyło zlecenia pobicia Andrzeja Firsta. Według ustaleń „Krakowiak” zlecił to przestępstwo Ukraińcowi Markowi J., który z kolei wynajął innych Ukraińców. Markowi J. sąd apelacyjny obniżył karę z 13 do 6 lat więzienia, uznając, że nie można mu przypisać podżegania do zabójstwa, a jedynie zlecenie pobicia. Za ten czyn ,,Krakowiak” dostał 6 lat więzienia. Ciągle toczy się proces dotyczący 4 innych zabójstw, które zlecił „Krakowiak”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrzej First zginął 19 lat temu. Do dziś nie wiadomo, kto zabił mistrza - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska