Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biecz potrzebuje drugiego Kracika

Halina Gajda
Rozmawiamy z Mirosławem Wędrychowiczem, do niedawna starostą, decyzją wyborców powołanym na burmistrza Biecza.

Zapytam, może nieco zaczepnie, nie czuje Pan, że w pewnym sensie został zdegradowany? I to na własne życzenie. W końcu funkcja starosty jest o szczebel wyżej niż burmistrza.
Burmistrz jest po prostu bliżej ludzi. Może to jakaś degradacja, ale ja tego tak nie odbieram. Humorystycznie powiem tak: wybory to zazwyczaj kop w górę, a trafił się jeden wariat - ja - który przez wybory sam wybrał sobie niższy szczebel samorządu. (śmiech)

Wynik okazał się miażdżący dla konkurentów.
Wielkość poparcia jest wielkością kredytu zaufania, który dostałem od mieszkańców. Trzeba będzie temu sprostać, a łatwo na pewno nie będzie.

Do starostwa nie przychodzili ludzie, bo mają kłopoty z uregulowaniem rachunków, albo z sąsiadem, z którym spierają się o drogę.
Rzeczywiście, o ile nie było problemów z rachunkami, to przychodzili, bo szukali pracy. I to często. Wprawdzie starostwo ma niewielki wpływ na wielkość zatrudnienia, ale zawsze starałem się pomóc. W kilku przypadkach się udało. Jak nie dzięki kontaktom z przedsiębiorcami, to za skuteczną namową do prowadzenia własnej działalności gospodarczej. W sumie więc, te problemy natury socjalnej nie są mi obce.

Bardziej bym się spodziewała, że wystartuje Pan w wyborach do sejmiku województwa albo do parlamentu.
Miałem takie myśli, ale start na te szczeble wiąże się z określeniem swojej przynależności partyjnej. Tymczasem nie widzę ugrupowania, z którym chciałbym się identyfikować. Coraz częściej praca w nich sprowadza się do wzajemnego zwalczania, nie współpracy.

Żal starostowania?
Żal ludzi, bo łatwo się przywiązuję. Przez lata mojej pracy udało nam się stworzyć atmosferę, której nie ma nigdzie indziej. I chyba tego będzie mi najbardziej brakowało.

Kogo albo co Pan zabierze z sobą?
Wspomnienia. Dobre wspomnienia. Nie znam struktury bieckiego magistratu ani ludzi, którzy tam pracują. Na pewno przyjrzę się, jak traktują mieszkańców, jaki jest poziom obsługi, czy są pomocni. To podstawa, bez tego nie ma szans ani na dobrą pracę, ani na dobry kontakt z mieszkańcami.

Startując na pewno zastanawiał się Pan, jak widzi przyszłość Biecza?
Przede wszystkim potrzebny jest rozwój gospodarczy, rozwój przedsiębiorczości. Biecz potrzebuje strefy aktywności gospodarczej. Jedna jest już w Gorlicach, ale do budowy podobnych przymierzają się inne gminy, bo widzą w tym także szansę dla siebie. Myślę również o rozwoju budownictwa. Takiego jednorodzinnego. Coraz więcej jest ludzi, którzy zamiast bloku wolą dom. Najchętniej poza miastem, ale jednocześnie blisko szkoły, kościoła, urzędów. Dlaczego nie mieliby wybrać Biecza? Do tej pory wybierali wsie pod Gorlicami. Z prostego powodu. Tam samorządy zadbały o wyposażenie działek w infrastrukturę: wodę, kanalizację, prąd czy gaz. Podobnie jest z drogami. Nie trzeba przekopywać kilometrów. W gminie Biecz bywa z tym różnie.

Strefę planuje budować m.in. Bobowa.
Dokładnie. Nie ma się co łudzić - bez takiej strefy, uzbrojonej w media, w Bieczu przedsiębiorcy się nie pojawią. Powiem, może trochę z rozmachem, ale Biecz potrzebuje drugiego Kracika (Stanisław Kracik, były burmistrz Niepołomic. Za jego kadencji w gminie prężnie rozwinęły się strefy przemysłowe - przyp. red.), takiego, który popatrzy właśnie przez pryzmat rozwoju przedsiębiorczości.

Co z turystyką?
Jeśli trzymać by się takiej stolarskiej nomenklatury, to gmina Biecz powinna być trochę jak stół. Dziwny, bo z trzema nogami. Jedna to wspomniane mieszkalnictwo, druga - również omówiona przedsiębiorczość, no i trzecia - turystyka. Biecz, patrząc z obwodnicy, nie przyciąga. Trzeba by się zastanowić nad dobudowaniem barbakanu. Musimy znaleźć coś, co zadziała jak magnes. Chciałbym, żeby kiedyś Biecz był podobny do Kazimierza nad Wisłą. To na razie przyszłość. I to dosyć daleka, bo wpierw musimy się zmierzyć ze sporym zadłużeniem. Trzeba będzie jakoś dmuchać na tę czarną chmurę, która zawisła nad gminą i zrobić wszystko, by szkód było jak najmniej.

Samorządowa "Wspólnota", która przygotowuje różne samorządowe rankingi, podawała, że na koniec 2013 roku zadłużenie Biecza wynosiło 66,19 procenta. Czy wie Pan, jak wygląda to teraz?
Nie, ale będzie to pierwszy dokument, w który się wgłębię.

Zdradzi Pan nazwisko zastępcy?
Nie ma co zdradzać, bo na razie nie wiem, czy w ogóle takie stanowisko będzie. Słowem, czy będzie gminę na nie stać. Planuję, przynajmniej na razie, dopóki się tylko da, pracować sam. Potem, w miarę jak zbudujemy listę zadań, zastanowię się nad ewentualnym doborem.

Wyobraził sobie już Pan, co zrobi pierwszego dnia na nowym stanowisku?
Będę chciał się spotkać ze wszystkimi pracownikami. A potem z moimi kontrkandydatami z wyborów. Kolejnym etapem będzie wnikliwa analiza planu zagospodarowania gminy.

Po co z nimi?
Każdy z nas, startując, miał swoją wizję rozwoju, przyszłości. Myślę, że warto się wymienić tymi pomysłami. Na pewno jest wiele zmian, pomysłów wartych wprowadzenia w życie. Mam nadzieję, że moi konkurenci przyjmą zaproszenie.
Kiedy zobaczymy Pana w bieckim ratuszu?
Pewnie już w tym tygodniu. Gdy tylko komisarz wyborczy wyda zaświadczenie o wyborze. Potem pozostanie tylko zakasać rękawy i do roboty!

Rozmawiała Halina Gajda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska