Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężka praca lekkiej muzy

Andrzej Z. Kowalczyk
Renata Drozd w programie "Filharmonia dowcipu".
Renata Drozd w programie "Filharmonia dowcipu". archiwum artystki
Z Renatą Drozd, artystką "Filharmonii dowcipu" rozmawia Andrzej Z. Kowalczyk.

Po jednym z pierwszych programów "Filharmonii dowcipu" powiedziała Pani: "Nie bez obawy zgodziłam się na udział w tym programie. Czy było warto? Czas pokaże". I co pokazał?

Pokazał, że warto. Rzeczy-wiście, w czasie, który pan wspomniał, miałam pewne obawy. Ale teraz całkiem się ich pozbyłam. Powiem nawet więcej. Zwykle jestem krytyczna wobec siebie, ale przyznam, że kiedy zdarza mi się oglądać zarejestrowane programy "Filharmonii Dowcipu", bawię się tym, co pokazuję na scenie. A doświadczenia, które nabyłam w trakcie pracy z Waldemarem Malickim i reżyserem Jackiem Kęcikiem już procentują na scenie, zwłaszcza w spektaklach komediowych.

Jak Pani występy przyjmują koleżanki i koledzy z Teatru Muzycznego?

Nigdy nie padł zarzut, że sprzeniewierzyłam się scenie i popadłam w komercję. Programy są przyjmowane raczej ciepło. Zapewne są tacy, którym nie podoba się to, co robię, ale milczą.

Nie zazdroszczą Pani popularności?

Nie przesadzajmy z tą popularnością.Oczywiście "Filharmonia dowcipu" sprawiła, że w jakimś stopniu stałam się rozpoznawalna także poza Lublinem. Ale w żadnym razie nie jestem gwiazdą telewizyjną. Nigdy zresztą nie zakładałam, że muszę być popularna za wszelką cenę.

Jak trafiła Pani do tego programu?

Przez zupełny przypadek. Kilka lat temu zostałam zaproszona w Kielcach do udziału w koncercie jubileuszowym orkiestry - proszę uważać! - dętej. Zaśpiewałam z jej towarzyszeniem m.in. "Pieśń o Wilii", która w takiej wersji zabrzmiała naprawdę bardzo niecodziennie. Tak się złożyło, że gwiazdą koncertu był Waldemar Malicki, który wsłuchał się w te moje "popisy". A potem, na bankiecie podszedł do mnie i zapytał, czy byłabym zainteresowana udziałem w programie prezentującym muzykę z przymrużeniem oka, w którym będzie miejsce nie tylko na śpiew, ale też etiudy aktorskie, skecze itp.

Nigdy w czymś takim nie występowałam, ale postanowiłam spróbować. Okazja nadarzyła się na festiwalu w Nowym Sączu. Wystąpiłam tam w scence, w której skromna bibliotekarka przeistacza się kogoś w rodzaju Dody i śpiewa. Miałam straszną tremę, ale publiczność przyjęła to tak dobrze, że z wrażenia pomyliłam kierunki i zeszłam ze sceny w ślepą kulisę. Waldemar Malicki skomentował to słowami: "Aha, blondynka!", a Jacek Kęcik zaangażował mnie do programu telewizyjnego.

Można odnieść wrażenie, że w tym programie świetnie bawi się nie tylko publiczność, ale i wykonawcy.

Bo tak właśnie jest. Ale też jest to ciężka praca; w dniu występu od samego rana trwają próby i czasem prawie nie ma chwili, aby odetchnąć przed koncertem. Ale satysfakcja jest ogromna. Bo te programy to nie tylko zabawa, ale także rodzaj edukacji muzycznej. Publiczność może z nich wynieść wiadomości na temat historii muzyki, stylów, gatunków i form. A że jest to podawane w formie lekkiej, tym łatwiej zapada w pamięć.

Pani sceniczne wcielenia w macierzystym Teatrze Muzycznym w Lublinie są dobrze znane. A jaka jest Renata Drozd prywatnie?

Może zabrzmi to nieskromnie, ale staram się być skromna, pokorna wobec sztuki. Żyję z dala od szumu i staram się chronić swoją prywatność. Tabloidy i plotkarskie serwisy się na mnie nie pożywią.

piątek-sobota
Jesziwas Chachmej
ul. Lubartowska 85
pt. 16, sob. 22, wstęp wolny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski