Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat górali z Krauszowa: Sprzedali dom w Oświęcimiu, ale pieniędzy nie dostali

Tomasz Mateusiak
Fot. Karolina Misztal
Polskie prawo chroniące ofiary dłużników jest dziurawe niczym szwajcarski ser. Boleśnie przekonało się o tym małżeństwo z podhalańskiej wsi Krauszów (gm. Nowy Targ), które straciło dorobek życia, bo sprzedało z odroczoną płatnością własny dom. Kupiła go firma budowlana, która chwilę później ogłosiła bankructwo. W tym przypadku o właścicielu firmy, która kupiła dom, trudno jednak mówić inaczej niż o ofierze systemu. Zbankrutował, bo jak jeden z tysięcy polskich przedsiębiorców został podwykonawcą dużej firmy budowlanej, która nie zapłaciła mu za prace.

Musieli sprzedać dom
- To miało być nasze miejsce na ziemi - mówią Ewelina i Grzegorz Muchowie na wspomnienie o domu, który budowali we wsi Grojec pod Oświęcimiem. - Do roku 2013 stanął tam dom w stanie surowym. Musieliśmy go sprzedać.
Zmusiła ich do tego sytuacja rodzinna. Brat pana Grzegorza dostał w Anglii wylewu. Trzeba było zapłacić za leczenie i poszły na to środki, które górale mieli przeznaczone na zapłatę za materiały budowlane. - Ich dostawcy wysłali do nas komorników. Wpadliśmy w długi na około 80 tys. złotych - mówi Grzegorz Mucha.

By z nich wyjść, rodzina zdecydowała, że nieruchomość sprzeda i zamieszka na Podhalu w rodzinnym domu pana Grzegorza. Chętnych na nieruchomość z długiem nie było. Dlatego, gdy "pomocną dłoń" wyciągnął do nich pracodawca pana Grzegorza, Muchowie ucieszyli się. Firma Volf (zajmowała się instalacjami elektrycznymi) kupiła za 450 tys. zł budynek wraz z 5-ha gospodarstwem. Przedsiębiorcy mieli płacić w ratach. Pierwsza miała pokryć długi Muchów, a kolejne (po 45 tys. zł) co kwartał miały trafiać na ich konto.

Zbankrutowali i co dalej?
Początkowo wszystko było dobrze. Długi spłacono, a podhalańskie małżeństwo dostało pierwszą ratę. Później firma Volf zbankrutowała. - Mąż stracił pracę, a firma przestała nam płacić - mówi pani Ewelina. - Powinniśmy dostać jeszcze 325 tys. zł. Nie wiem, czy zobaczymy tę sumę w całości, bo komornik, który zajmuje się ściąganiem tego, co zostało po firmie Volf, powiedział nam, że jesteśmy na samym końcu listy dłużników. Po urzędzie skarbowym, ZUS-ie i hurtowniach budowlanych.

Dłużnik sam ma kłopoty
Jeden z byłych właścicieli firmy Volf (drugi zniknął) jest uczciwy i chce rozliczyć się z rodziną z Krauszowa. - Moje kłopoty zaczęły się, gdy zostaliśmy podwykonawcą firmy Chemobudowa - mówi Wojciech Ortman. - Remontowaliśmy z nią m.in. szpital dziecięcy w Prokocimiu. Nie dostaliśmy za to zapłaty (mowa nawet o 9 mln). Sami wpadliśmy w długi.

Ortman pod koniec zeszłego roku podpisał z Muchami ugodę. Na jej mocy co miesiąc ma im przelewać po 2,5 tys. zł, do czasu aż spłaci swoją połowę zobowiązania za dom Muchów (ok. 160 tys. zł).

Pieniądze nie docierają
Tu jednak pojawia się kolejny problem. Choć Ortman płaci co miesiąc, a na dowód swych słów przysłał redakcji potwierdzenie przelewów, rodzina górali twierdzi, że przez ostatnie miesiące dostała tylko dwie pełne raty i jedną niepełną - 1500 zł.
Jak to możliwe? Okazuje się, że obie strony podpisały umowę, w której pośredniczyła jedna z firm windykacyjnych. Pieniądze od Ortmana najpierw trafiają na jej konto, a następnie do Muchów.

Próbowaliśmy w piątek ustalić w samej firmie windykacyjnej, co dzieje się z pieniędzmi górali. Jej pracownicy byli jednak oburzeni, że dziennikarze interesują się sprawą. Odmówili odpowiedzi na pytania. Mają to zrobić, jeśli wyślemy im oficjalne pismo tradycyjną pocztą. Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska