Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzień i noc szlifowali onyks na sarkofag prezydenta

Barbara Ciryt
Adam Wojnar
Nad wykonaniem prezydenckiego sarkofagu trzydzieści osób pracowało dwa dni i dwie noce. Bez wytchnienia. Prosili tylko o spokój. Jan Siuta, właściciel zakładu kamieniarskiego z podkrakowskiego Cholerzyna, który podjął się tej morderczej pracy, mówi, że z trudnościami technicznymi on i jego ludzie sobie poradzą.

W piątek rano, kiedy kamienne płyty były pocięte, wykonawca przyznał, że miodowy onyks, rodzaj alabastru, z którego powstał sarkofag, zaskoczył go pozytywnie. - Wybór materiału był trafiony. Światło dobrze przenika przez kryształki onyksu - mówi Jan Siuta, malarz, rzeźbiarz, grafik i filozof. Wyjaśnia, że ta odmiana szlachetna kamienia ma grubsze kryształki niż klasyczny alabaster.

Gotowy sarkofag miał trafić na Wawel wczoraj około południa. Jednak wszystko zaczęło się opóźniać. Trudności piętrzyły się jedna po drugiej. Zmieniła się nawet decyzja co do ustawienia trumien prezydenta i jego małżonki. Początkowo miały stać jedna na drugiej. Ostatecznie uznano, że będą obok siebie.

Dlatego wykonawca sarkofagu postanowił zmienić technikę wnoszenia do krypty kamiennych płyt, z których składa się całość. - Miały być wniesione na drewnianych konstrukcjach, a będą na metalowych - wyjaśnia Jan Siuta, właściciel zakładu. Wszystko dla bezpieczeństwa.

Szef firmy musiał zadbać o ciężkie płyty, by nie pękły, nie uszkodziły się na krętych, wąskich korytarzach krypty, ale troszczył się również o pracowników, którzy dźwigali fragmenty sarkofagu, by kamienne bloki nikogo nie przygniotły. Tym bardziej że główna część waży ponad 400 kg. Musiała być wnoszona ręcznie i w pozycji pionowej.

Cały sarkofag waży ok. dwóch ton. Ma 153 cm szerokości, 210 cm długości i 69 cm wysokości. Z boku zamontowano napis ze złoconego brązu: "Lech Aleksander Kaczyński", a pod nim "Maria Helena Mackiewicz-Kaczyńska". Na płycie górnej wyryty jest krzyż.

Nim do roboty wzięli się kamieniarze, z mozolną pracą i uzgodnieniami borykała się projektantka sarkofagu, architektka Marta Witosławska. Jeszcze w czwartek wieczorem zmieniała projekt. - Wszystko musi być uzgodnione z konserwatorem zabytków i rodziną Kaczyńskich - wyjaśniała krótko.

Pomagał w tym wojewoda małopolski Stanisław Kracik. - Jeszcze w czwartek około godz. 20 rozmawiałem z córką państwa Kaczyńskich, nalegając, aby uzgodnienia co do wyglądu sarkofagu mogły się zamknąć w ciągu pół godziny, bo inaczej nie zdążymy do niedzieli - wspomina wojewoda. W końcu udało się. Prace trwały dwie noce.

Miodowe kamienne płyty były cięte w cholerzyńskim zakładzie od czwartkowego popołudnia. Maszyny ruszyły około godz. 17. I pracowały non stop do rana w piątek. Cały zakład został postawiony w stan gotowości. Na początku pracowali tylko mężczyźni-kamieniarze, potem do pomocy zaangażowane zostały też kobiety, które na co dzień są zatrudnione w biurze firmy. - Pomagamy w obróbce - z uśmiechem, ale i zmęczeniem na twarzy mówi jedna z pań.

Całą noc nikt tu nie zmrużył oka. Cięli piłami i linami diamentowymi szlachetny kamień, potem obrabiali go i szlifowali strumieniem wody z dodatkiem agatu, pod ogromnym ciśnieniem 4 tysięcy atmosfer. W końcu przyszedł czas na kosmetyczne poprawki kamienia, pod którym spocznie ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii. Biały, kamienny pył osiadał na ubraniu, rękach i twarzach kamieniarzy.

W piątek przed południem brama głównej pracowni kamieniarskiej zamknęła się. Nikt obcy nie miał tam wstępu. Ludzie Jana Siuty w skupieniu robili swoje. Wciąż ścigali się z czasem. - Pracujemy od czwartku, od godz. 7 rano - rzuca w pośpiechu jeden z pracowników. Nie zatrzymuje się ani na chwilę. Z grubą warstwą pyłu na twarzy, przekrwionymi oczami, rusza dalej do swoich zajęć.

Pokazuje napój energetyczny. Wzmacnia się, podobnie jak jego koledzy. Szef zamawia im też gorące posiłki. Jak długo wytrzymają przy tak ciężkiej pracy? - Do końca, aż wszystko będzie gotowe i zostanie zamontowane na Wawelu - zapewnia jeden z pracowników. Jest przyzwyczajony do ciężkiej roboty.

Choć przyznaje, że pod taką presją czasu i rangi wydarzenia nie zdarza się pracować często. Pan Jan stara się zachować spokój, lekko się uśmiecha. Nie widać zdenerwowania, nawet w momencie gdy wyjazd z fragmentami sarkofagu opóźniał się o kolejne godziny. - Planowaliśmy pakowanie i wyjazd z zakładu o godz. 12 - mówił nam wczoraj po południu.

Wiedział, że przez wprowadzenie nowych zabezpieczeń kamienia, do godz. 16 nie wyjedzie. Wówczas do firmy dotarły litery, z których składa się napis nagrobny. Potem przyszła informacja, że na Wawelu spodziewają się go ok. 19. Wtedy zaczął pakować, ale wyjechał ok. 22.

Wszyscy najbardziej obawiali się wnoszenia gotowych elementów do krypty. Montowanie zaczęło się nocą. Miało trwać ok. czterech godzin. Rzeźbiarz Jan Siuta zaznacza, że estetykę sarkofagu trzeba ocenić poprzez jego użyteczność, indywidualny charakter i wpisanie się w całość otoczenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska