Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fundacja porwała psiaki... fundacji! W czasie rozłąki Lucky zdechł

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Lucky na zdjęciu po lewej, zrobionym przez Izabelę Smolińską, wyglądał dobrze, jak na swoje 14 lat. Po prawej, już po wywiezieniu z Izdebnika, pracownik fundacji Pan i Pani Pies pokazuje jego niesprawną nogę
Lucky na zdjęciu po lewej, zrobionym przez Izabelę Smolińską, wyglądał dobrze, jak na swoje 14 lat. Po prawej, już po wywiezieniu z Izdebnika, pracownik fundacji Pan i Pani Pies pokazuje jego niesprawną nogę Facebook
Organizacja ratująca zwierzęta odebrała szefowej innej instytucji psy, bo uznała je za maltretowane. Po dwóch latach sąd uznał, że nie było do tego podstaw. Tylko suczka wróciła do właścicielki.

Izabela Smolińska, prezes fundacji „Zwierzę Nie Jest Rzeczą”, której siłą zabrano dwa psy, dopiero w sądzie i to po dwóch latach ślęczenia na kolejnych rozprawach, wywalczyła prawo od odzyskania zwierząt. Niestety, jeden z psiaków tego nie doczekał. Kobieta zapowiada, że złoży pozew o odszkodowanie od fundacji, która odebrała jej psy. Jak twierdzi - skrzywdzono jej pupile.

Psiaków szukała sama

Dwa kundle, psa i suczkę zabrano pani Izabeli z podwórka przed domem w Izdebniku, podczas jej nieobecności latem 2015 roku. 14-letniego Luckyego (Szczęściarza) wywieziono pod pozorem ratowania jego życia.

- Faktem jest, że gdy chodził, co kilka kroków powłóczył nogą. Ale dlatego, że miał zdiagnozowaną wadę w dolnym odcinku kręgosłupa - opowiada pani Izabela.

Zapewnia, że pies był w stałym leczeniu, a stosowane u niego leki, były skuteczne i przynosiły ulgę. - Suczka Saba była zdrowa, na nic nie chorowała, a zabrana została bez powodu i niejako przy okazji - dodaje rozgoryczona.

Kobieta tłumaczy, że przeżyła ogromny stres, bo nie od razu dowiedziała się o losie swoich zwierzaków.

- Fundacja „Pan i Pani Pies” nie poinformowała nas w żaden sposób, że zabrała moje czworonogi. Nie zostaliśmy także zawiadomieni o jakiejkolwiek interwencji. Szukaliśmy więc psów przez dwa dni, bo byliśmy przekonani, że ktoś je ukradł, choć były zamknięte w obejściu - tłumaczy.

Najprawdopodobniej po anonimowym donosie psy wyprowadzono z posesji przez przedstawicielki fundacji w asyście policji. Następnie zostały zbadane przez weterynarza i przewiezione do hotelu dla zwierząt. Tam stwierdzono, że Lucky nie jest chory, tylko został pobity.

- Były to kłamstwa, stworzone dla podsycania medialnej atmosfery „ratowania” Luckiego poprzez wpłaty na konto tamtej fundacji - twierdzi pani Izabela, która, gdy tylko dowiedziała się, dokąd trafiły psy, wystąpiła o nakaz ich oddania.

- Nie były porzucone. Przebywały na posesji do późnego popołudnia same, bo pracowałam. Codziennie jednak wracałam do domu z fundacji w Krakowie. Tu, ze mną, godnie miały dożyć do końca - przekonuje kobieta.

Potwierdziła to wizja lokalna, przeprowadzona przez sołtysa i rozmowy z sąsiadami. Powiatowy lekarz weterynarii stwierdził z kolei, że stan zdrowia obu zwierząt wynikał tylko z ich zaawansowanego wieku. Zanim jednak sprawa trafiła przed oblicze temidy, badano ją przez ponad rok.

W końcu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie orzekł, że psy nie powinny być wcale wywożone z Izdebnika. „Wydanie decyzji o odebraniu zwierząt uzależnione jest m.in. od tego, że wystąpił przypadek niecierpiący zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu. W tej sprawie nie zaszła żadna z tych przesłanek” - czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Nikt nie zawinił?

Z akt sprawy wynika, że psy miały dostęp do wody i jedzenia. Dokumentacja lekarzy weterynarii potwierdza, że były prawidłowo leczone. Żaden lekarz nie stwierdził ich odwodnienia czy zagłodzenia. Nie znaleziono też dowodu, że właścicielka psów znęcała się nad nimi.

Sądowa batalia zakończyła się wygraną pani Izabeli, ale Szczęściarz już tego wyroku nie doczekał. Okazało się, że po trzech miesiącach od odebrania go, został uśpiony. Suczka wróciła do właścicielki.

- Odebranie psa przez nieznane osoby od opiekuna, z którym zwierzęta były zżyte od kilkunastu lat, mogło narazić je na stres i pogorszyć ich stan - ocenia Mirosław Hałapa, weterynarz z Wadowic.

Założycielem Fundacji Pan i Pani Pies jest Agnieszka Kowalska, wdowa po popularnym aktorze Maćku Kozłowskim. Wspólnie z nim uratowała z bezdomności kilkadziesiąt psów. Zapewnia, że w tym przypadku nie popełniono błędu. - Szczególnie Szczęściarz był w złym stanie. Kategorycznie zaprzeczam, by u nas zwierzętom działa się krzywda - przekonuje.

WIDEO: Dlaczego naprawdę warto mieć psa?

Źródło: Agencja TVN/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska