Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hillary był na Evereście pierwszy o długość liny!

Jerzy Filipiuk
Nowa Zelandia. Bogusław Nowak przy pomniku swojego przyjaciela, Edmunda Hillary'ego
Nowa Zelandia. Bogusław Nowak przy pomniku swojego przyjaciela, Edmunda Hillary'ego fot. archiwum Bogusława Nowaka
60 lat temu jako pierwszy człowiek zdobył najwyższy szczyt świata. Po latach Szerpowie nazywali go "burra sahib" (wielki człowiek), nie ze względu na jego wzrost, ale za to, co czynił dla nich i Nepalu, gdzie budował szkoły, szpitale i mosty. O sir Edmundzie Hillarym i przyjaźni z nim opowiada Jerzemu Filipiukowi znany podróżnik, pochodzący z Krakowa, a mieszkający w Nowej Zelandii, Bogusław Nowak.

Na ten szczyt weszli już astronauta i nudysta, niewidomy i astmatyk, Nepalczyk bez rąk i Nowozelandczyk bez nóg, 13-letni Amerykanin i 80-letni Japończyk oraz Polka z synem. Na szczycie ślub zawarła nepalska para, a helikopterem wylądował francuski pilot. Ze szczytu na nartach zjechał Słoweniec, a na paralotoni zleciał Francuz.

Żaden z nich nie zapisał się jednak tak wspaniale w historii zdobywców Mount Everestu jak Nowozeladczyk sir Edmund Hillary. Człowiek-legenda, "król gór". 29 maja minęło 60 lat od dnia, kiedy jako pierwszy człowiek w historii stanął na szczycie góry mierzącej 8848 metrów. We wtorek w schronisku PTTK nad Morskim Okiem odsłonięto tablicę upamiętniającą jego wizytę w Tatrach w 2004 r. i nadanie mu tytułu Honorowego Górala.

Żywot niezwykły
Jego życie było niezwykłe. Syn pszczelarza i nauczycielki, służył w Nowozelandzkich Siłach Powietrznych, doznał ciężkich poparzeń w trakcie wojny, wspiął się na "Dach Świata", otrzymał tytuł szlachecki od królowej Elżbiety II, był bliski śmierci na Makalu, wszedł na wiele innych szczytów (po pewnym czasie jego organizm stracił zdolność aklimatyzacji na dużych wysokościach), zdobył biegun północny (razem m.in. z pierwszym człowiekiem na Księżycu, Neilem Armstrongiem), przejechał Antaktydę ciągnikiem, przepłynął łodzią motorową Ganges od ujścia do źródeł.

Miał dwie żony, troje dzieci i dziewięcioro wnucząt. Zyskał powszechny szacunek. Do końca życia pozostał jednak skromnym człowiekiem. "Przeżyłem wiele fascynujących przygód, służyłem wielu słusznym sprawom, zaznałem wiele serca i miłości ze strony wielu wspaniałych ludzi. Czy mógłbym chcieć czegoś więcej?" - tymi słowami zakończył autobiografię "Widok ze szczytu".

Przyjaźń z legendą
Jednym ze szczęśliwców, którzy mogli się szczycić jego przyjaźnią, jest Bogusław Nowak, który od 21 lat mieszka w Auckland, ale nadal się czuje krakowianinem. Skończył UJ, pracował m.in. w krakowskim ośrodku TVP, był sędzią piłkarskim. W Krakowie nadal ma mieszkanie.

Od połowy lat 90. z pochodzącą z Przemyśla i też przed laty mieszkającą w Krakowie żoną Marią są właścicielami nowozelandzkiego biura podróży Green Lite Travel, wielokrotnie honorowanego, m.in. nagrodą Traper 2011 za "najlepszą promocję Polski za granicą". Jego pasją są podróże, szczególnie po Australii, Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku, a także bieganie (zaliczył 11 maratonów). Jest pilotem wycieczek i przewodnikiem. Przez kilka lat prowadził audycję radiową dla Polonii w Auckland. We wtorek był jedynym gościem z Nowej Zelandii na uroczystości nad Morskim Okiem. Przyleciał do Polski na prośbę drugiej żony Hillary'ego.

Jak się zaprzyjaźnił ze zdobywcą Mount Everestu? - Był rok 1994, wynajmowaliśmy mieszkanie w dzielnicy Auckland, Remuera. W tej samej dzielnicy, kilometr od nas, mieszkał Hillary. Pewnego razu poszedłem z Marią na spacer. Idąc zauważyliśmy spacerującą jak my parę. Twarz wysokiego mężczyzny wydała mi się znajoma. Rozpoznałem Hillary'ego. Pamiętam, że przechodząc oboje się uśmiechnęli do nas. - Kto to był? - zapytała Maria. - To słynny zdobywca Mount Everestu - powiedziałem.

Następne spotkanie nastąpiło kilka lat później. Zamieniłem z Hillarym parę słów. Kiedy powiedziałem mu, że jestem Polakiem, ożywił się i zaczął mówić o sukcesach polskich himalaistów. Ta rozmowa trwała z 10 minut. Zapamiętał ją, kiedy w 2002 roku odwiedziłem go w sprawie wywiadu dla gazety "Słowo Ludu". Wywiad ukazał się w 2003 r. w 50. rocznicę zdobycia Mount Everestu. Od tej chwili gościłem z Marią w jego domu wiele razy.

Himalaista dużo opowiadał Nowakowi o swoim życiu, problemach i sukcesach. Przypominając postać zmarłego na atak serca 11 stycznia 2008 r. "największego bohatera kraju" (jak podczas pogrzebu Hillary'ego nazwała go premier Nowej Zelandii), warto odwołać się do tych rozmów.

Kto był pierwszy?
34-letni Hillary wszedł na Mount Everest 29 maja 1953 r. z o 5 lat starszym nepalskim Szerpą (tragarzem i przewodnikiem wypraw w Himalaje) Tenzingiem (który przyjął nazwisko Norgay, co znaczy "fortunny").

- Dziennikarze najczęściej zadawali mu pytanie, kto był pierwszy na szczycie? Hillary zawsze odpowiadał spokojnie, z miłym uśmiechem, że nie jest ważne, kto był pierwszy, że jeden bez drugiego nie mógłby tego zrobić. Technicznie on pierwszy postawił nogę na szczycie. To Hillary jako pierwszy pokonał ostatnią poważną przeszkodę, wysoką ścianę, nazwaną później "Hillary step", i pomógł wspiąć się nań Tenzingowi - wyjaśnia Nowak. I podkreśla: - Hillary wspinając się na Mount Everest był niezwykle silnym mężczyzną i doświadczonym we wspinaczce po śniegu i lodzie.

Tenzing urodził się w Nepalu, ale większość życia spędził w Indiach (w Dardżyling, gdzie był pomysłodawcą i kierownikiem Himalajskiego Instytutu Wysokogórskiego). Jak pisał w autobiografii Hillary, po zdobyciu Mount Everestu w obu krajach Tenzing "stał się prawie Bogiem". Tamtejsi komuniści, zdaniem Hillary'ego, chcąc zbić na tym kapitał polityczny, wymusili na Szerpie oświadczenie, że to on "wszedł na wierzchołek jako pierwszy i wciągnął mnie na niego".

Tymczasem Nowozelandczyk zdradził, że wyprzedził na szczycie swego towarzysza wyprawy "o długość liny". Ponieważ sytuacja dla Tenzinga stawała się bardzo niezręczna, obaj ustalili kompromisową wersję: "weszliśmy na szczyt niemal równocześnie".

Gdy wchodzili na Mount Everest, byli kolegami. Przyjaciółmi stali się, kiedy 32 lata później Hillary został ambasadorem m.in. w Indiach. Tenzing pod koniec życia czuł się samotny. Jego żona Daku większość czasu spędzała poza domem, prowadząc grupy trekkingowe, jego młodsze dzieci mieszkały w USA (wnuk ożenił się z Polką). Dużo pił. Zmarł w 1986 roku. Jego syn Jamling i wnuk Tashi także zdobyli Mount Everest.

Tragedia najbliższych
11 lat wcześniej Hillary stojąc nad brzegiem Bagmati, świętej rzeki Katmandu, w Nepalu, patrzył na dwa palące się stosy. W białe płótna zawinięte były spalone w katastrofie lotniczej szczątki jego 45-letniej żony Louise i 16-letniej córki Belindy. "Przez pół godziny obserwowałem, jak płomienie pochłaniają ciała najdroższych mi osób"- pisał w autobiografii.

31 marca 1975 roku obie zginęły w Katmandu, gdy mały samolot po starcie runął na pole ryżowe. Przez niedopatrzenie nie usunięto bowiem jednego z kołków umieszczonych na stateczniku w celu zapobieżeniu przesuwania się po pasie startowym pchanych silnym wiatrem samolotów...

Louise bała się latać małymi samolotami. Hillary do końca życia obwiniał się za jej (i córki) śmierć, bo namawiał ją na lot, choć nie mogła ona inaczej dotrzeć do niego do Phaphlu, gdzie budował szpital (wyprawa lądem trwałaby bardzo długo). Gdy zginęła Louise, u Hillary'ego gościli jej rodzice Phylis i James Rose...

To był trudny czas nie tylko dla niego, także dla jego 21-letniego syna Petera (akurat podróżował po Indiach) i 20-letniej córki Sary (była wtedy w Nowej Zelandii). Po latach przyznał, że pochłonięty własnym bólem, nie do końca zdawał sobie sprawy z tego, co przeżywała dwójka jego pozostałych dzieci. Z rozpaczy najpierw myślał o samobójstwie, potem zaczął pić. "Wprawdzie nie popadłem w alkoholizm, lecz każdego wieczoru wypijałem cztery szklanki szkockiej i brałem środki nasenne, bez których wtedy nie mogłem się obyć" - pisał w autobiografii .

Dwie rozsądne żony
Z Louise, Australijką, przeżył 22 lata. Ich wspólne życie przerwała tragedia. 14 lat później, mając 70 lat, ożenił się z o 12 lat młodszą Nowozelandką irlandzkiego pochodzenia June, byłą żoną swego przyjaciela i współtowarzysza w ekspedycjach Petera Mulgrewa, który zginął w katastrofie lotniczej, zastępując za sterami samolotu... Hillary'ego.

Obaj na przemian latali z turystami samolotem DC10 nad cieśninę McMurdo na Antarktydzie, opowiadając im o śnieżnym kontynencie. 28 listopada 1979 r. miał lecieć Hillary, ale z powodu pilnego wyjazdu do Chicago zastąpił go Mulgrew. Samolot rozbił się przy złej widoczności między Mount Erebus i Mount Terror. Zginęli wszyscy - 257 osób. Była to największa katastrofa w historii lotnictwa nowozelandzkiego. - Po tej tragedii Hillary miał poczucie winy. Mówił, że wolałby być w tym samolocie zamiast Mulgrewa - wspomina Nowak.

Obie żony Hillary'ego były przyjaciółkami. "Obie obdarzyły mnie szczęściem i zapewniły poczucie bezpieczeństwa. Wykazały się zdrowym rozsądkiem, a ich rady były trafne i cenne. Prawdziwy ze mnie szczęściarz!" - chwalił się Hillary.

- Louise była łagodna. June miała bardziej zdecydowany charakter i angażowała się w sprawy męża, czyli fundacji pomocy Szerpom. Nowak wraz z żoną Marią przyjaźni się z June. - Utrzymujemy serdeczny kontakt do dziś. June ma twardy charakter. Była osobą, która chroniła Edmunda przed nachalnością otoczenia - mówi Nowak. Wizyta Hillary'ego w Polsce była uzgodniona najpierw właśnie z June.

Zaszedł najwyżej
Jak doszło do przyjazdu himalaisty do naszego kraju w 2004 r.? - Hillary dużo wiedział o Polsce. Nigdy nie był w Polsce, a bardzo chciał. Przez kilka miesięcy ustalaliśmy program wizyty. Chodziło o to, żeby Hillary'ego nie zmęczyć zbytnio. Miał wszak już 84 lata. Hillary poprosił mnie, abym towarzyszył mu podczas wyjazdu. - opowiada Nowak.
Hillary wytrzymał trudy wielu spotkań, w tym z prezydentem RP. Wspaniale wypadło spotkanie nad Morskim Okiem, gdzie otrzymał tytuł Honorowego Górala. Hillary'ego i jego żonę zauroczył też Kraków, gdzie na UJ rektor Franciszek Ziejka powiedział, że ze wszystkich gości liczącej 650 lat uczelni Hillary... zaszedł najwyżej.

Tłok na szczycie
Zdobycie Everestu było jednym z najbardziej pamiętnych wydarzeń XX wieku. Od czasu wyczynu Hillary'ego szczyt zdobyło prawie 4 tysiące osób. Tylko jednego dnia, 26 lutego 2010 r., dokonało tego aż 150 osób! Masówka w wyprawach, brak przygotowania, brawura, komercja - wszystko to sprawiło, że do końca 2012 roku na Mount Evereście zginęły 234 osoby.

Najtragiczniejszy był 1996 rok, kiedy zginęło 15 osób. Chęć wejścia na "Dach Świata", pęd do spełnienia marzeń za wszelką cenę dla wielu jest tak wielki, że przesłania ludzkie zachowanie. W maju 2006 r. siedzącego na wysokości ok. 8400 m 34-letniego nauczyciela matematyki minęło prawie 40 wspinaczy. Nikt nie udzielił mu pomocy i zmarł. Liczy się biznes, człowiek - niekoniecznie.

Apele Hillary'ego z 2006 roku o opamiętanie się i zamknięcie na pewien czas wejścia na szczyt pozostały bez echa. Podczas wypraw kierowanych przez niego nikt nie stracił życia. - Hillary zżymał się, kiedy słyszał informacje, że ktoś zginął idąc na Mount Everest. Twierdził, że najważniejsza w górach jest solidarność, że nie można zostawiać na zboczu kolegi, który zasłabł albo został ranny. Szczyt nie jest ważny w takich sytuacjach. Liczy się tylko życie - opowiada Nowak.

Wielki człowiek
Misją życia Hillary'ego była pomoc dla biednych Nepalczyków. Na początku lat 60. założył fundusz powierniczy, który zebrane fundusze (ok. 250 tys. dolarów rocznie) przekazywał na budowę szkół (powstało ich 27), szpitali, ośrodków zdrowia, mostów i małych lotnisk w Nepalu. Sam nadzorował wiele z tych budów. Przyczynił się do stworzenia programu zalesiania himalajskich stoków w Parku Narodowym Sagarmatha. Dzięki niemu zrekonstruowano spalony klasztor Tengboche - religijne i kulturalne centrum Szerpów. Na wspomniane inicjatywy przeznaczał honoraria za swe książki i wygłaszane odczyty oraz pieniądze zarabiane dzięki firmowaniu swym nazwiskiem sprzętu turystycznego. W latach 1985-1989 był ambasadorem Nowej Zelandii w Indiach, Nepalu i Bangaldeszu.

Jego córka Sarah jest konserwatorem dzieł sztuki w galerii w Auckland. Syn Peter prowadzi firmę organizującą wyprawy m.in. w Himalaje. Mount Everest zdobył dwa razy: w 1990 i 2002 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska