Ludzie w kłokoczyńskim przysiółku Machaczka pod Krakowem od trzech dni codziennie wychodzą na wał i tam płaczą. Ze szczęścia. Tu rozegrali nierówny, morderczy bój z Wisłą i wygrali! Obronili mocno uszkodzony wał. Uratowali swoje wioski i całą gminę.
Zaczęło się od przecieku w środę, który uszczelniało kilkudziesięciu strażaków i żołnierze. Był wieczór, a wyciek coraz większy. Ogłoszono ewakuację Kłokoczyna i Rusocic. Większość ludzi została. A zagrożenie dopiero szło. - Nocą około 4 wyszedłem na wał i zobaczyłem pod nogami przepaść, połowy wału nie było - mówi wójt Czernichowa Szymon Łytek.
- Wiślany wir wydzierał darnie, w zastraszającym tempie wymywał ziemię. Pierwsza myśl: Już po nas. Uciekamy! - przyznaje wójt. Potem w śmiertelnie zmęczonych ludzi wstąpiła wiara, że da się jeszcze ratować.
Policjanci pukali do drzwi. Kazali kobietom zabrać dzieci i jechać do szkoły w Czernichowie. A z megafonów policyjnych aut zagrzmiało: Mężczyźni na wały! W wioskach zawrzało. Wyrwani ze snu ludzie przybiegli niemal w jednej chwili. 400 mężczyzn stanęło do walki z wodą. - W wielką wyrwę upchaliśmy 55 tysięcy worków z piachem - wylicza Krzysztof Sury, odpowiedzialny w czernichowskiej gminie. Udało się.
Teraz rankiem można spotkać na wale kobiety, które w szlafrokach biegną przekonać się, czy już można normalnie żyć. Dramatu, który przeżyli, nie zapomną. - Takiej grozy jeszcze nie było - mówi Barbara Starowicz z Kłokoczyna. - Nie mogę dojść do siebie. Zamykam oczy, widzę syna na wałach i słyszę przeraźliwy krzyk synowej, która po ogłoszeniu ewakuacji doznała szoku - płacze.
Dziś wychodzą na mocno uszkodzone wały w kłokoczyńskim przysiółku Machaczki. Sprawdzają, czy na pewno nie ma zagrożenia. Dramat, jaki tu się rozgrywał, zapamiętają całe pokolenia.
- Tu takiego strachu nie było nawet podczas powodzi w 1970 r. - mówi Józef Skowronek z Kłokoczyna. - Teraz nie spaliśmy kilka nocy. Najpierw, kiedy rozrywało wał, a ludzie go bronili. Ale i potem, kiedy było po wszystkim, trudno było zasnąć - przyznaje starszy mężczyzna.
Wczoraj gmina Czernichów pożegnała żołnierzy z Niska, którzy pomagali im od środy. Amfibią wozili worki do podtopionych domów w Wołowicach, a potem na wały.
Teraz ludzie opowiadają tu tylko o tym, jak Wisła szalała, wyrywała się z ryzów. Jak woda wyrwała pół wału. 400 osób jednocześnie stawiło się nocą i ratowało go. Pracowali w pocie czoła. Wójt wydawał komendy krótkie, także te dotyczące dostarczenia gorącej herbaty, przemokniętym i wycieńczonym ludziom na wałach. A pracownicy gminy wykonywali je bez słowa sprzeciwu.
Potem na zmiany kontrolowali stan wałów i rzeki. - Woda opada, a końca wyrwy zasypanej workami nie widać - mówił nam wczoraj wieczorem wójt Czernichowa Szymon Łytek. Wielka wyrwa pochłonęła 55 tysięcy worków z piachem. - A w całej gminie zużyliśmy prawie 87 tysięcy worków piasku - wylicza Krzysztof Sury z czernichowskiego urzędu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?