Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak prokuratorzy z Krakowa przegrywali prestiżowe sprawy

Marek Bartosik
fot. archiwum
Krakowska prokuratura doznała spektakularnej porażki na sali sądowej. W pierwszej instancji, ale jednak uniewinniony od zarzutów korupcji, po pięciu latach procesu, został Jan Kubik, były poseł PSL, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i wieloletni szef krakowskiej Izby Skarbowej.

Kiedy sprawa zaczynała się w 2003 r. nikt nie myślał jeszcze realnie o oddzieleniu prokuratury od Ministerstwa Sprawiedliwości. Kiedy zapadał wspomniany wyrok, prokuratura była już w innej epoce, bo w siódmym miesiącu swej samodzielności. I ta sprawa jednak świetnie pokazuje problemy, z jakimi polska prokuratura się boryka.

Czytaj także: Prokaratura zbada kampanię Kracika

Krakowska prokuratura, obok warszawskiej, uchodziła za najmocniej wystawioną na polityczne wiatry. Duży wpływ mieli na nią ministrowie sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego oponent Zbigniew Ćwiąkalski. Od 1989 r. nietuzinkową rolę odgrywał tu też nieżyjący Zbigniew Wassermann, który w Krakowie zaczynał prokuratorską karierę jeszcze za czasów PRL.

Zarzuty o polityczne podteksty prokuratorskich decyzji powtarzają się od 20 lat z regularnością, której rytm wyznaczają zmiany politycznej władzy. - Niemal każdy nowy minister mianował na najważniejsze stanowiska swoich ludzi. Oni awansowali, a ich poprzednicy czekali na okazję do rewanżu. Potem przychodziła następna ekipa itd. Rezultat jest taki, że dzisiaj tamte podziały ciągle widać. Ale wyraźnie czuję też, że ostatnie zmiany przyniosły oddech od politycznej presji - opowiada jeden z najbardziej doświadczonych krakowskich prokuratorów.

Tyle że skutki wieloletniego ręcznego sterowania prokuraturą nadal są bardzo widoczne. Sprawa Jana Kubika to świeża, ale nie najgłośniejsza wpadka krakowskiej prokuratury. Za największą uchodzi sprawa uniewinnionego po 12 latach Janusza Lewandowskiego, byłego ministra przekształceń własnościowych, a dzisiaj europejskiego komisarza, oskarżonego o nadużycia przy prywatyzacji Krachemii i Techmy.

Podobnie na wiele lat, w wyniku oskarżeń o korupcję, w zamrażarce znalazła się kariera Jana Pamuły, dawnego posła KLD i wiceprezesa banku BPH, którego sprawa rozpoczęta w krakowskiej prokuratorze zakończyła się uniewinnieniem po kilkunastu latach.

A była jeszcze sprawa spektakularnie zatrzymanego Romana Kluski pod zarzutami nadużyć na podatku VAT.

Wymienione sprawy stanowią oczywiście ułamek spraw prowadzonych przez prokuraturę, ale należą do prestiżowych. - Kiedy z takimi sprawami idzie się do sądu, to albo trzeba mieć bardzo mocne dowody, albo umiejętność wycofania się, kiedy okazuje się, że akt oskarżenia nie ma w sądzie szans. Ale trzeba odwagi, by zmierzyć się z zarzutami, że zrezygnowało się z oskarżenia polityka, znanej postaci - kręci głową jeden z prokuratorów. - Podobne sprawy pokazują też jak wielu moich kolegów uległo magii zeznań świadków koronnych i zbyt mocno spoufaliło się z agentami służb specjalnych, którzy wodzili ich za nos - dodaje prokurator.

W czerwcu 2003 r. Krzysztof M., krakowski biznesmen z branży alkoholowej, w latach 90. uznawany za jednego z najbogatszych krakowian, siedząc w areszcie zaczął zeznawać przeciwko politykom. Jednym z nich był Jan Rokita. Sprawa wyszła na jaw w 2004 r., kiedy poseł przygotowujący się do roli premiera z Krakowa powiedział publicznie, że ówczesny szef ABW poinformował go, że jest podejrzewany o popełnienie przestępstw korupcyjnych.
Starający się o status świadka incognito Krzysztof M. miał twierdzić, iż Rokita uratował pewną firmę budowlaną, załatwiając jej zwycięstwo w dużym przetargu, a w zamian dostał dom w Warszawie. Zarzuty nie potwierdziły się. Okazało się np., że Rokita nie ma domu w Warszawie i sprawa na salę sądową nie trafiła. Inaczej niż w wypadku Jana Kubika i Mirosława Stycznia, prawicowego posła w czasach AWS, a wcześniej wojewodę bielskiego, którzy także znaleźli się na liście Krzysztofa M.
Dla Stycznia zatrzymanie zakończyło się zawieszeniem w prawach członka PiS.

Jan Kubik zapragnął jesienią 1997 r. kupić żonie najnowszy model volkswagena polo. Po latach Krzysztof M. zeznał, że to on kupił posłowi samochód i dostarczył pod dom w zamian za informacje o toczących się przeciwko niemu postępowaniach skarbowych. Podobnie zeznawał jego wspólnik. Informacje na temat człowieka o takiej pozycji w aparacie skarbowym zelektryzowały prokuraturę. Ale po pięciu latach procesu, o kilkanaście miesięcy przedłużonego przez chorobę oskarżonego, okazało się, że dokumenty samodzielnego zakupu samochodu, jakie były poseł posiadał, przekonały sąd, a jego wersję potwierdzili świadkowie.

Mirosław Styczeń od 2006 r. broni się na sali sądowej przed zarzutem, że w 1994 r. wziął od tego samego Krzysztofa W. 340 tys. zł, za które obiecał biznesmenowi załatwić koncesję na produkcję alkoholu.

Obu polityków w 2004 r. oskarżył prok. Rafał Babiński. Dzisiaj, mimo zgody przełożonych, odmawia rozmowy, bo jak twierdzi, ze sprawą nie ma kontaktu od 6 lat. Kiedy oskarżał, pracował w Prokuraturze Okręgowej, dzisiaj - w elitarnym wydziale przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

- Nawet za komuny kryteria awansu w prokuraturze były czytelniejsze niż w ostatnich latach - tłumaczy z goryczą inny z prokuratorów Prokuratury Apelacyjnej. Nieznane są też przypadki, by niepowodzenie w którejś z głośnych spraw złamało karierę oskarżycieli. Może poza Wiesławem Nocuniem, krakowskim prokuratorem apelacyjnym w latach 2002-04, który stracił stanowisko po sprawie Romana Kluski, ale dostał świetnie płatną posadę w Prokuraturze Krajowej.

Możliwa teoretycznie jest odpowiedzialność dyscyplinarna za błędy, ale ta przedawnia się po 4 latach. Tymczasem błędy znajdują potwierdzenie w prawomocnych wyrokach, a te zapadają nawet po kilkunastu latach od podpisania aktu oskarżenia.

Teraz nową prokuraturą rządzą ludzie związani z Krakowem. Nie chodzi tylko o to, że prokuratorem generalnym jest Andrzej Seremet, były sędzia krakowskiego Sądu Apelacyjnego. Jego pierwszym zastępcą został Marek Jamrogowicz, w 2006 r. powołany przez Zbigniewa Ziobrę na prokuratora okręgowego w Tarnowie, a później przez jego następcę i adwersarza Zbigniewa Ćwiąkalskiego na szefa krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej. Szefem biura prokuratora generalnego jest Ryszard Tłuczkiewicz, wieloletni zastępca prokuratora apelacyjnego w Krakowie.
Stanowiska w prokuraturze są kadencyjne, a odsunięcie z funkcji wymaga zgody Krajowej Rady Prokuratury. Ale jednak na realne zmiany w prokuraturze trzeba długo czekać, nie tylko dlatego, że śledztwo smoleńskie utrudniło jej start w nowych warunkach.

Prok. Artur Wrona, obecny szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, narzeka na przykład, że ma liczną grupę bardzo młodych i zdolnych prokuratorów, ale brakuje mu ludzi w wieku 35-45 lat, którzy w każdej firmie ciągną robotę. Ta luka to efekt m.in. politycznej presji, pod jaką ta instytucja przez ostatnie kilkanaście lat pracowała. Kwalifikacje prokuratorów, zwłaszcza zajmujących się sprawami gospodarczymi, nisko oceniają najlepsi krakowscy adwokaci. - To dramat. Wielkiej liczbie podstawowych błędów towarzyszy arogancja wielu prokuratorów - mówi jeden z mecenasów.

- W skomplikowanych sprawach jesteśmy uzależnieni od opinii biegłych. Prokuratorzy powinni je weryfikować, ale nie zawsze mają do tego kwalifikacje - przyznaje Artur Wrona. A dobra opinia, to znaczy precyzyjna i przekonująco umotywowana, kosztuje. Niedawno zespół biegłych zażądał za opinię w jednej ze skomplikowanych spraw pół miliona złotych. Tymczasem roczny budżet Prokuratury Apelacyjnej na koszty postępowania wynosi obecnie 15 mln zł.

- Często bywa tak, że prokuratorzy dotąd powołują biegłych, aż któryś potwierdzi tezy oskarżenia. Bywa też, że kosztowne opinie zamawiane są zupełnie niepotrzebnie - mówi wspomniany prokurator. I opowiada historię zabójstwa dokonanego na ulicy. Sprawca zaatakował przypadkową kobietę nożem. Narzędzie zbrodni zostało w ciele ofiary. Napastnik został zaraz schwytany i od razu przyznał się do winy. A jednak prokurator zażądał opinii biegłego, czy to narzędzie może należeć do sprawcy, zamiast wystąpić o nią, gdyby ta okoliczność została zakwestionowana przed sądem.

Przegrana jest wkalkulowana w zawód prokuratora. Kiedy jednak o porażce wymiaru sprawiedliwości seryjnie mówią sędziowie ogłaszający wyroki w sprawach gospodarczych, to znaczy, że prokuratura ma problem, który najwyższy czas rozwiązać.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Rzucił się z nożem na kolegę przy grillu
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą. Wejdź na szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jak prokuratorzy z Krakowa przegrywali prestiżowe sprawy - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska