Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub Bierzyński: PiS musi wziąć odpowiedzialność za swoją politykę. Musi wypić piwo, które nawarzyło

Anna Wojciechowska
Bartek Syta
Przejęcie steru rządów nie jest dziś priorytetem opozycji, bo wszyscy siedzimy na gigantycznej bombie, która wkrótce wybuchnie. I jest tylko pytanie, komu ten granat wybuchnie w ręku - mówi Jakub Bierzyński, doradca Ryszarda Petru, a następnie Roberta Biedronia.

Ryszard Petru, w którym widział Pan premiera i z którym uczył się Pan polityki, właśnie ostatecznie odchodzi z polityki. Co Pan czuje?
Sentyment. I żal bo Nowoczesna miała naprawdę wielki potencjał. Po tym jak weszła do Sejmu z przyzwoitym wynikiem, przez rok utrzymywaliśmy w sondażach poparcie zdecydowanie wyższe od Platformy Obywatelskiej. To byłby fantastyczny sukces gdyby nie…

…zakończył się jednak katastrofą. Nie zostało nic.
Jak to mówił Lenin: w polityce najważniejsze są kadry.

Ryszard Petru nie dał rady?
W decydującym momencie, w którym trzeba było udowodnić własne przywództwo, się schował.

Nie nadaje się do polityki?
Chyba tak, skoro jego projekt stracił pozycję polityczną, on sam wcześniej stracił przywództwo swojej partii a ostatecznie się wycofuje z polityki, dochodząc, jak sądzę, do wniosku, że lepiej będzie gdzieś indziej się rozwijać.

Pan na niego mocno stawiał to nie jest w takim razie i Pana porażka w polityce?
Nie żałuję ani jednej chwili.

I nie zraża Pana, że kolejny projekt pod tytułem Wiosna gaśnie? Robert Biedroń, który buńczucznie zapowiadał, że idzie własną drogą, po wyborach do Parlamentu Europejskiego, idzie jednak do Grzegorza Schetyny.
Zawsze można popatrzeć na szklankę do połowy pełną albo do połowy pustą. Można powiedzieć, że odniosłem porażkę bo Nowoczesna się rozpadła, Petru się wycofuje z polityki a Biedroń negocjuje ze Schetyną. Z drugiej strony mogę powiedzieć tak: w ciągu ostatnich czterech lata z pozycji kompletnego nowicjusza udało się stworzyć dwie inicjatywy polityczne, z których jedna weszła do Sejmu a druga weszła do Parlamentu Europejskiego. Czy to klęska? Oczywiście nie ma co ukrywać, że wynik Wiosny w wyborach do PE to nie był wynik, na którego liczyłem, ale dostaliśmy się a Wiosna stała się trzecia siła polityczna w Polsce. Jak zwykle każdy zobaczy w tych wynikach to co chce: jedni pasmo porażek inni polityczna skuteczność. Wedle uznania.

CZYTAJ TAKŻE: RYSZARD PETRU ODCHODZI Z POLITYKI. ZAŁOŻYCIEL PARTII NOWOCZESNA WRACA DO BIZNESU

A może jednak nie da się sprowadzić polityki do projektu marketingowego? Polityk to jednak nie proszek do prania, jak słychać często w Pana środowisku?
Oczywiście, że tak nie jest. Potrzebna jest treść i ja się tym akurat właśnie zajmuje. Tyle, że tak Nowoczesna jak i Wiosna nie miały problemu z zawartością, treścią. Miały różne ale spójne propozycje. To, że takim nowym partiom trudno okrzepnąć na scenie politycznej, wynika z innych problemów: ze strukturami, z przywództwem, z finansowaniem. Najtrudniejsze zaś jest to, że nowe inicjatywy opierają się przede wszystkim na entuzjazmie ludzi a ten wiadomo: raz jest, raz go nie ma. Partie etatowe są o wiele trwalsze. SLD, mimo że poza parlamentem, dalej świetnie funkcjonuje, bo ma pieniądze, struktury, daje swoim ludziom nadzieje na posady.

A może po prostu nie ma na spolaryzowanej scenie politycznej miejsca na nowe partie?
Miejsce jest bo przecież te partie weszły do parlamentu. Wiosna, cokolwiek by o niej nie powiedzieć, jest dziś trzecią siłą polityczną w Polsce.

A jednak jest zmuszona dołączyć do dużego bloku.
Na razie mówimy jedynie o koalicji wyborczej. Proszę nie przesądzać, co będzie dalej. Jest miejsce dla Wiosny, tak jak było dla Nowoczesnej. Są nowe, świeże propozycje programowe, które Polacy popierają.

Dalej Pan stawia na Biedronia?
Tak, nic się nie zmienia. Uważam, że warto inwestować tu czas i wysiłek. Wierzę w ten program.

I w samego Biedronia Pan wierzy? Że może być przyszłym premierem, prezydentem?
To kwestia perspektywy.

Pan go też namawiał, by jednak dołączyć do Schetyny?
Opcja pójścia wspólnie do wyborów zawsze była na stole. Od początku powtarzaliśmy: do wyborów do Europarlamentu idziemy osobno i zobaczymy, na jakie poparcie możemy liczyć; jak będzie słabe pójdziemy z koalicją bo nie wolno nam zmarnować 800 tys głosów ryzykując balansowania na progu wyborczym. Problem w tym, że ci którzy najbardziej nas krytykowali, że idziemy osobno w wyborach do Parlamentu Europejskiego, dziś również najmocniej nas krytykują, że idziemy w koalicji. Trudno zadowolić niektóre środowiska.

CZYTAJ TAKŻE: RADA NACZELNA PSL. WŁADYSŁAW KOSINIAK-KAMYSZ: JEDEN BLOK NIE POKONA DZISIAJ RZĄDZĄCYCH. KRZYSZTOF HETMAN NA CZELE SZTABU

Przede wszystkim to problem ma cała ta koalicja z „zadowoleniem” Polaków. Nie ma Pan poczucia, że ta walka już nie toczy się o zwycięstwo ale bardziej o skalę przegranej?
Powiem tak: PiS najprawdopodobniej rzeczywiście
wygra te wybory. Polityka jest jednak nieprzewidywalna. Może się też wydarzyć się coś, co jednak PiS-owi odbierze zwycięstwo. Pewne jest jedno: to jest walka nierówna ponieważ PiS tworzy system nowoczesnego autorytaryzmu. Idzie wyraźnie drogą Orbana, Erdogana, na której partia monopolizuje państwo a państwo staje się bardzo aktywnym uczestnikiem gry wyborczej.

Zawsze jest w jakieś mierze.
Nie w tej skali. Dzisiaj program gospodarczy państwa całkowicie podporządkowany jest interesom politycznym partii sprawującej władze. Na Nowogrodzkiej zapadają decyzje, ile trzeba wydać i na kogo by maksymalizować zysk wyborczy a pieniądze w budżecie musza się znaleźć. Prezenty Kaczyńskiego są finansowane z podatków kosztem polityki rozwojowej inwestycji. Po drugie jest ciekawy wynalazek tej ekipy: rozdawnictwo przed wyborami bazujące na heurystyce straty, która jest bardzo silną emocją społeczną: ludzie bardziej obawiają się straty niż liczą na zysk. My Wam dajemy 500 plus, trzynastą emeryturę a opozycja Wam to zabierze - to jest główny przekaz PiS. A perspektywa utraty czegoś zawsze o wiele bardziej mobilizuje niż obietnica zysku.
Nie jest też trudno PiS-owi straszyć, jeśli transfery społeczne, które realnie wielu ludziom pomagają, wyszydzane są przez opozycję jako rozdawnictwo właśnie; kiedy wychodzi np. rzecznik PO i mówi, że Polacy będą musieli oddać te pieniądze.
Powiedział prawdę. Czeka nas głęboki kryzys. To państwo tego nie wytrzyma, to jest niemożliwe. Trzeba to mówić choć to niewygodne. Program 500+ zakończył się zresztą klęską. Przecież jego oficjalnie deklarowanym celem miał być wzrost dzietności a po krótkotrwałym wzroście, mamy spadek. Skraca się przewidywane trwanie życia ( to niechlubny wyjątek w Europie) a dzieci ubywa. Wydajemy 40 mld rocznie na politykę prorodzinna a Polaków zamiast przybywać ubywa. Dlaczego? Bo to nie jest żaden program społeczny tylko masowa korupcja polityczna. Ja tez dostanę 500 plus na miesiąc przed wyborami (śmiech).

Wy zawsze mówiliście, że się nie da a PiS dał radę - mówią ludzie.
Bo przez jakiś czas się da. Na dłuższą metę się nie da. PiS wygrał pierwsze wybory rozdając 20 mld zł. Przed nadchodzącymi wyborami rozda 40 mld zł. Cudem jest w ogóle to, że w tej sytuacji poparcie rozkłada się mniej więcej po połowie a nie jest tak, że PiS ma 70 proc. Oczywiście to prawda, że opozycja ma problem z narracją w tej sprawie. Chodzi jednak o co innego. Platforma z jednej strony mówi: PiS skopiował nasz postulat 500 plus na pierwsze dziecko a z drugiej strony są wypowiedzi, że cały ten program skończy się katastrofą. Wysyła do ludzi totalnie sprzeczne komunikaty. Tymczasem, co ciekawe, badania pokazują, że większość Polaków zdaje sobie sprawę, że to musi się skończy katastrofą, są świadomi, że państwa faktycznie na to nie stać.

Jednak ufają partii Jarosława Kaczyńskiego.
To jest zjawisko znane z ekonomii: tzw. problem wspólnego pastwiska. Jest wspólne pastwisko i paru górali wypasa na nim swoje owce. W interesie każdego z nich jest zwiększenie stada. Wiadomo, że łąka tego nie wytrzyma, trawa wyjałowieje, owce zdechną. W krótkotrwałym interesie jest jednak maksymalizacja własnego zysku i to wybierają. My dziś robimy to samo: bierzemy te pieniądze bo dają wiedząc, że później się wszystko zawali.

CZYTAJ TAKŻE: WYBORY DO PARLAMENTU 2019. OPOZYCJA CORAZ BLIŻEJ PODZIAŁU: PO NA LEWO, PSL NA PRAWO

Łatwo Panu, człowiekowi sukcesu, tak psychologizować.
Łatwo ale też nie mnie dotknie ten kryzys najmocniej. Najbardziej tych, którym nie powodzi się tak dobrze jak mnie. To oni stracą pracę. Będzie bezrobocie, nie będzie pieniędzy na wypłatę emerytur i zasiłków. Kto najmocniej zapłacił za kryzys w Grecji? Biedacy nie bogacze.

Strachy elitki warszawskiej.
Ale ta elitka akurat tu ma rację. Takie są fakty. Dwa plus dwa równa się cztery, choć możemy oczywiście udawać przez chwilę, że nie.

Tracicie swoje pozycje i wpływy, te zawodowe i te opiniotwórcze i dlatego tak wyjecie - odpowiada PiS.
Ja na rządach PiS akurat nie straciłem ani złotówki. Wręcz przeciwnie: powinien być bardzo wdzięczny Jarosławowi Kaczyńskiemu. Po pięćdziesiątce zacząłem karierę w zupełnie nowej dziedzinie, zająłem się poczytną publicystyką polityczną. W kategoriach osobistych jestem spełnionym człowiekiem.

Są jednak tacy, którzy tracą wpływy, choćby w świecie medialnym, politycznym, wymiaru sprawiedliwości.
To są bzdury! To jest wielka manipulacja pod tytułem: idziemy przeciwko elitom. Kto stracił konkretnie? To właśnie elity gospodarcze zyskują najwięcej na wzroście gospodarczym.

I te elity mówią ludziom, jak mają żyć, co jest poprawne politycznie, co nie, szydzą z ich wartości.
Bo od tego są elity. Na całym świecie.

I nastał bunt, nie tylko w Polsce.
I zakończy się jak każdy - katastrofą.

Albo wymianą elit?
(milczenie) PiS rzeczywiście robi wszystko, żeby dokonać wymiany elity na nomenklaturę partyjną, swoich nominatów. To bardzo dobrze się udało już na Węgrzech. Tam państwo jest całe opanowane już przez nomenklaturę. To jest właśnie ta nowa elita. Ona jest zdecydowanie bardziej skorumpowana oczywiście. Kradną na niewiarygodną skalę. Nazywa się to państwem mafijnym bo ludzie tej nowej elity są bezkarni a to dlatego, ze władza zwasalizowała cały wymiar sprawiedliwości, prokuraturę i policję.

Po stronie tych obecnych elit nie ma żadnej winy?
Przeciwnie! Popełniła mnóstwo błędów. Mówię od dawna, że liberalno - postępowa elita tymi trzydziestoma latami polskiej transformacji otworzyła faktycznie Kaczyńskiemu drzwi do władzy. Ja nie uważam Kaczyńskiego za jakiegoś genialnego stratega. Doszedł do władzy bo ta władza leżała na ulicy. A to dlatego, że jako elita popełniliśmy wiele błędów. Pierwszy podstawowy to zaniedbanie kompletnie edukacji. My lewicowo - liberalna elita traktowaliśmy szkołę jako miejsce nauki polskiego, matematyki i chemii a nie jako miejsce wychowywania młodych pokoleń. To prawica rozumiała lepiej, czym powinna być szkoła i dzięki niej wszedł tam kościół. Najpierw wprowadzono religię do szkół a potem w tym duchu uczono już i polskiego i historii i geografii. Moje dziecko przynosi do domu komentarze nauczycieli, które są w 100 proc. nacjonalistyczno - prawicowe. Tacy ludzie uczą dziś przede wszystkim w szkołach. My posłaliśmy swoje dzieci do szkół prywatnych i byliśmy z systemu zadowoleni.

CZYTAJ TAKŻE: WYBORY PARLAMENTARNE 2019. PIS PEWNE ZWYCIĘSTWA, PO SIĘ NIE PODDAJE, PSL SIĘ WAHA

PiS doszedł do władzy bo w szkołach uczono religii?
Bo prawica traktowała szkole jako miejsce kształtowania postaw i światopoglądów a nie tylko transferu wiedzy. Drugi fundamentalny problem jest taki, że elity polityczne, szczególnie Tusk, powinien w pewnym momencie powiedzieć: to jest koniec transformacji i ogłosić jej wielki sukces, pokazać ludziom, że infrastruktura została zbudowana, przemysł rozwinięty. Przecież PiS doszedł do władzy na dwóch totalnych kłamstwach! Pierwsze ich hasło brzmiało: reindustralizacja, podczas gdy Polska jest jednym z najbardziej uprzemysłowionych krajów w Europie, jest potęgą przemysłową, tylko dwa punkty procentowe za Niemcami! Drugie hasło PiS brzmiało: Polska w ruinie. Głosili je w czasie, kiedy budowano najwięcej autostrad, dworców, stadionów itp. Jarosław Kaczyński mógł sobie pozwolić na takie kłamstwa bo Tusk nie powiedział w odpowiednim momencie: etap inwestycji w infrastrukturę się zakończył, to jest nasz gigantyczny narodowy sukces. Podziwia nas świat. Jesteśmy dumni z największego skoku cywilizacyjnego w historii Polski i od dziś będziemy inwestować w ludzi. W nowoczesną edukację, wysokopłatne miejsca pracy, innowacyjny przemysł, nowoczesne technologie. W zamian ludzie słyszeli to samo, co przez ostatnie 30 lat: to jeszcze nie teraz, trzeba inwestować, zaciskać pasa, jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Odnieśliśmy sukces ale ludzie nie dostali powodu do dumy. Polityka to sztuka zarządzania zbiorowymi emocjami. Tym różni się od administrowania. PO pod rządami Tuska zrezygnowała z polityki. W to miejsce weszło PiS i kompletnie inna narracja. I wygrało.

A może było im tak dobrze, że nie chcieli widzieć narastającego rozwarstwienia społecznego?
My mamy akurat jeden z niższych stopni rozwarstwienia w Europie. Nie w tym problem. Rewolucje nie wybuchają wtedy, kiedy ludziom gorzej się dzieje, tylko wtedy kiedy się im dzieje lepiej ale tempo zmian na lepsze nie nadąża za rosnącymi oczekiwaniami. Tak było za Tuska więc przyszedł Kaczyński i powiedział: wszystko można. To jednak też nie jest prawda. Ten festiwal PiS - u musi się skończyć kryzysem. Budżet, który ma niecałe 400 mld zł, z czego 100 mld to są stałe ustawowe transfery społeczne, musi pęknąć. Polska jest w tej chwili krajem o najwyższych transferach społecznych w Europie, i jednym z najwyższych na świecie. To jest nie do utrzymania. Owszem teraz jeszcze gigantyczne wydatki społeczne napędzają konsumpcję, co z kolei napędza wzrost gospodarczy. Pamiętajmy jednak, że z tym obserwowanym wzrostem gospodarczym jest jak z paleniem papierem w ognisku: papier się pali wysokim płomieniem, tylko bardzo krótko.
Premier Morawiecki przekonuje, że budżet stać na większe wydatki społeczne bo on pogonił mafię vatowską, którą PO chroniła.
Tu akurat ma rację. Podwyższenie ściągalności VAT-u to jest rzeczywiście największy i chyba jedyny sukces tego rządu. VAT był największym grzechem zaniedbania, lenistwa, rozmemłania rządów Platformy. PiS realnie się za to wziął. Problem w tym, że dziś wydają wielokrotnie więcej pieniędzy niż od tej mafii udało się ściągnąć. Uszczelnienie podatków dało ok 20 mld zł przychodów rocznie a zobowiązania budżetu wzrosły w tym czasie do ponad 100 mld.

Polakom powodzi się na razie wyraźnie lepiej. Co zatem musiałoby się stać, żeby opozycja wytrąciła PiS ster?
Musiałoby zabraknąć pieniędzy na transfery ale to mało prawdopodobne bo jeszcze na rok, do wyborów prezydenckich, starczy. Jest oczywiście druga opcja: opozycja się w końcu mocniej ogarnie.

A co jest głównym problemem opozycji dziś?
Kompletny brak strategii. Platforma się miota, czy straszyć kryzysem, czy licytować się z PiS. PSL jest zaszantażowany i nie wie, czy ma iść samo, czy nie. Jest SLD, które pasuje jak pięść do nosa do tej koalicji bo to jest partia z innej rzeczywistości. No i Wiosna, która nie wiadomo jak by miała się wpasować w to wszystko. Zbudowanie koalicji wszystkich ze wszystkimi jest powtórzeniem wszystkich błędów, które popełniliśmy w wyborach do Europarlamentu. To będzie z definicji tylko antyPiS. A to za mało.

CZYTAJ TAKŻE: JOANNA MUCHA: NIE BĘDZIEMY MÓWIĆ, ŻE PIS JEST ZŁE. BĘDZIEMY MÓWIĆ, ŻE MY JESTEŚMY LEPSI

Ale system głosowania jest taki, że premiuje wielkich.
To jest właśnie brak wyobraźni i myślenie zero jedynkowe: albo razem albo osobno. Moim zdaniem można iść jednocześnie i razem i osobno. Stworzyć koalicję w sensie startu z tych samych list wyborczych ale nie udawać, że mamy jedną propozycję programową dla Polaków. Powiedzieć wprost: różnimy się, macie wybór; jeśli jesteście demokratami, jeśli nie podobają się wam rządy PiS, głosujcie na listę demokratyczną. Na niej macie jednak konkretny, szeroki wybór.

Pięknie brzmi w teorii. Praktyka jest taka, że to, co powie np. działacz Wiosny, idzie na konto PSL i odwrotnie.
Koalicja w ostatniej kampanii dała się łapać na takie gierki właśnie dlatego, że sztucznie próbowała pokazywać jedność. Był jeden sztab, jedna kampania dla wszystkich. To musiało się nie udać. Partie koalicji opozycyjnej w ogóle nie powinny prowadzić wspólnej kampanii. Każdy powinien mieć swoją kampanię. Nie udawajmy, że jesteśmy tacy sami.

I tak będą się bić między sobą?
I super! Gdy miejsca na listach nie będą gwarantować mandatu to w końcu kandydaci opozycji ruszą do pracy, będą zmobilizowani do walki w terenie o każdy głos nie licząc na gwarantowane miejsca, jak to było w kampanii europejskiej. Przyszły rząd i tak musi być rządem koalicyjnym. Polacy o tym wiedzą.

Polacy nie lubią kłótni i sporów, tych wewnętrznych w szczególności.
To jakie jest inne rozwiązanie? To zamknijmy sklep i niech PiS już w spokoju rządzi. Ja twierdzę, że Polacy muszą się mieć większy wybór niż PiS i antyPiS.

Pan się nie martwi, że PiS raczej wygra te jesienne wybory?
Nie martwię zupełnie bo to PiS musi wziąć odpowiedzialność za swoją politykę, wypić piwo, które nawarzyło. Jestem pewien, że kryzys będzie jak zawsze gwałtowny i niespodziewany. Wszystko posypie się w ciągu miesiąca: zabraknie pieniędzy na wypłaty podstawowych świadczeń społecznych, zakłady zaczną bankrutować, firmy już nie wytrzymują potwornych obciążeń biurokratycznych, jakie zostały na nie nałożone. Firmy większe, jak moja, jeszcze dadzą radę ale mniejsi przedsiębiorcy, sól polskiego kapitalizmu, będą się zamykać bo nie wydolą. A ja najbardziej boję takiego scenariusza, w którym teraz opozycja mówi, że utrzyma wszystko, co PiS dał, po czym przejmuje władzę i wybucha kryzys. Reakcja ludzi jest oczywista: za PiS-u było dobrze, teraz jest bezrobocie i nędza, nie umiecie rządzić. A wtedy PiS nieuchronnie wróci już z faszystami i będą mieć większość konstytucyjną, dzięki której na lata zabetonują Polskę w autorytaryzmie.

Trzeba więc poczekać aż PiS przegra sam ze sobą?
Jak wszyscy dotąd. Tylko bardziej spektakularnie. Są już na dobrej drodze do tego, żeby przegrać sami ze sobą. Jest tylko problem, żeby w nadchodzących wyborach nie uzyskali takiej przewagi, która spowoduje trwałe zmiany ustrojowe, pozwoli im na zmianę konstytucji i ostateczne podporządkowanie sobie sądów. Celem opozycji dziś nie powinno być wygranie wyborów parlamentarnych. Przejęcie steru rządów nie jest dziś priorytetem bo wszyscy siedzimy na gigantycznej bombie, która wkrótce wybuchnie. I jest tylko pytanie, komu ten granat wybuchnie w ręku. Powinien autorom czyli Prawu i Sprawiedliwości. Celem opozycji powinno być zdobycie przewagi w Senacie i kontrolowanie wetem Sejmu. I po drugie: prezydentura. Prezydentura jest kluczowa, bo to prezydent ma skuteczne prawo weta. I to po prezydenturę musi iść cała zjednoczona opozycja, wszyscy razem muszą głosować na jednego człowieka.

Kogo?
Dobre pytanie. Ja wierzę w Donalda Tuska. Z polityków polskich to on wciąż ma największy potencjał, największe doświadczenie i format. Co prawda teraz sondaże nie są dla niego zbyt korzystne ale też kampania się jeszcze nie zaczęła. Sądzę, że w kampanii, w bezpośrednim starciu, jest w stanie spokojnie wygrać z prezydentem Dudą, tym bardziej, że on jest bardzo słaby. Andrzej Duda jest stu procentowym produktem marketingowym. Jest dobry w kampanii tylko wtedy, kiedy nie ma prawdziwego przeciwnika.

Tyle, że sam Tusk, jak się wydaje, boi się? Nie chce ryzykować?
Tusk jest prawdziwym wojownikiem.

Opozycji nie udało się, że wyłonić przez te cztery lata żadnego lidera, przywódcy?
Nie udało się, to prawda. Rafał Trzaskowski ma potencjał ale jeszcze nie na dziś.

Myślałam, że powie Pan raczej o Robercie Biedroniu? W nim nie widzi Pan potencjału?
Widzę, dlatego z nim współpracuje ale my mówimy o rocznej perspektywie.

Czego Pan wchodząc do polityki nie wiedział, co wie Pan już dziś?
Największym ryzykiem projektów polityczych jest to, co jest jednocześnie ich największym potencjałem: osoba lidera.

I to jest może dziś główna przewaga PiS? Jarosław Kaczyński osiem razy z rzędu przegrał i nadal jest niekwestionowanym przywódcą w swoim środowisku.
Jest, bo był nieprawdopodobnie zdeterminowany i miał to, co ma dziś Grzegorz Schetyna. Najważniejsze dla każdego lidera jest utrzymanie przywództwa we własnej partii. Ważniejsze niż zwycięstwo w kolejnych politycznych wyborach. Kaczyński i Schetyna myślą tak samo: może i przegram wybory ale zawsze mam swoją partię, gdzie jestem wodzem i to ta partia ona pozwala przetrwać okres klęsk i niepowodzeń. To myślenie długofalowe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jakub Bierzyński: PiS musi wziąć odpowiedzialność za swoją politykę. Musi wypić piwo, które nawarzyło - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska