Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Rokita, polityk na odwyku

Redakcja
Przez kilkadziesiąt lat Jan Rokita uzależniał się od polityki. Ale już od trzech lat wychodzi z tego nałogu. Łatwo nie jest, bo "pacjent" nadal nie kryje dumy ze swojego uzależnienia. Dlatego znajomi i przyjaciele ciągle nie są pewni, czy potrafi on znaleźć coś, co nada sens kolejnym latom jego życia - pisze Marek Bartosik.

Małe radio na zmianę popiskuje i wyje. Przez te dźwięki przebijają się słowa nadawane z Monachium. Młody chłopak, obok którego łóżka w krakowskim pokoju stoi odbiornik, już tego nie słyszy. Zasnął jak co dzień, słuchając Wolnej Europę. Ponad trzydzieści lat później, również w Monachium, niemiecka policja wyprowadza tego samego człowieka z samolotu w kajdankach. Po polskim internecie rozniósł się jego krzyk: "Ratunku, Niemcy mnie biją!".

Zobacz także: Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

Tak zaczynała się, a potem ostatecznie kończyła kariera polityka, który omal nie został premierem z Krakowa. Znajomi i przyjaciele Jana Rokity ciągle nie są pewni, czy potrafi znaleźć coś, co nada sens kolejnym latom jego życia. W wyobraźni jednych mieści się nawet obraz wynędzniałego Jana Rokity plączącego się bez celu po krakowskich Plantach. Inni taką wizję wykluczają.

  • Menelem nigdy nie zostanie. Jest zbyt wielkim estetą - śmieje się Zbigniew Fijak.

A może tak pustelnia?

Ale już poważnie przyznają, że widzą Jaśka jako mistyka ślęczącego miesiącami w jakiejś klasztornej bibliotece nad starodrukami i inkunabułami.

- Może zostanę pustelnikiem - mówi obojętnie sam Rokita. Zaraz tłumaczy, że to żart na odczepnego, lecz potem przyznaje, że czasami i w jego głowie pojawia się myśl, czy nie umrze w przytułku.

- Z polityki odszedłem bez jakiekolwiek planu na przyszłość i do dzisiaj się go nie dopracowałem. Ciągle jestem na etapie poszukiwań - tłumaczy dziś.

- Widać wyraźnie po tych trzech latach, że odzyskał radość życia - mówi ksiądz Andrzej Augustyński, od 20 lat przyjaciel Jana Rokity, i pokazuje plik zadrukowanych kartek. To internetowy list, jaki niedawno dostał od byłego polityka z Włoch, w którym opisuje on swoje wrażenia z podróży po Toskanii.

- Czas od 2007 r. to najlepszy okres w moim życiu - mówi Rokita.

Czy jest więc zadowolony z decyzji zerwania z polityką?

- Jak się radykalnie porzuca całe dotychczasowe życie, to trudno o zadowolenie z decyzji. Ważne jest to, że mam poczucie jej słuszności - odpowiada.
Za najważniejszą datę swojego życia ciągle uważa wrześniowy dzień 1980 roku. Wtedy poszedł na studencki wiec do Collegium Broscianum UJ. Po nim w pokoju na pierwszym piętrze Instytutu Filozofii wpisał się na listę członków Niezależnego Zrzeszenia Studentów. - Trzy miesiące później zostałem szefem NZS na Uniwersytecie Jagiellońskim i de facto stałem się politykiem - opowiada.
Stawał się przywódcą

To go nakręcało?

- To znacznie później. Ale na początku? Skądże! Proszę sobie przypomnieć: komuna się chwieje, widać, że można ją obalić. Jest kolejne polskie powstanie, a ja mogę wziąć w nim udział, dołożyć do niego istotny kamyczek. Czy trzeba innej motywacji? - mówi, przyspieszając rytm słów.

Zobacz także: Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

Twierdzi, że w politykę wciągnęło go Radio Wolna Europa.

- Potem naczytałem się Arystotelesa i Cycerona, którzy twierdzili, że szczęście i wieczna pamięć należeć się będą tylko tym, którzy życie poświęcą własnemu krajowi - opowiada. Niebagatelne znaczenie miały także jego długie rozmowy o polityce, historii i filozofii z 10 lat starszym kuzynem Wojtkiem.
Jedyną alternatywą dla polityki w życiu nastoletniego Rokity była tylko muzyka. Ma słuch absolutny.

- Nadal potrafi nucić całymi minutami fragmenty koncertów, na których był - mówi jeden z jego znajomych.

Jan Rokita nie myślał jednak o karierze pianisty ani skrzypka. - Chciałem być kapelmistrzem wielkiej orkiestry. Ale to marzenie zdusiła polityka - wspomina, jakby nie dostrzegając, że w muzyce także chciał być szefem.

Poszedł na prawo

Utrzymywała go wtedy matka ze swej emerytury. Cieszyła się, kiedy przynosił pierwsze pieniądze zarabiane w podziemnych wydawnictwach, w których redagował książki.

- Mając 16-17 lat, podjąłem całkowicie świadomą decyzję o życiu na całkowitym marginesie społeczeństwa i poświęceniu się walce z systemem. Mój wybór był tak głęboko słuszny, honorowy , intelektualnie ciekawy, moralnie doniosły, że nie miałem wątpliwości. Myślałem o tym długo i byłem w pełni świadomy jego konsekwencji - zapewnia.
Studia prawnicze były nawiązaniem do tradycji rodzinnej, bo oboje rodzice też je skończyli. Po ogłoszeniu stanu wojennego chciano go zatrudnić na UJ, ale w sprawę wmieszała się SB i nic z tego nie wyszło. Uważa zresztą, że nigdy nie miał temperamentu naukowca, wolał raczej działać.

- Jeszcze w roku 1988 założył z trzema kolegami spółkę prawniczą. Dzisiaj oblicza, że każdemu z nich praca w niej przyniosła od tamtego czasu po kilkadziesiąt milionów złotych. On rok później został posłem w sejmie kontraktowym i wyszedł ze spółki, bo stał się zawodowym politykiem.

- Żyłem finansowo na styk, z miesiąca na miesiąc. Dwie trzecie pensji w ostatnich poselskich latach wydawałem na wynajmowanie mieszkania w Warszawie Musiałem dobrze mieszkać - wyjaśnia.

- On kojarzył mi się z Piotrem Skrzyneckim, który też był kompletnym abnegatem wobec spraw materialnych - mówi przyjaciel i współpracownik Rokity Zbigniew Fijak.

Zobacz także: Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

Przez kilkanaście lat w głowie dawnego posła nie zapaliło się ostrzegawcze światełko, żeby zostawić sobie obok polityki jakąś boczną furtkę do innego życia.

- Uważam, że wszystkiemu, co się robi, trzeba się poświęcać w całości - podkreśla Rokita.
Coraz dalej od Krakowa

Mijały lata, kolejne partie, triumfy i wyborcze porażki. Towarzyszyła im codzienność: zajęte weekendy, częste wyjazdy, oddalanie się od Krakowa. W domu od córki i żony słyszał ciągle pretensje, że poświęca dla polityki zbyt wiele czasu.

- Zasadniczych wątpliwości także wtedy nie miałem. Odpierałem zarzuty rodziny i robiłem swoje, bo polityka dawała sens mojemu życiu - tłumaczy Jan Rokita.

- Jemu zawsze zależało, by robić coś ważnego - wspomina Zdzisław Jurkowski, jego kolega z czasów NZS.

- Efekt jest taki, że kiedy odchodził z polityki, to nie miał świata poza nią - mówi dziś ksiądz Augustyński.

Ale Jan Rokita przyznaje, że coraz częściej łapał się na tym, że traci zdolność do obcowania ze zwykłymi ludźmi.

- W każdej sytuacji w tyle mojej głowy pojawiała się myśl, czy człowiek, z którym rozmawiam, to mój zwolennik czy wróg. Czy aby nie knuje, żeby mi zaszkodzić, a przynajmniej zrobić na złość? W polityce traktuje się innych całkowicie instrumentalnie. Dzisiaj mam tysiąckrotnie mniej kontaktów z ludźmi, ale są one tysiąc razy bardziej bezinteresowne - wyznaje.- Wydawało m i się, że posiedzenie przy kawie jest marnowaniem czasu. Człowiek w polityce tępieje duchowo i intelektualnie, infantylizuje się. Na pewno różne umiejętności intelektualne miałem większe w momencie, kiedy wchodziłem do polityki, niż po spędzonych w niej latach - dodaje.

Prawie premier

Przez wiele lat jednak ten stan mu specjalnie nie dokuczał. Po sławie zdobytej w komisji Rywina przez 1,5 roku przygotowywał się do funkcji premiera.

Zaraz potem były jednak politycznie przegrane przez niego i Platformę wybory w 2005 roku, a 2 lata później odszedł z polityki.

- To były dwa najgorsze lata w moim życiu - przyznaje Rokita. Czy potrafi znaleźć winę także w sobie?

- Nie byłem gotów wpasować się w atmosferę polityczną nowych czasów. PO zaczęła być budowana na zasadzie szefa i dworu. Ani ja nie chciałem być dworzaninem, ani oni nie wierzyli, że da się dworzanina ze mnie zrobić - wyjaśnia.

Opowiada, że parę miesięcy po wyborach 2005 roku stracił wiarę w sens tego, co robi.

Niby przychodził do sejmu na głosowania, ale siedząc na ławie poselskiej, głównie czytał książki.

O tym, co może robić poza polityką, nawet wtedy nie myślał.

Nielojalna żona?

Twierdzi, że gdy przed kolejnymi wyborami uznał sytuację za nie do zniesienia, wykorzystał okazję, jaką stworzyła mu żona, i w parę godzin zdecydował się odejść z polityki. A sojusz Nelli z Prawem i Sprawiedliwością nadal uważa za jej protest przeciwko temu, jak on był traktowany w PO. Znaczenie jej osobistych ambicji bagatelizuje.

Zobacz także: Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

- Nelli Rokita zachowała się skandalicznie, wypychając męża z polityki. Przyznam, że nie rozumiem skali jego lojalności wobec żony. Ale jestem socjologiem, a tu trzeba psychoanalityka - ocenia prof. Jadwiga Staniszkis.

We wrześniu 2007 r. zaczął się polityczny odwyk Jana Rokity.

- Ośmieszyła go żona, potem przyszła ta historia z samolotem... Kiedy ostatnio go spotkałem, był zgorzkniały, źle mówił o ludziach - opowiada jeden z ważnych polityków Platformy.
W pierwszych miesiącach Rokitę dopadły kłopoty finansowe. Przestał dostawać pieniądze z sejmu, nie miał na wysoki czynsz. Kiedy jednak został rewelacyjnie opłacanym komentatorem jednej z gazet, problemy finansowe się skończyły. - Znalazł smak normalnego życia, wyzwolił się z politycznego nałogu - ocenia dziś Zdzisław Jurkowski.

- Odkryłem radość życia. Zacząłem się przestawiać na inną wrażliwość - mówi sam Rokita. Znalazł to wszystko we Włoszech. Jako polityk poznał tam przede wszystkim Rzym. Potem była Florencja, wreszcie Siena, miasto, którego katedrę uznaje za najpiękniejszy kościół świata.

W ostatnich trzech latach zawsze spędzał tam Boże Ciało. Dla tej ceremonii, a także dlatego że w katedrze nie obowiązują wtedy ograniczenia dla turystów.

Odkrył też sieneńskie obrazy z przełomu średniowiecza i renesansu.

- Renesansowe Madonny malowane były według bliskich nam kanonów - opisuje. - Są piękne, ale łatwiej w nich się zakochać czy zachwycać ich piersiami, niż się do nich modlić. Jednak na początku XIV wieku paru genialnych ludzi w Sienie malowano Madonny, przed którymi się jeszcze pada się na kolana, lecz już są pięknymi kobietami. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje taka sztuka: nowożytnie piękna i średniowiecznie religijna - tłumaczy swoją pasję.

Listy z Italii

Wyjeżdżał też na przykład do Hiszpanii, gdzie w w założonej jeszcze przez Pompejusza Pampelunie odwiedzał córkę, gdy studiowała na uniwersytecie Opus Dei. Niedawno był u niej w Londynie.

Z Włoch słał długie listy do znajomych, w których czasem z widoczną satysfakcją wytykał błędy Herbertowi czy Goethemu w ich opowieściach o włoskiej sztuce.

Po Polsce jeździ niechętnie. Drażni go, jak ludzie ciągle uważają go za polityka, zasypują pretensjami. Już będąc na politycznym odwyku, kupił sporego i starego mercedesa. Nim wypuszcza się w odludne Bieszczady, pod Babią Górę.

- W wieku 50 lat odkryłem Gorce - uśmiecha się. Po górach chodzi zwykle samotnie.

-Publicznie jednak działa. Jest aktywnym członkiem komisji rewizyjnej w stowarzyszeniu "U Siemachy". Ufundował stypendia dla jego podopiecznych. W 2008 uaktywnił się w środowisku, w którym pamięta się jeszcze jego studencki pseudonim "Pochroń" (od postaci łotra z "Dziejów grzechu" Żeromskiego). Zaangażował się w powołanie Stowarzyszenia NZS 80, które zajęło się przygotowaniem 30.rocznicy powołania Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Początkowo był jego prezesem, a potem wycofał się do działalności w komisji charytatywnej. Przekazał stowarzyszeniu, podobnie jak 10 innych osób, 25 tysięcy złotych, jakie wyprocesował od państwa za uwięzienie i represje w latach osiemdziesiątych.

Nadal jest członkiem PO, a dokładniej - jej staromiejskiego koła w Krakowie. Nie wykazuje jednak najmniejszej partyjnej aktywności, nie płaci także składek.

Niedawno profesor Jadwiga Staniszkis powiedziała w mediach, że warto, aby Jan Rokita wrócił wreszcie do polityki, ale tym razem do PiS, gdzie z pewnością mógłby zostać np. wiceprezesem partii.

- To była moja własna, z nikim niekonsultowana inicjatywa. Uważam, że Jana Rokitę należy ponownie wciągnąć do polityki, gdyż jest charyzmatyczny, inteligentny i reprezentuje taki sposób myślenia o państwie, jakiego dzisiaj w Polsce coraz bardziej brakuje - tłumaczy Jadwiga Staniszkis. - Z kolei prezes Kaczyński potrzebuje w PiS człowieka, który byłby dla niego partnerem w sferze idei i wizji państwa. Mogliby się świetnie uzupełniać. Żaden z nich nie zareagował na moją propozycję. Jan Rokita gdzieś tylko mówił, że nie chce robić demonstracji wobec PO. Jestem przekonana, że przecenia pamięć o swoim udziale w polityce. Żyje ona tak szybkim rytmem, że wszyscy myślą, iż już dawno w PO go nie ma - dodaje.

Poseł Ryszard Terlecki z PiS twierdzi, że ten pomysł w jego partii nie znalazł żadnego odzewu.

Zobacz także: Nelli Rokita: By udobruchać Janka daję mu ściereczki

- Jestem przekonany, że Janka w głębi duszy interesuje powrót do polityki, jednak tylko tej największej - uważa ks. Augustyński

- Moi znajomi ulegli mitowi, że ja jednak nie potrafię żyć bez polityki. Nie wiedzą o mnie tego co ja - ripostuje Rokita.

- Czytając jego teksty, dość szybko odniosłam wrażenie, że ta publicystyka wyczerpuje się. Imponował erudycją, ale pokazał, że niedostatecznie śledzi zmiany instytucjonalne choćby w związku z kryzysem. Czyta się to dobrze, lecz nie jest to odkrywcze - ocenia Jadwiga Staniszkis.

Dzisiaj teksty w gazetach publikuje okazjonalnie, sporo pisze do szuflady, dla uporządkowania myśli. Do napisania książki jednak zebrać się nie może.
Nadal prowadzi zajęcia ze studentami jezuickiego "Ignatianum". W tym roku zaczął podobne zajęcia na politologii UJ. Ciągle odpiera pretensje żony o zerwanie z polityką.

Teraz jednak dobiega końca okres wypowiedzenia jego umowy z wydawcą gazety, do której pisał komentarze. Kończą się więc profity, jakie jednak polityka mu dała. Niektórzy jego bliscy znajomi martwią się, jak sobie poradzi materialnie, ale przede wszystkim czy odnajdzie jakiś cel na czas do prawdziwej emerytury i dalej.

Może pewnego dnia...

- Gdyby nie 20 lat, jakie poświęciłem bezinteresownie krajowi, to pewnie czułbym się skończonym łobuzem, że nie oddałem życia niczemu ważnemu i żyłem sobie dla własnej satysfakcji - mówi Jan Rokita. - Ale mam tę dumę. Ona daje alibi dla życia skoncentrowanego dzisiaj na sobie, na własnej duchowej doskonałości. Może pewnego dnia przyjdzie mi jeszcze do głowy, że na starość trzeba się w coś zaangażować na śmierć i życie... Raczej nie będzie to polityka - mówi Jan Rokita zostawiając sobie uchyloną furtkę, na wypadek gdyby jednak zechciał wrócić do nałogu.

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Wejdź na**kryminalnamalopolska.pl**

60 tysięcy złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na**www.szumowski.eu **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jan Rokita, polityk na odwyku - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska