Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasperczyk: o korupcji w futbolu i sprzedanym meczu Hutnika Kraków

Łukasz Madej
Ludwik Kostuś
Sprzedany mecz z Motorem Lublin był dla mnie jak wrzód. Przeciąłem go, zgłosiłem się do prokuratury, a to, co się teraz dzieje wokół tej sprawy, jest moją pokutą - mówi Robert Kasperczyk, były trener Hutnika Kraków. O bagnie korupcji w polskiej piłce opowiada Gazecie Krakowskiej.

Robert K. czy Robert Kasperczyk?
Proszę używać pełnego imienia i nazwiska.

Jakie to uczucie zobaczyć w gazecie swoje zdjęcie z czarnym paskiem na oczach?
Nie widziałem tego. Ostatnio nie przeglądałem prasy. To, co do mnie dochodziło, wiedziałem od najbliższych.

Zamieszanie wokół pańskiej osoby przerosło Pana oczekiwania?
Nie, byłem w stanie sobie to wyobrazić. Ja już jestem duży chłopczyk. Jakoś to przeżyję. Nie ukrywam jednak, że zaskoczył mnie fakt, kiedy cała sprawa tak szybko ujrzała światło dzienne. Akta są dopiero w drodze z prokuratury do sądu. Sądziłem, że wszystko wyjdzie na jaw dopiero po odczytaniu wyroków. Chcieliśmy przygotować swoich najbliższych przed ukazaniem się całej sprawy. Nie udało się. Do tego był to czas wyjątkowy, bo tuż przed świętami.

Właśnie, więcej było SMS-ów ze świątecznymi życzeniami, czy z pytaniem: "dlaczego"?
Byłem bardzo mile zaskoczony. Ci ludzie, którzy zawsze składali mi życzenia, nie zmienili o mnie zdania. Oni lepiej mnie znają od osób, które tak szybko ferują wyroki. Dostałem mnóstwo życzeń od piłkarzy, innych trenerów, działaczy klubów, w których pracowałem, ale też od dziennikarzy. Bardzo za nie dziękuję!


W takim razie dlaczego cztery i pół roku temu świadomie wziął Pan udział w ułożonym spotkaniu Motor Lublin - Hutnik Kraków?

Sam sobie nie potrafię do dzisiaj tego wytłumaczyć. To były zupełnie inne realia piłkarskie; że jak się nie weszło z kimś w układ, to było się frajerem. Wiem, że brzmi to jak tania wymówka, więc odpowiem tak: brakowało mi jednej zasadniczej rzeczy, którą po latach zdobyłem. Mam na myśli doświadczenie. Byłem wtedy młodym trenerem na początku swojej przygody z tym zawodem, dlatego nie powiedziałem stanowczego "nie" osobom, które nas do tego namawiały. Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, sam nie rozumiem, dlaczego tak się zachowałem. Żałuję, że na ten lep dałem się złapać. Więcej już tak się nie zachowałem i nie zachowam. Brak mi po prostu słów. Nie potrafię sobie tego darować. Życie z dziurawym sumieniem nie jest łatwe.

Kto decydował o tym, że tamto spotkanie było ułożone?
Ciche przyzwolenie było z każdej strony. Ale znów powtórzę: nie chcę, żeby brzmiało to jak tania wymówka. W każdym razie pyta pan o rzeczy, które do zakończenia procesu nie powinny ujrzeć światła dziennego. Na razie ten temat należy przemilczeć. Przecież hipotetycznie możliwe są jeszcze uniewinnienia. Okoliczności wydarzenia są zupełnie inne od tych, o których się pisze. Nie było tak, że po trzech piłkarzy z obu drużyn umówiło się, że ustawią mecz. W tej chwili najeżdżanie a priori na kogoś nie jest sprawiedliwe. Na przykład najmłodsi zawodnicy w ogóle nie powinni się znaleźć na "liście skazańców". Ale to już odrębny temat. Wiem, że ktoś teraz pomyśli tak: "i kto to mówi". Wszyscy powinni jednak być trochę bardziej powściągliwi. Łącznie z niektórymi dziennikarzami. Sprawa była szyta dużo grubszymi nićmi, niż się wszystkim wydaje. To nie jest jednak temat do prasy. Właśnie o tym nie mogę nic mówić. Największą wiedzę ma prokurator. Musi tak zostać.

Czy to prawda, że za mecz z Motorem otrzymał Pan 700 złotych?
To pytanie potraktuję, jakby go nie było.

Dobrze, w takim razie proszę powiedzieć, czy w Pana przypadku chodzi tylko i wyłącznie o jeden mecz?
Tylko. Nie mam żadnych innych grzechów tego rodzaju na sumieniu. To właśnie powiedziałem w prokuraturze. Zostałem, jak prawie każdy trener pracujący wówczas w III lidze "prześwietlony". Nie bałem się.

Czy to również prawda, że do niej pojechaliście wszyscy za Pańską namową?
Za moją i jeszcze jednej osoby, o której nie mogę powiedzieć. Nie zastanawialiśmy się długo. Pojechaliśmy do Wrocławia się wyspowiadać. Mecz z Motorem był dla mnie jak wrzód. Bardzo długo z nim musiałem żyć.

Przyznał się Pan ze strachu przed karą, czy ze względu na gryzące sumienie?
Wrzód, o którym mówiłem, przeszkadzał w normalnym funkcjonowaniu. Pomyślałem sobie, żeby w końcu się wylał. Wiem, że ta rana kiedyś się zagoi. Czułem się jak wyspowiadany. Człowiek był lżejszy o ja-kiś balast. Ja wciąż chcę być trenerem. Zainwestowałem w siebie. Dlatego się przyznałem.

Tym jednym spotkaniem mógł Pan przegrać całą dalszą karierę.
Mogłem. Zeznając we Wrocławiu już wiedziałem, że tylko do pewnego momentu będzie cicho. Byłem przygotowany na wszystko. Wiedziałem, że na końcu będzie kara. To, co się teraz dzieje, niech będzie naszą pokutą. Nie zasłużyłem przecież jednym błędem życiowym na zesłanie syberyjskie. Nie jestem doskonały i tak o sobie nigdy nie myślałem. Zachowałem się nieetycznie, ale jak już mówiłem - tylko jeden raz. Nie zamierzam teraz się chować, a tym bardziej robić z siebie męczennika. Wciąż chcę się rozwijać. Bycie trenerem to moja pasja.

Mecz z Motorem to plamka czy olbrzymia plama w Pana życiorysie?
To dla mnie skaza. Jeśli jednak ktoś tylko raz zbłądzi, nie oznacza od razu, że jest gorszym człowiekiem. Dostałem najpiękniejszy prezent świąteczny, jaki sobie mogłem wymarzyć od władz klubu, w którym właśnie rozpocząłem pracę (pierwszoligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała - przy. red). Drugie trenerskie życie!

Więcej złych rzeczy o Hutniku już nie usłyszymy?
Ja wiem tylko o tym jednym nieszczęsnym spotkaniu. Hutnik więcej spraw nie ma, przynajmniej na moją wiedzę. Ta jest jedyna.

W tamtym sezonie Motor motywował Was przed ostatnim w sezonie meczem Hutnika z Tłokami Gorzyce? Mieliście obiecane pieniądze za pokonanie Tłoków?
Tak. Były to bardzo duże pieniądze jak na tamte czasy.

To jest etyczne?
Rozmawialiśmy na ten temat z prokuratorem. Absolutnie nic do tego nie miał.

Dziwi się Pan dzisiejszym reakcjom kibiców? Ludzie nie wiedzą śmiać się, czy płakać. Codziennie jakieś nowe rzeczy wychodzą na jaw.
Nie dziwię się, być może ja na ich miejscu zachowałbym się podobnie.

Polska piłka będzie kiedyś czysta?
Kibice przeżyją niedługo szok. Nasza sprawa to wierzchołek góry lodowej. Będą ukazywać się listy nie 50 tylko 200 osób. Skala zjawiska dopiero wyjdzie. Wiele spraw jest jeszcze w toku. Na szczęście teraz może być już tylko lepiej.

Chce Pan kogoś przeprosić?
Tak. Przepraszam te osoby, dla których piłka to coś więcej niż mecz w telewizji. Takich, dla których jest jak religia. Przepraszam prawdziwych, wiernych kibiców Hutnika. Jest mi przed nimi wstyd. Przepraszam tych naprawdę uczciwych fanów. Ja mogę mieć pretensje tylko do siebie, ale jakoś to przeżyję. Życie się nie kończy na tej sprawie i płynie dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kasperczyk: o korupcji w futbolu i sprzedanym meczu Hutnika Kraków - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska