Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kierowca cysterny z mlekiem „zapatrzył się” i zabił cztery osoby

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Andrzej Szufryn cudem przeżył wypadek w Łęce
Andrzej Szufryn cudem przeżył wypadek w Łęce Tatiana Biela
10-latka na żywo oglądała śmierć rodziców i brata podczas koszmarnego wypadku drogowego pod Nowym Sączem. Kierujący cysterną nie przyznaje się do winy i chce teraz niższej kary niż wymierzone mu 5 lat odsiadki.

Czasem o ludzkim życiu lub śmierci decyduje fakt, że ktoś znalazł się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. To zdanie można odnieść do czworga kierowców, którzy, jeden za drugim, w kolumnie spokojnie jechali popołudniową porą drogą powiatową koło Nowego Sącza. Ruch był na trasie umiarkowany w tamten sierpniowy dzień 2018 r. Widoczność dobra, sucho, upalnie, aż chciało się żyć. Wszyscy jadący dostrzegli poruszającą się z naprzeciwka cysternę z mlekiem, potężną ciężarówkę marki MAN.
Ważyła z 10 ton. Taki pojazd u każdego kierowcy, który go mija, wzmaga czujność, ale tego co nastąpiło w przeciągu kilku chwil nikt nie mógł przewidzieć i zareagować na czas.

Zderzenie numer jeden

W jednej chwili mlekowóz zjechał na pas drogi, którym poruszała się kolumna aut i uderzył w nią niczym taran. Jadący jako pierwszy kierowca Nissana instynktownie odbił w prawo, ale nie miał szans, by uniknąć konfrontacji z rozpędzonym kolosem. Biegły wyliczył potem, że ciężarówka miała wówczas na liczniku 84 km, a osobówka 45 km. W Nissanie urwało koła z lewej strony i nic dziwnego, że dachował, koziołkował i wypadł z drogi.
Używając terminologii bokserskiej: to było jakby dziecko dostało cios od mistrza świata Mike’a Tysona. Najdziwniejsze było, że kierowca nissana i jego dwie pasażerki odnieśli tylko ogólne potłuczenia. Cud, że przeżyli.

Zderzenie numer dwa

**
Gdy Nissan z hukiem nieruchomiał na poboczu cysterna bezwładnie gnała dalej jak rozjuszony byk, bo po pierwszym zdarzeniu miała uszkodzony układ kierowniczy i kierowca nie mógł wrócić na swój pas ruchu. W następnej sekundzie kolos znokautował drugiego w kolumnie Volkswagena Passata. Tu już była masakra.
Na miejscu zginął 32-letni Adam T. oraz jego 7-letni syn Daniel. Siedząca obok kierowcy ciężarna żona Karolina trafiła do szpitala. Nie udało się jej uratować jak i nienarodzonego dziecka mimo cesarskiego cięcia. Cało z wypadku wyszła Martyna, 10-letnia dziewczynka, która niczym na zwolnionym filmie, widziała śmierć rodziców i braciszka. Doznała niewielkich ran ciała, ale psychiczny szok zostanie z nią do końca życia.

Zderzenie numer trzy i cztery

**
Ciężarówka dalej gnała przed siebie i trafiła na Opla Astrę, przeciwnika z innej ligi. Uderzenie zepchnęło osobówkę do rowu i potoku, a ciężarówka na nią wjechała. I tam się zatrzymała.
Kierujący Oplem 19-letni Andrzej Szufryn doznał ciężkich obrażeń ciała, miał połamane kończyny i stłuczenie mózgu,. Helikopter przetransportował go do szpitala w Krakowie. Tam przeszedł kilka operacji, a potem odbył rehabilitację. Dzięki życzliwości darczyńców i pomocy ludzi dobrej woli zebrano 90 tys. zł na leczenie 19-latka. Sam wydał na ten cel 5 tys. zł. O tym, że brał udział w wypadku dowiedział się po miesiącu, gdy wybudzono go ze śpiączki.

Czwarta w kolumnie aut jechała Peugeotem Paulina R. Dopiero ona zdołała zareagować na wyczyny cysterny i skręciła w lewo na pobliską posesję i tam się zatrzymała. To uratowało jej zdrowie i życie.
Kierujący Jan S. prawo jazdy ma od 30-lat, a uprawnienia do kierowania ciężarówkami od 2006 r. Doświadczony kierowca, tamtego dnia był trzeźwy. Dzień wcześniej nie pracował, a w trasę ruszył o 4.00 rano i był już kilka godzin za kółkiem. Jechał do domu i nie przekroczył dopuszczalnej prędkości w miejscu tragedii. Co się więc stało? Na gorąco po wypadku jednemu ze świadków wyznał, że „się zapatrzył”.

Gdy prokurator postawił mu zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym nie przyznał się do winy. Opowiadał, że było gorąco, ze 34 stopnie, a w samochodzie nie ma klimatyzacji, więc sięgnął lewą ręką po wodę, którą miał na półce za fotelem kierowcy. Robił to już wiele razy. Prawą ręką cały czas trzymał kierownicę i nie wie jak to się stało, że zboczył na lewy pas. Przed nim nikt nie jechał, nie było rowerzysty, pieszego lub innej przeszkody, której ominięcie mogłoby uzasadnić zmianę toru jazdy. Kolumna aut z naprzeciwka, którą dobrze widział, na prostym odcinku poruszała się grzecznie, nikt nikogo nie wyprzedzał.
Biegły do spraw rekonstrukcji wypadków w opinii stwierdził, że działanie kierowcy ciężarówki było typowe dla osoby, która zasnęła za kółkiem.

Jan S. zaprzecza, by do tego doszło, nie rozmawiał też wtedy przez komórkę. Wspomina jedynie o sięgnięciu po wodę, ale jednocześnie dodaje, że nie zmienił wtedy toru jazdy. Nie wie co się stało, że nagle znalazł się na lewym pasie. Chciał wykonać manewr obronny w prawo, ale się zderzył bokiem z Nissanem, a potem już nie panował nad autem. Nacisnął hamulec, ale nie pamięta czy słyszał pisk hamowania.

Co więc się mogło wydarzyć?

Sąd Okręgowy w Nowym Sączu który badał sprawę przyjął, że Jan S. nienależycie obserwował drogę, zdekoncentrował się, rozkojarzył, nie zwrócił uwagi, że zjechał na lewy pas, bo „się zapatrzył” jak to określił świadek.
Ten moment nieuwagi kierowcy kosztował cztery życia ludzkie i z jednej osoby uczynił kalekę, a z drugiej sierotę.
Zdaniem sądu kierowcy z kolumny aut nie mieli możliwości uniknięcia zderzenia i nie ponosili w najmniejszym stopniu winy za wypadek. Stan techniczny cysterny nie miał wpływu na to co się stało.

Przyczyna wypadku

Biegły jako przyczynę katastrofy wskazał nagły, niekontrolowany i nie związany z warunkami ruchu manewr Jana S. na lewą stronę jezdni.

Jan S. po wypadku wzywał pomocy i pomagał w ratowaniu ludzi. To też strażak ochotnik, zna zasady udzielania pierwszej pomocy. Na sali rozpraw stwierdził, że jest mu przykro i wyraził żal. Podkreślał, że jest jedynym żywicielem rodziny, a prawo jazdy jest mu niezbędne w pracy.

- Czasu nie da się cofnąć- westchnął na rozprawie. Będąc strażakiem ochotnikiem chciałbym pomagać ludziom i spłacić dług wobec społeczeństwa - tyle powiedział na swoje usprawiedliwienie.

Sąd skazał Jana S. na 5 lat więzienia i na 10 lat zakazał mu prowadzenia pojazdów. Oskarżony ma też zapłacić 50 tys. zł zadośćuczynienia Andrzejowi Szufrynowi i mniejsze sumy kierowcy nissana i jednej z pasażerek. Zdaniem sądu oskarżony działał nieumyślnie, ale naruszył zasady bezpieczeństwa w komunikacji i nie zachował ostrożności podczas kierowania cysterną.

Wyrok skazujący

Dostrzegł sąd, że oskarżony musiał był zmęczony, bo 10 godzin wcześniej rozpoczął pracę i chciał jak najszybciej dotrzeć do domu. Zdarzenie, które wywołał spowodowało unicestwienie młodego małżeństwa, które mogło wychować troje dzieci, a przeżyła tylko 10-latka. Naruszył w stopniu rażącym zasadę należytego obserwowania drogi i skoncentrowania się na jeździe.
Za okoliczność łagodzącą przyjęto dotychczasową niekaralność i pozytywną opinię o oskarżonym. Nie łamał przepisów drogowych, dba o rodzinę, opiekuje się chorą matką i niepełnosprawnym bratem, działa w OSP i nie jest zdemoralizowany - zauważył sąd. Obciążające są jednak skutki czynu Jana S.

- Należało oczekiwać, że oskarżony przeprosi osoby najbliższe dla pokrzywdzonych, ale nie zdobył się na przeprosiny, a miał okazję. Żałował tego, co się jemu przydarzyło, a nie innym - nie krył sąd.

Stwierdził, że Jan S. wymaga dłuższej eliminacji z uczestnictwa w ruchu drogowym, stąd 10-letni zakaz prowadzenia pojazdów. W złożonej apelacji obrona wnosi o niższą karę dla Jana S. Sąd Apelacyjny w Krakowie zajmie się sprawą 23 czerwca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska