Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt wokół stadionu KS Borek Kraków narasta. Mieszkańcy i radni dzielnicy IX chcą zmian, władze klubu nie zgadzają się z postulatami

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Tereny KS Borek
Tereny KS Borek Sylwia Penc
Konflikt wokół stadionu Klubu Sportowego Borek przy ul. Żywieckiej w Krakowie narasta. Mieszkańcy i Rada Dzielnicy IX Łagiewniki – Borek Fałęcki uważają, że nie jest dostatecznie dostępny dla lokalnej społeczności, prezes klubu Wojciech Florczyk twierdzi, że jest inaczej, a na pewne żądania nie może się zgodzić. Strony sporu zarzucają sobie brak dobrej woli.

Kością niezgody stała się furtka, dzięki której mieszkańcy nowego osiedla, od strony ul. Zdunów, mieliby krótszą drogę na stadion. O problemie było głośno jesienią ubiegłego roku. Wówczas Rada Dzielnicy IX i mieszkańcy domagali się wykonania dodatkowego wejścia, aby można było na ten teren dostać się od tej strony.

Władze klubu nie chciały takiego rozwiązania, argumentując, że będzie to przede wszystkim droga na skróty do pętli tramwajowej czy centrum handlowego, a nie na obiekty sportowe, na które dostać się można głównym wejściem, od ul. Żywieckiej (tyle, że jest ono dużo dalej od Zdunów). Argumentowały to względami bezpieczeństwa. Niemniej druga brama została wykonana, tyle że... jest zamknięta.

- Rada Dzielnicy podjęła działania w celu montażu dodatkowej bramy na stadionie, aby dostępność obiektu dla mieszkańców była lepsza. ZIS wydał na to zgodę. Zapłaciliśmy za to pięć tysięcy złotych, ale pracownicy klubu blokują korzystanie z tego wejścia. Dla nas działania prezesa klubu są niezrozumiałe. Nie przekonuje nas argumentacja, że nie wiadomo, kto będzie mógł wejść na stadion. Skoro podejrzane grupki miałby tamtędy wchodzić, to czemu nie głównym wejściem? - mówi Paweł Heyduk, radny Dzielnicy IX.

- Wszyscy chcą otwarcie tej furtki, tylko nie prezes klubu. Dla dzieci chyba lepiej przejść przez park 50 czy 100 metrów, zamiast 800 metrów naokoło, przez ruchliwe skrzyżowania. A przeciwko temu wymyślane są jakieś dziwne argumenty o zagrożeniu bezpieczeństwa. Przecież zadaniem klubu jest dbanie o infrastrukturę, wchodzący na ten teren ludzie sami biorą za siebie odpowiedzialność – mówi Artur Surówka, aktywista reprezentujący grupę mieszkańców, współpracujący z Radą Dzielnicy IX.

Furtka została zamontowana, ale ciągle jest zamknięta.

- Kto chciałby mieszkać w pokoju przechodnim? - pyta retorycznie prezes Florczyk. - Najważniejsze jest bezpieczeństwo na terenie klubu, za to zarząd klubu ponosi odpowiedzialność, a tamto wejście, od strony lasu, jest niejako poza kontrolą. Po nocy na naszym terenie i przy ogrodzeniu znajdujemy butelki po alkoholu, papierosy. A ostatnio w okolicy były nawet dziki. Główna brama jest pod nadzorem, jest oświetlona, od tej strony jest budynek klubowy. Jeśli potrzeba ścieżki w tym rejonie, to można ją wytyczyć obok ogrodzenia, to są tereny miejskie. Tylko ktoś będzie musiał zadbać o jej utrzymywanie, oświetlenie, odśnieżanie.

Dodaje, że za furtką nie ma żadnej porządnej drogi do osiedla. Druga strona odpowiada, że przecież nie można ponosić kosztów jej utworzenia, skoro nie ma przejścia. I tak koło się zamyka. A co ciekawsze, wspomniana bramka oznaczona jest jako „wyjście ewakuacyjne”.

- Zgodnie z przepisami, wyjście ewakuacyjne jest tylko „na zewnątrz”. Na takie była zgoda ZIS, ale inni nie chcą przyjąć tego do wiadomości. A mieszkańcy tego osiedla chcieliby chodzić w obie strony, bo mieliby bliżej na tramwaj czy do miasta – dodaje Florczyk.

Furtka to bodaj najgorętszy element spory, ale nie jedyny. Surówka mówi, że dostęp do obiektu dla zainteresowanych jest utrudniony.

- Stadion jest przecież dla mieszkańców, powinien być łatwo dostępny, bez dodatkowych opłat, przecież na niego idą środki z dzielnicy i miasta. To nie jest prywatna własność prezesa, który rządzi klubem już 25 lat, tylko obiekt publiczny – mówi aktywista. - Nie ma jasnych zasad, jak i kiedy można korzystać z terenów klubu. W jeden weekend stadion jest otwarty, w inny – zamknięty. Nie ma cennika, a gdy chciałem kiedyś skorzystać z boiska pod „balonem”, to okazało się, że trzeba za to zapłacić 140 zł. Nie ma stałej restauracji, działa tylko okazjonalnie, a w takim miejscu mieszkańcom by się przydała. Dla działających tam komercyjnych firm znalazło się miejsce – jest szkółka piłkarska, są szkolenia psów. Dla mieszkańców już brakuje. Były skargi rodziców, że bawiące się tam dzieci były przez prezesa wyganiane z obiektu.

Florczyk odpowiada: - To szukanie dziury w całym. Zapraszam ludzi do korzystania z naszego obiektu, przecież przychodzą do nas matki z dziećmi, jesteśmy rodzinnym klubem, ale są pewne zasady. Zdarzyło się, że musiałem wyciągać małemu dziecku głowę z siatki przy bramce, bo bawiło się samo i się zaplątało. Inne weszło na przęsło, bo zobaczyło tam piłeczkę. Tak nie może być – mówi. - Jeśli chodzi o zajęcia z psami, to mamy je już od 24 lat, a nagle komuś to przeszkadza. Są prowadzone z dziećmi, docelowo chodzi o dogoterapię.

Dodaje: - Jest cennik. Może niektórym nie pasuje, że trzeba zapłacić 140 złotych za korzystanie, ale to wszystko są koszta. Trzeba obiekt utrzymać, opłacić media, gospodarza obiektu. Wynajęcie hali w Krakowie po prostu tyle kosztuje, podobnie jest w innych klubach. Przecież za godzinę korzystania z trawiastego boiska w Krakowie trzeba zapłacić 500-600 zł.

O punkcie gastronomicznym mówi tak: - W trakcie zawodów restauracja jest czynna. Już przerabialiśmy otwarcie cały czas, ale nic z tego nie wyszło. Ludzie przychodzili posiedzieć pod parasolem, skorzystać z toalety, a na przykład napoje mieli swoje. Stadion nie jest tylko od tego, żeby ktoś mógł z żoną przyjść na kawę – wyjaśnia.

Podkreśla też, że zarząd klubu działa w określonych ramach, narzuconych m.in. przez umowę z miastem o użyczeniu terenu.

- W umowie jest zawarte, że obiekt może być wykorzystywany tylko na cele statutowe. Tak działają wszystkie kluby. Ktoś, kto uważa, że powinno być inaczej, nie zna się na sporcie kwalifikowanym – mówi Florczyk. - Trzeba zająć się mnóstwem spraw, treningami wielu grup - mamy 300 zawodników, wyjazdami na mecze, przygotowaniem murawy. Dzieci chodzą do szkoły, zajęcia u nas mogą być tylko popołudniami, a klub jest otwarty od rana. Mamy boiska, w tym do piłki plażowej, stoły do ping-ponga, małpi gaj. Ludzie z tego korzystają. To wszystko musi jednak być bezpieczne, w umowie mamy zapisane szereg restrykcji, w tym odpowiedzialność moralno-prawną. Gdyby były nieprawidłowości, to miasto już by umowę wypowiedziało.

Komisja Sportu Rady Miasta, która w ubiegłym tygodniu obradowała na stadionie Borku, w „aferze furtkowej” stanęła po stronie klubu. Mieszkańcy i Rada Dzielnicy nie składają broni, ale drastycznych ruchów - zmniejszenie czy odebranie dotacji - należałoby uniknąć.

- To nie byłoby dobre rozwiązanie, bo klub jest przecież dla mieszkańców, odbiłoby się to na wszystkich. Z tego co wiem, mieszkańcy przygotowują petycję, ma się pod nią podpisać kilkaset osób. Chcemy, żeby miasto w końcu usłyszało nasz głos – mówi radny Heyduk. - Cały czas chcemy dogadać się z klubem, liczymy, że to się w końcu uda.

- Przez ćwierć wieku nie było takich problemów, zaczęły się dwa lata temu, gdy zmienił się układ w Radzie Dzielnicy. Nagle ktoś z zewnątrz chce decydować, co ma się dziać w klubie. A to jest miejsce dla wszystkich mieszkańców, nie tylko tych z jednego osiedla – mówi Florczyk.

Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie nie chce mieszać się w konflikt, uznając, że to mieszkańcy powinni dogadać się z klubem.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska