Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec marzeń o Młynie Sztuki. Koniec historii Młyna Szancera

Jerzy Reuter
Młyn Szancera nie będzie Młynem Sztuki. Kudelscy od lat wspierają miejską kulturę, jest więc szansa, że w obiekcie znajdzie się miejsce dla sztuki
Młyn Szancera nie będzie Młynem Sztuki. Kudelscy od lat wspierają miejską kulturę, jest więc szansa, że w obiekcie znajdzie się miejsce dla sztuki Jerzy Reuter
Młyn Szancera nie będzie Młynem Sztuki. Miasto sprzedało nieruchomość tarnowskiemu przedsiębiorcy Piotrowi Kudelskiemu. Tak rozpoczyna się nowy rozdział historii młyna. Jakie były jego początki? Skąd Szancerowie wzięli się w Tarnowie?

Wywodzą swój ród z Andrychowa. Protoplasta Szancerów - Józef, pochodził ponoć z Sącza, na co wskazuje nazwisko, które po żydowsku, od nazwy miasta, znaczy Szanc. W dziewiętnastym wieku potomkowie Józefa rozeszli się po całej Europie i wszędzie zaznaczyli swoją obecność wielkością umysłów i godnością piastowanych stanowisk.

Byli ministrami rządów, doradcami prezydentów, naukowcami i artystami. Kierowali wielkimi przedsiębiorstwami, zarządzali majątkami jaśnie panujących i wykładali na uniwersytetach. Tworzyli sztukę i historię. Jednocześnie byli wśród nich hazardziści, trwoniący całe majątki w Monte Carlo, samobójcy i desperaci. Kochali dobre jedzenie i niekończące się zabawy.

Leon - jeden z synów Józefa - dorobił się wielkiej fortuny i, niejako z przymusu otaczających go towarzyskich sfer, zarzucił tradycję żydowską, stając się typowym człowiekiem oświecenia. Ubierał się z pańska i brylował na ziemiańskich salonach. Zmarł w młodym wieku na skutek, jak mówi legenda rodowa, złamania religijnego przykazania, które nakazywało ścisły post w żydowskie święto Sądnego Dnia.

Wdowa przeniosła się do rodzinnych posiadłości na Śląsku Pruskim i rodzina Szancerów powoli, na przestrzeni kilkudziesięciu lat, stawała się ziemiańską. Gospodarowanie na roli nobilitowało Szancerów do bycia szlachtą, więc większość z nich przeszła na chrześcijaństwo i poprzez związki małżeńskie dopisała do swoich rodowodów pochodzenie herbowe.

W połowie XIX wieku jeden z Szancerów zakochał się tak nieszczęśliwie, że protestującemu ojcu dziewczyny wypalił z pistoletu w głowę i skazał tym samym rodzinę na banicję. Przenosiny, a właściwie ucieczka, nastąpiły w ciągu kilku godzin. Szancerowie pozostawili cały majątek nieruchomy przyjaciołom, a sami, w popłochu, wyjechali do Galicji, do Żabna, gdzie bardzo szybko nabyli kilka majątków - Odporyszów, Breń, Czarna Niwa.
W Żabnie urodził się Artur Szancer, późniejszy współwłaściciel młynów w Tarnowie. Jego żona, Karolina Buber, kuzynka wielkiego żydowskiego filozofa Martina Bubera, nazywana była w rodzinie "królową matką". Była tak dystyngowaną damą, że nawet hitlerowcy uszanowali jej pozycję i kazali w 1942 roku, odwieźć ją na miejsce egzekucji dorożką.

W 1859 roku, po przeniesieniu do Tarnowa, senior rodu - Henryk, wybudował przy ulicy Kołłątaja młyn parowy i zapoczątkował nowy rozdział w historii rodziny. Przedsiębiorstwo Tarnowskie Młyny Parowe prosperowało znakomicie, a po kilku latach od założenia płaciło kilkakrotnie większe podatki niż wszystkie młyny na Górnym Śląsku razem wzięte. Na terenach biednej i zacofanej Galicji zaczęła królować para, a bliska odległość do zachodniej Ukrainy i dobre połączenia komunikacyjne sprawiły, że interes kwitł znakomicie.

Na początku XX wieku młynami wstrząsnęło kilka kryzysów, ale Szancerowie wyszli na prostą. Dopiero w latach dwudziestych, po niefortunnych inwestycjach, sytuacja pogorszyła się znacznie i zaczął się powolny upadek imperium.

Rozłożenie udziałów na kilku właścicieli i różne zależności rodzinne sprawiły, iż młyny zarządzane były w sposób niewłaściwy, powodujący wielkie straty. Synowie Artura Szancera - Karol i Bronisław, postanowili związać przedsiębiorstwo w ręku rodziny i wykupili 1/3 udziałów od wspólników. Na ten cel zaciągnęli wielką pożyczkę w banku, co doprowadziło, po kilku latach, niemal do bankructwa młynów. Gdy w 1929 roku wybuchł wielki światowy kryzys, bank zażądał zwrotu pożyczki i zagroził Szancerom licytacją. Bronisław popadł w depresję i ubezpieczywszy odpowiednio swoje życie, popełnił samobójstwo. Jego żona i dwie córki mogły żyć dostatnio z pieniędzy wypłaconych przez ubezpieczycieli. Do Tarnowa coraz częściej przyjeżdżali członkowie rodziny i… umierali, bo, jak sami twierdzili, Szancerowie żyją w całej Europie, ale umierają tylko w Tarnowie.

Młynem zajął się Karol i pomimo kryzysu i żądań banku wyprowadził interes na prostą.
Upadek nastąpił w sierpniu 1939 roku. Bank wygrał proces i wystawił młyny na licytację, co doprowadziło Karola do ciężkiej choroby serca, ale zadowoliło część rodziny, która z ulgą przyjęła koniec stuletniej historii młynów. Sprzedaż nie doczekała się jednak finału. Zanim uprawomocniła się licytacja, wybuchła II wojna światowa. Na teren przedsiębiorstwa weszli okupanci i kontynuowali produkcję do 1945 roku.

W czasie wojny Szancerowie ukrywali się przed nazistami, ginęli w komorach gazowych, zostali rozstrzelani. Niektórzy z nich zawędrowali na daleką Syberię, a inni zdołali zbiec poza granice hitleryzmu. Karol Szancer, za przyzwoleniem Niemców, prowadził jakiś czas młyny, ale na wieść o masowych mordach na tarnowskim cmentarzu uciekł do Warszawy, gdzie ukrywał się do końca Powstania Warszawskiego.

Po wojnie wrócił do Tarnowa. Zastał młyny pod zarządem państwowego przedsiębiorstwa i ciężko zachorował. Po kilku dniach zmarł, a jego ostatnim słowem było "ja jestem już szmelc". Był to drugi upadek stuletniej historii tarnowskich młynów Szancera.

Państwowe młyny pracowały przez wiele lat pod zarządami nowej władzy. Po upadku PRL młyny stanęły. Pozostał pusty i niszczejący budynek w centrum miasta. Były różne pomysły na zagospodarowanie tej zabytkowej budowli, m.in. stworzenie centrum sztuki, miejsca wystaw i artystycznych spotkań, wydawał się najrozsądniejszy, ponieważ dawał szansę na przetrwanie historycznej nazwy, ale projekt nie doczekał się realizacji. Nieruchomość popadała w ruinę, a jedynym konsekwentnym człowiekiem przechadzającym się po gruzach był wynajęty przez miasto stróż, który nie wpuszczał na teren nawet okolicznych szczurów.

Od kilku dni Młyn ma nowego właściciela. Jedna historia dobiegła więc do końca, druga właśnie się zaczęła...

(za Roman Szydłowski - "Wojna zaczęła się w Tarnowie")

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska