Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koralowie - portret miliarderów z Nowego Sącza (cz. 1)

Marek Bartosik
Józef Koral przy nowym lamborghini. Bracia uwielbiają luksusowe wozy
Józef Koral przy nowym lamborghini. Bracia uwielbiają luksusowe wozy Stanisław Śmierciak
Majątek właścicieli lodowego imperium szacowany jest na 1,2 mld zł. W Małopolsce bogatszy jest tylko Bogusław Cupiał, ale o zaledwie 200 mln.

Sześć lat temu, kiedy media po raz pierwszy zauważyły ich obecność w finansowej elicie kraju, wartość posiadanego przez nich majątku obliczano na 295 milionów złotych. Przed trzema laty stali się miliarderami. W tym roku roku ich majątek szacowano już na 1,2 miliarda złotych. W Małopolsce bogatszy od nich jest tylko Bogusław Cupiał, ale o zaledwie 200 milionów. Gdyby jednak sporządzić ranking na najbardziej tajemniczych biznesmenów w Polsce, to wygraliby bezapelacyjnie. Bo wszyscy już wiedzą, że "Zawsze jest pora na lody Koral". Ale kim są ich producenci, jak dochodzili do swego bogactwa? To wie mało kto. Dlatego w środku lata jest pora na braci Koral!

Ponad sześć metrów bieżących samochodu parkowało zwykle na chodniku ulicy Kościuszki albo parę kroków dalej, na limanowskim rynku. Ochroniarz zostawał w środku, a Józef Koral prostu z czarnego maybacha szedł do niewielkiego zakładu fryzjerskiego. Przed samochodem zaraz ktoś przystawał, by komórką strzelić fotę niesamowitej limuzynie za prawie 3 miliony złotych, a jej właściciel siadał przed lustrem. Tadeusz Zamora przystępował do dzieła, włosy spadały na biały ręcznik, a oni rozmawiali. Jak dawniej, kiedy bracia Koralowie wpadali właśnie do tego fryzjera po pracy.

W tamtych dawnych czasach jeździli białym maluchem. Przednie siedzenie pasażera było wyjęte, żeby zrobić w autku miejsce na wielki termos na lody, które razem robili w suterenie domu kilkadziesiąt kroków dalej, tuż przy rynku. Takim pojazdem latami rozwozili lody po okolicy, w niedzielę jeździli po odpustach.- W tym pokoju spali na zmianę - pokazuje Anna Hańska, która poznała ich, gdy na samym początku swojej drogi do pierwszego miliarda wynajmowali od jej teściowej wspomnianą suterenę i jeszcze jeden pokój. - Jak któryś już padał przy tych lodach, to przychodził tu trochę odpocząć - tłumaczy.

Robota była ciężka, bo na początku nie mieli maszyn, albo tylko te najprostsze. Ale w niedzielę wyglądało tak, jakby po sumie cały tłum z pobliskiego kościoła Matki Boskiej Bolesnej ustawiał się w kolejce do okienka w ich cukierni. - Lody robili świetne. Prawdziwe, na śmietanie. A nawet jak im trochę zostało, to nigdy nie sprzedawali ich na następny dzień. Rozdawali dzieciakom z okolicy, a resztę wyrzucali - wspomina z zapałem Anna Hańska. I dodaje, że jak pamięta ich podejście do pracy, to wcale jej nie zaskoczyło, że po latach stali się tym kim są. - Wiedzieli, co chcą osiągnąć - tłumaczy.

W rejestrach limanowskiego cechu zachowała się informacja, że Józef Koral był tam rzemieślnikiem od 1984 do 1989 roku. Później już wyrośli z rzemieślniczego gorsetu, stali się przedsiębiorcami. Do fryzjera Tadeusza Zamory jednak nadal zaglądali. W ostatnich latach już bez pośpiechu, bo przecież byli już właścicielami wielkiej, dobrze zorganizowanej firmy. Strzyżenie ordynowali takie jak zwykle, od lat. Przestali odwiedzać Tadeusza Zamorę dopiero ostatnio, kiedy w swym domu w centrum Nowego Sącza Józef Koral zatrudnił także prywatną fryzjerkę.

I właśnie w ich rodzinnym Nowym Sączu najlepiej widać, jak bardzo Józefowi i Marianowi Koralom powiodło się.

- Kto tu mieszka?

- No Koral przecież - przypadkowy sądeczanin odpowiada z lekkim politowaniem dla ignorancji pytającego, bo w Nowym Sączu wszyscy wiedzą, gdzie mieszka Józef Koral, młodszy, ale uznawany za szefa z braci kierujących firmą. Jego dom nad Kamienicą zwraca uwagę na wiele sposobów.

Mieszkańcy miasta często prowadzą tam swoich gości z innych stron kraju, by pokazać im tę wielką, skomplikowaną bryłę. Z tarasami na dachach, obszernym podjazdem, wielkimi złotymi lwami przy wejściu, wymyślnym ogrodzeniem otaczającym ogród. Dom liczyć musi grubo ponad dwa tysiące metrów kwadratowych. Powstał na miejscu dawnego, chyba dziesięć razy mniejszego od obecnego. Widać, że nowy z pewnym trudem mieści się na działce, ale stoi w centrum miasta. A to dla braci Koralów jest ważne.- W środku jest wielki salon z przeszklonym sufitem. Ma chyba ze 150 metrów i gdzieś osiem metrów wysokości - opowiadają ci nieliczni, którzy mieli okazję zajrzeć do wnętrza rezydencji. W środku znalazło się miejsce między innymi na sporą bibliotekę, bo pani domu jest polonistką. Zmieścił się też basen z bogatym zapleczem rekreacyjnym, kilka łazienek, a każda w innym stylu. Sporo dzieł sztuki, antyki, ale też meble bardzo nowoczesne. W wielu elementach wystroju wnętrza dopatrzyć się można fascynacji włoskim wzornictwem. Tym dawnym i współczesnym. W Sączu o wyposażeniu domu krążą legendy podsycane do dzisiaj wspomnieniami o tirach, jakie podjeżdżały tam z meblami i urządzeniami. Takiego domu w Sączu z pewnością nie ma nikt, a przecież ludzi, którzy dorobili się setek milionów złotych, w mieście nie brakuje.

Nieco starszy z braci, Marian Koral, mieszka również w Sączu. W domu wyraźnie mniejszym, ale bardzo wygodnym, z basenem i garażem, który swobodnie mieści drugiego w rodzinie srebrnego maybacha.

Bracia Koralowie nie ukrywają też innych dowodów postępu, jaki zrobili od czasów, kiedy ręcznie kręcili lody w limanowskiej suterenie. Józef kupił kawałek góry, by postawić na nim domy dla swych dwu, dziś już dorosłych córek. Każda z sąsiadujących rezydencji ma własny basen, a do domów prowadzi wybudowana wprost na stromym zboczu droga, której oświetlenie przesuwa się razem z jadącym nią samochodem.

Najważniejszy jednak i najtrwalszy materialny dowód obecności braci Koralów w Nowym Sączu stoi od 16 października 2005 roku obok tamtejszego ratusza, na Rynku. To ufundowany przez nich pomnik Jana Pawła II. W jego cokole znajduje się zamurowana tam przy odsłonięciu monumentu srebrna tuleja ze specjalnym dokumentem, na którym podpisy złożyli też bracia Koralowie. Na pomnik oraz otwartą w pierwszą rocznicę śmierci Jana Pawła II fontannę wyłożyli ok. 2 miliony złotych. Chcieli pozostać anonimowi, ale chcieli też mieć wpływ na kształt i lokalizację pomnika. Nigdy nie zdementowali informacji, że ma on być rodzajem wotum za zdrowie jednego z członków ich rodziny. Podkreślali, że to dowód szacunku dla papieża.

Pomnik jest jednym z ponad sześćdziesięciu papieskich monumentów, jakie zaprojektował najbardziej płodny ich twórca prof. Czesław Dźwigaj z krakowskiej ASP. W przekonaniu samego rzeźbiarza to jedna z jego najlepszych prac. Prof. Dźwigaj pamięta, że najpierw w jego podkrakowskiej pracowni pojawił się uważany za prawą rękę braci Koralów dyrektor Workiewicz i powiedział, że występuje w imieniu prywatnych inwestorów. Dopiero, gdy artysta przywiózł do Nowego Sącza do siedziby firmy Koral model pomnika w skali 1:10, zorientował się, kto za pomnik ma płacić. Bracia Koralowie model obejrzeli, zamienili z prof. Dźwigajem parę zdań i wyszli do innego pomieszczenia. Po parunastu minutach usłyszał od Józefa: Podoba się nam. W tym przypadku o pieniądze nie targowali się. Prof. Dźwigaj pamięta, że jego praca i materiały kosztowały tyle co dwa mercedesy. - Przeciętne mercedesy - dodaje twórca. Resztę darowizny pochłonęły koszty wybudowania obok pomnika wielkiej fontanny i architektonicznej aranżacji tej części Rynku.Bracia Koralowie uwielbiają luksusowe samochody. Ich zakup dwóch maybachów, marki spopularyzowanej w Polsce dzięki nabyciu takiego auta przez ks. Henryka Janowskiego, wywołał sensację. Ostatnio sądeczanom zaczęło się rzucać w oczy żółte lamborghini parkujące na terenie posiadłości Józefa Korala. Po mieście natychmiast rozeszła się wiadomość, że to prezent dla jego najmłodszego dziecka, nastoletniego syna. Ale w rodzinie są też dwa ferrari 430.

Przed ludzkimi oczami schowana jest za to posiadłość braci Koralów w Piwnicznej. Z hektarowej, również położonej wysoko działki rozciąga się znakomity widok na polską i słowacką stronę doliny Popradu. Wrażenia można spotęgować wdrapując się na kilkunastometrową wieżę widokową z drewnianych bali. Przy bramie wjazdowej stoi luksusowy domek dla służby, dalej jest budynek mieszkalny z salonem w stylu myśliwskim i dużym kominkiem. W czyściuteńkiej stajni mieszka kilka znakomicie utrzymanych koni. Są potrzebne nie tylko pod wierzch. W powozowni czeka przecież kolekcja pojazdów konnych, no i są najnowsze quady. Posiadłością, na terenie której jest też kapliczka, opiekuje się kilku pracowników. - Koral jak już coś robi, to na najwyższym poziomie. Mając takie pieniądze, mógł przecież kupić posiadłość wszędzie, na całym świecie. Wybrał Piwniczną, bo tu są jego korzenie - mówi jeden z piwniczan, który miał okazję zwiedzić wiejską rezydencję.

- Jesteśmy z Piwnicznej. Nasz ojciec w czasie wojny był tam kurierem, przeprowadzał ludzi przez granicę. Kiedyś w zasadzce został ranny, stracił nogę. Do Nowego Sącza przeprowadziliśmy się po wojnie, kiedy ojciec kupił część tej kamienicy - opowiada Jan Koral, trzeci z braci, który od 40 lat prowadzi tam cukiernię. Na piętrze tego niewielkiego budynku w jednej z uliczek tuż obok nowosądeckiego Rynku mieszka najstarszy z Koralów, Władysław, emerytowany nauczyciel.

To właśnie od Jana nazwisko Koral zaczęło kojarzyć się w Nowym Sączu z lodami. Doskonale pamięta, że 15 lutego 1968 roku dostał koncesję na prowadzenie cukierni. Nie żeby data była historyczna, ale tyle razy podawał ją do protokołów różnego rodzaju kontroli, jakim był poddawany przez te 40 lat, że wryła mu się w pamięć bardzo głęboko. Opowiada, że od dzieciństwa pracował bardzo ciężko. Już jako 10-latek handlował na rodzinnym straganie w Muszynie. I wtedy też wyszła z niego żyłka do interesów.

Cukiernictwa nauczył się, bo w nowosądeckiej kamienicy, do której sprowadzili się rodzice, mieściły się też magazyny państwowych zakładów gastronomicznych. To ktoś stamtąd zaproponował, żeby chłopak uczył się cukiernictwa. Pamięta, że jego pierwsze ciasto to była rolada owocowa, a lody bakaliowe.Swoją cukiernię nazwał "Bajka". Pracuje w niej do dziś. Kiedyś praktykował u niego jeden z młodszych, a dziś bogatszych braci. Jan Koral przeprasza, że porozmawiać może dopiero później, ale tego dnia nie przyszedł do pracy cukiernik i jako szef musi go zastąpić przy robieniu ciastek, w tym pysznych kremówek.

Jan Koral wybrał inną drogę niż młodsi o dekadę Marian i Józef. Został przy cukierniczej tradycji. Może nawet mógłby powiedzieć o sobie tak jak pewna spadkobierczyni jednego z konkurencyjnych cukierniczych rodów w mieście, która mówi na odczepnego "Ja mam tradycję, a Korale pieniądze" i energicznie trzaska drzwiami. Nie maybacha wprawdzie, ale jednak porządnej limuzyny.

Przyszedł kapitalizm, a Jan Koral tkwi w swojej "Bajce". Nie krzywduje sobie. Może brakło mu odwagi, jaką wykazali młodsi bracia. Jest z tych, którzy dorabiali się od łyżki. Pracuje razem z żoną i dziećmi. Powodzi mu się dzisiaj nieźle. Ma sporo punktów sprzedaży ciastek i lodów, w tym przy deptaku w Krynicy. Na zapleczu jego cukierni widać zamrażarki z firmowym godłem lodów Koral, takie same, w jakie młodsi bracia wyposażyli tysiące sklepów nie tylko w Polsce. Przyznaje, że dostaje od nich rabat na lody. Są rodziną, spotykają się np. przy okazji imienin, ale od czasu kiedy młodsi poszukali swojej szansy w Limanowej, wszyscy pracują na własny rachunek.

Twierdzi, że niczego nie żałuje i jest dumny z braci. Czasami nazwisko w znaczeniu, jakie nadało mu ich powodzenie, ciąży Janowi Koralowi. - Ludzie nienawidzą bogatych, a o mnie myślą, że mam nie wiadomo ile - tłumaczy.

Współpraca Stanisław Śmierciak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska