Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kraków był gotów do powstania"

Redakcja
Prof. dr hab. Andrzej Chwalba
Prof. dr hab. Andrzej Chwalba Katarzyna Prokuska
Arcybiskup Adam Sapieha był przeciwny wybuchowi powstania w Krakowie. Ocenił wprost, że byłoby ono tylko na rękę Niemcom. Przedstawiciel żadnej partii politycznej nie opowiedział się za powstaniem krakowskim. Także wojskowi byli wstrzemięźliwi - mówi profesor Andrzej Chwalba w rozmowie z Markiem Lubasiem-Harnym, wyjaśniając, dlaczego w Krakowie nie wybuchło powstanie, tak jak w Warszawie.

Panie Profesorze, utarło się przekonanie, że w czasie okupacji mieszkańcy Warszawy byli dzielni, konspirowali, organizowali zamachy, wreszcie zrobili Powstanie Warszawskie. Natomiast krakowianie zachowywali się dość biernie, by nie powiedzieć - tchórzliwie.
Rzeczywiście, taki mit został zbudowany po wojnie. Na pewno w jego tworzeniu trochę mieli udział mieszkańcy Warszawy, ale przede wszystkim taka była polityka władz komunistycznych, żeby przeciwstawić ludności konserwatywnego Krakowa mieszkańców dzielnego i postępowego miasta stołecznego. Natomiast fakty są takie, że w Krakowie też była bardzo mocna i aktywna konspiracja. Kraków, podobnie jak Warszawa, rwał się do powstania.

A jednak wiele wydaje się ten mit potwierdzać. Nawet zorganizowane w Krakowie zamachy na Krügera i Koppego, zresztą nieudane, zostały przeprowadzone warszawskimi siłami.
Nie do końca się z tym zgodzę. W zamachu na Friedricha Wilhelma Krügera, wyższego dowódcę SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie, uczestniczyli żołnierze oddziału egzekucyjnego AK "Osa-Kosa" zarówno z Warszawy, jak i z Krakowa.

Bezpośrednimi wykonawcami zamachu na Wilhelma Koppego, następcę Krügera, byli rzeczywiście żołnierze batalionu "Parasol", którzy przyjechali z Warszawy. Jednak rozpoznanie i zabezpieczenie logistyczne zapewniła AK krakowska. Największym przedsięwzięciem akowców krakowskich, przeprowadzonym już całkowicie własnymi siłami w styczniu 1944 roku, był zamach na gubernatora Hansa Franka i wysadzenie pociągu, którym jechał do Lwowa. Ten zamach też się nie powiódł, ale zorganizowanie tego rodzaju akcji wymagało znakomitej logistyki i penetracji kręgu osób znajdujących się bardzo blisko Franka.

Podobnie spektakularnych przedsięwzięć nie było wiele.
Nie zapominajmy o surowych represjach, jakie dotykały mieszkańców Krakowa od początku okupacji. Za zamach na Franka hitlerowcy rozstrzelali stu Polaków. Po zastrzeleniu dwóch Niemców na ulicy Lubicz w odwecie rozstrzelano na pobliskiej parceli czterdziestu więźniów z Montelupich. Miejsca zbiorowych egzekucji rozsiane są po całym Krakowie. Mimo to Kraków wcale nie był bierny. Przodował w działaniach propagandowo-informacyjnych, choć za to Niemcy też bardzo surowo karali.

Wystarczy przypomnieć pacyfikację Woli Justowskiej 28 lipca 1943 roku, po wsypie zlokalizowanych tam drukarni. Podczas tej akcji zastrzelono na miejscu 21 osób, jedną zakatowano w więzieniu na Montelupich, a dwie wysłano do obozu Auschwitz, gdzie zginęły. Można śmiało powiedzieć, że krakowska poligrafia i kolportaż wydawnictw były na pierwszym miejscu w okupowanej Polsce. Chodziło o podtrzymanie ducha, bez którego niemożliwe byłoby jakiekolwiek powstanie.
Które wybuchło w Warszawie, ale nie w Krakowie.
Powstanie Warszawskie nie było spontanicznym zrywem. Jak wiadomo, pod koniec roku 1943 został ostatecznie przyjęty projekt zwany planem "Burza". Zakładał on, że kiedy Niemcy będą się już definitywnie z Polski wycofywać, wówczas podziemne oddziały mają rozpocząć działania zbrojne i wkraczających Rosjan przyjmować w roli gospodarzy. Plan ,,Burza" był realizowany najpierw na Kresach Wschodnich, początkowo z pewnym powodzeniem.

Wyzwolono między innymi Wilno. Jednak po wejściu armii sowieckiej uczestnicy tych lokalnych powstań na Wschodzie, zwłaszcza oficerowie, byli aresztowani przez NKWD, siłą wcielani do armii Berlinga albo wysyłani do obozów, a niektórzy na miejscu rozstrzeliwani. Powstanie Warszawskie było ostatnim etapem planu ,,Burza", który zresztą wcześniej nie zakładał wystąpień w miastach. Komenda Główna AK dopiero 21 lipca 1944 roku podjęła decyzję, aby planem ,,Burza" objąć także Warszawę.

Podobne wystąpienie w Krakowie było w tym czasie poważnie rozważane w środowisku ,,Muzeum", bo taki kryptonim nosił Krakowski Okręg AK, którego dowódcą w tym okresie był płk Edward Godlewski, pseudonim ,,Garda". Zarządzono pełną gotowość bojową.

Do powstania w Krakowie jednak nie doszło.
Nie wydano takiego rozkazu. Generał Bór-Komorowski nie miał sprecyzowanego zdania na ten temat, a tylko on mógł wydać rozkaz podjęcia walki. Bór-Komorowski miał dwa pomysły. Pierwszy taki, żeby wszystkie siły Armii Krajowej z całej Polski szły na odsiecz walczącej Warszawy. I drugi, żeby organizować lokalne powstania. Z podjęciem ostatecznej decyzji zwlekał. Jego brak zdecydowania spowodował, że w kierunku stolicy ruszył spod Krakowa
batalion "Skała".

Jak wiadomo, nie dotarł do niej, pod Złotym Potokiem został przez Niemców zatrzymany i zmuszony do odwrotu. Tym samym pomysł przyjścia z odsieczą okrążonej Warszawie okazał się niewykonalny. Wówczas Bór-Komorowski podjął decyzję, że o ewentualnym wybuchu powstania w Krakowie ma zadecydować ,,Muzeum", czyli płk Godlewski i jego współpracownicy. Godlewski entuzjastą powstania nie był.

Dlaczego?
Był przekonany, że powstanie zostanie zduszone już w momencie wybuchu ze względu na dysproporcje sił. To Kraków był stolicą Generalnego Gubernatorstwa, mieszkało tu znacznie więcej Niemców niż w Warszawie, była cała duża dzielnica niemiecka. Garnizon niemiecki w Krakowie liczył ponad trzydzieści tysięcy żołnierzy i miał także oparcie w cywilach, wśród których było około dziesięciu tysięcy uzbrojonych niemieckich urzędników.

Jakimi siłami mogli dysponować ewentualni powstańcy?
W całym Okręgu Krakowskim AK liczyła około sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy, nie była to więc liczba mała. Jednak w samym mieście tych żołnierzy było bardzo niewielu, głównie formacje zgrupowania "Żelbet". To mogło być kilka tysięcy żołnierzy, z czego zaledwie około tysiąca do tysiąca pięciuset mogło mieć broń, głównie zresztą granaty.

Owszem, w Krakowie były montownie pistoletów, ale wywożono je w teren, do lasów, natomiast w Krakowie ukryto tylko niewielkie ilości zakonserwowanych sztuk. Uzbrojenie było więc dramatycznie niewystarczające. Trudno oprzeć się tylko na zdobycznym arsenale. Doświadczenia Warszawy pokazały, że niełatwo jest zdobyć na wrogu ilość broni wystarczającą do walki. Trzeba jeszcze wspomnieć o tym, że 6 sierpnia, w tak zwaną czarną niedzielę, została w Krakowie zorganizowana gigantyczna łapanka, zatrzymano sześć tysięcy młodych ludzi, co zdezorganizowało konspirację. To było również działanie psychologiczne, nieco podobne do branki Wielopolskiego, mającej na celu nie dopuścić do wybuchu powstania.
Jednak powstanie styczniowe mimo to doszło do skutku.
Wydaje się, że Niemcy byli również zainteresowani sprowokowaniem powstania w Krakowie. Sami kolportowali ulotki, że wybuchnie ono a to 8 września, a to 10 października. Czekali tylko na pretekst, by dokonać dalszych gigantycznych aresztowań. Przed prowokacją niemiecką ostrzegali miejscowi politycy, m.in. okręgowy delegat rządu RP na kraj, czyli podziemny wojewoda Jan Jakubiec. Również najbardziej chyba szanowany w Krakowie arcybiskup Adam Sapieha był zdecydowanie przeciwny wybuchowi powstania. Ocenił wprost, że byłoby ono tylko na rękę Niemcom.

Żaden z miejscowych polityków, przedstawiciel żadnej partii politycznej nie opowiedział się za powstaniem krakowskim. Także wojskowi byli wstrzemięźliwi, uważali, że doświadczenia płonącej Warszawy, mordowanej na oczach świata, są wystarczającym ostrzeżeniem przed powtórzeniem tej katastrofy - i to być może na większą skalę, bo skutki mogłyby się okazać jeszcze straszniejsze niż w Warszawie. Zresztą żadne miasto poza Warszawą nie podjęło wtedy walki. Myślano o Rzeszowie, o Białymstoku, jednak w żadnym z nich walki nie wybuchły.

Przywódcy krakowscy byli już świadomi, że ofensywa Armii Czerwonej została wstrzymana?
Oczywiście, mieli pełne rozeznanie. Był to jeszcze jeden argument przeciwko powstaniu. Plan ,,Burza" zakładał przecież, że powstańcy wkroczą do akcji w przestrzeni międzyfrontowej. Tymczasem formacje niemieckie były wciąż w okolicach Rzeszowa, czyli w odległości stu sześćdziesięciu kilometrów. Z perspektywy planu ,,Burza" Kraków nie leżał więc w strefie działań.

A taki argument, że ewentualne wystąpienie w Krakowie odciążyłoby Warszawę?
Nie było takiej możliwości. Musimy pamiętać, że Warszawa wówczas była cztery do pięciu razy większa od Krakowa. W Krakowie znajdował się drugi co do wielkości ośrodek konspiracji w Polsce, ale Warszawie znacznie ustępował. Najlepsze konspiracyjne formacje były w stolicy. Skoro zatem w Warszawie powstanie się nie udało, to tym bardziej w Krakowie było bez szans. Byłoby skazane na klęskę już w momencie wybuchu i miałoby katastrofalne skutki. Kraków był gotów. Kadry były przygotowane, młodzież akowska pragnęła konfrontacji z Niemcami. To sytuacja nie pozwoliła na podjęcie działań.

Prof. dr hab. Andrzej Chwalba
Historyk, kierownik Zakładu Historii Społeczno-Religijnej Europy XIX i XX wieku w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest znawcą dziejów Krakowa, autorem wielu książek, m.in. "Kraków w latach 1939-1945".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska