Centralne Biuro Antykorupcyjne, które prowadziło śledztwo w tej sprawie, przesłuchało 850 świadków, ale większość zaprzeczyła, by lekarz domagał się od nich pieniędzy. Tylko kilkudziesięciu potwierdziło, że dawało gotówkę. - Oskarżony pełniąc funkcję publiczną przyjął korzyść majątkową - prawie 50 razy taką formułkę wygłaszał na sali rozpraw prokurator Waldemar Starzak. W zarzutach zmieniały się tylko kwoty: 200, 500 lub 1000 złotych.
Według ustaleń śledczych, między grudniem 2003 r. a marcem 2008 r. lekarz miał przyjąć w sumie około 30 tys. zł oraz butelki markowego koniaku. Za co mieli płacić pacjenci? - Chodziło przede wszystkim o szybsze załatwianie wykonywanych zabiegów w szpitalu oraz pewność, że to właśnie doktor C. będzie przeprowadzał operację - twierdzi prokuratura.
Na zabiegi na oddziale endokrynologii czekało się bowiem ok. 2-3 miesięcy. Jak uważają śledczy, po zapłaceniu łapówki ten czas skracał się do 2-3 tygodni. Prof. Stanisław C., zastępca ordynatora w Szpitalu im. Gabriela Narutowicza w Krakowie i kierownik Kliniki Chirurgii Endokrynologicznej Collegium Medicum UJ, to lekarz z ponad 30-letnim doświadczeniem.
Po zarzutach, które postawiła mu prokuratura, przestał pełnić funkcję zastępcy ordynatora i został zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego UJ. Na sali rozpraw prosił, by swoje wyjaśnienia mógł składać z przerwami, bo przeszedł dwa zawały serca.
Dużo opowiadał o pracy w szpitalu, wykonywanych zabiegach, których było nawet 1100 rocznie, o tworzeniu poradni endokrynologicznej, a nawet o tym, że w tym roku ukazał się pierwszy od 30 lat podręcznik endokrynologii, którego jest redaktorem naukowym.
- Do prokuratorskich zarzutów się nie przyznaję, potwierdzam jedynie to, co mówiłem na pierwszym przesłuchaniu. Nie przeczę, że były przypadki, że pacjenci zjawiali się u mnie po operacji i starali się przynieść prezent. Nie były to jednak przypadki nagminne - dodał.
Zapewniał, że zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro pacjentów, nie uciekał przed odpowiedzialnością i trudnymi zabiegami chirurgicznymi. Zaprzeczał jednocześnie, by to on decydował o rozpisywaniu zabiegów operacyjnych.
Wytknął też prokuraturze, że nie jest kierownikiem katedry chirurgii endokrynologii. - Jest tylko klinika, taka katedra nie istnieje. I próbowałem już o tym powiedzieć na pierwszym przesłuchaniu prokuratorowi - zauważył. Proces odroczono do marca br. Wtedy będą zeznawać pierwsi pacjenci, którzy mieli wręczać łapówki.