- Wyrok nie jest prawomocny, jego uzasadnienie jest niejawne - mówiła sędzia Liliana Tatarczuch z Sądu Rejonowego dla Krakowa Podgórza.
Ewa Kubaszewska, obrońca oskarżonego, zapowiada odwołanie się od wyroku.
- Już raz orzeczenie zostało uchylone, będziemy walczyć o uniewinnienie mojego klienta- mówi.
Sprawa molestowania wyszła na jaw przez przypadek, gdy dziewczynka w czasie wakacji, w lipcu 2006 r., była u dziadków na Śląsku. Po kilku tygodniach pobytu zwierzyła się babci, że w nocy "tata wkłada jej ręce pod kołdrę i tam..." - powiedziała tajemniczo, pokazując swoje krocze. Według dziewczynki, ojciec postępuje też podobnie w stosunku do drugiej, o rok młodszej córki.
Babcia dziewczynki zawiadomiła miejscowy Miejski Ośrodek Opieki Społecznej, on z kolei poinformował o sprawie krakowski sąd rodzinny, który zabrał dzieci rodzicom.
Na wniosek prokuratury Robert R. trafił wtedy do aresztu tymczasowego, przebywał tam ponad dwa lata i cztery miesiące. Dopiero w lutym br. wyszedł na wolność.
- Nie przyznaję się do winy, nie molestowałem córki, zdarzało się tylko, że sprawdzałem jej bieliznę osobistą, majtki, pampersy, ale wyłącznie w celach higienicznych, by zorientować się, czy się nie posikała - mężczyzna tłumaczył swoje zachowanie. Twierdził, że było to tym bardziej uzasadnione, iż dziewczyna często miała biegunki i leczyła się z tego powodu w szpitalu.
W trakcie śledztwa ustalono, że gdy dziewczynka miała 4 lata, faktycznie trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu, ale także z powodu krwawienia z dróg rodnych, była wtedy badana przez ginekologa i psychologa, który sugerował konsultacje w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, by sprawdzić, czy dziecko nie jest molestowane. Rodzice dziecka się temu sprzeciwili, szczególnie ojciec.
Zaniepokojenie psychologa wzbudziły też nietypowe w tym wieku zachowania dziecka, które często opuszczało majtki i samo dotykało się w miejsca intymne. Innym razem oglądając lalkę chłopczyka, mówiło, że "ma lalka ma ogonek, tatuś ma ogonek i nim sika". Pytana przez psychologa gdzie, wskazała na plecy i brzuch lalki.
Matka dziewczynki zabrała w końcu córeczkę na terapię psychologiczną, ale po dwóch spotkaniach, bez podania powodu, z niej zrezygnowała. W śledztwie okazało się, że kobieta jest całkowicie uległa partnerowi, zastraszona, mówiła, że jest przez niego bita, potem wycofywała się z oskarżeń.
Obie córki oskarżonego zostały przesłuchane przez sąd w obecności psychologa. Młodsza nie potwierdziła, że była molestowana przez ojca, starsza zeznała, że do takich przypadków dochodziło w domu i po powrocie z przedszkola.
- Tata mówił, bym zachowała milczenie na ten temat - dodała. Sąd w całości dał wiarę słowom dziewczynki oraz opinii biegłej sądowej, która stwierdziła, że dziecko jest wiarygodne w swojej relacji.
Biegła zauważyła, że mimo młodego wieku dziecko dokładnie pamięta zachowanie ojca. Co typowe dla ofiar molestowania, niechętnie o tym mówi i widać, że wiąże się z tym duże zaangażowanie emocjonalne.
Sąd uznał, że do molestowania dochodziło do maja 2006 roku, ale kiedy zaczął się dramat dziewczynki, nie dało się już precyzyjnie określić.
Inicjały oskarżonego zostały zmienione.