Perony i przejścia podziemne udekorowane biało-czerwonymi flagami i kwiatami. Co chwilę wjeżdżają pociągi pełne żałobników. Niosą chorągiewki, szaliki, chusty w narodowych barwach. Ktoś flagę z kirem przywiązał do wędki rybackiej, by powiewała jak najwyżej. - Chcemy w ten sposób pokazać solidarność w bólu z wszystkim Polakami - mówi Justyna Robak z Gorlic.
W ciszy i skupieniu idą w stronę Rynku. Patrole harcerzy cierpliwie pokazują przyjezdnym drogę do centrum miasta, rozdają mapki. - Przyjechaliśmy całą rodziną, ale w pociągu zamieniliśmy może kilka słów. Niemal przez całą drogę modliliśmy się za ofiary katastrofy prezydenckiego samolotu. Każdy chciał w ciszy przygotować się do tego niezwykłego pożegnania - mówi Kamil Krawczyk z Bielska-Białej.
Tomasz Machura z Gdyni najpierw nocnym pociągiem jechał do Warszawy, potem kupił bilet do Krakowa, a jutro musi wrócić do pracy w Irlandii. - Jestem tu, bo uważam, że to mój obowiązek. Jak każdego Polaka, każdego patrioty. Zmęczenie się nie liczy - podkreśla.
Wielu podążających na Rynek zatrzymuje się pod Barbakanem, gdzie wisi plakat ze zdjęciami tragicznie zmarłych. - Dziś na Wawelu pochowana będzie para prezydencka, ale my modlimy się za dusze wszystkich ofiar Smoleńska - mówi Krystyna Jachimczak.
Ludzie pod klasztorem Sióstr Norbertanek gromadzą się już od 6 rano. Przychodzą całymi rodzinami, z kwiatami, zdjęciami pary prezydenckiej i narodowymi flagami.
Państwo Kotowie z krakowskich Łagiewnik są przygotowani na cztery godziny czekania na przejazd konduktu żałobnego. Przynieśli ze sobą nawet rozkładane krzesełka. - Chcemy powitać w Krakowie jedynego niezależnego prezydenta - mówi Magdalena Kot, lekarka. - To historyczna chwila, trzeba tu być osobiście, a nie tylko siedzieć przed telewizorem - tłumaczy.
Z plecaka rodziny Kotów wystaje cały pęk biało-czerwonych chorągiewek. Po ceremonii chcą je zostawić pod bazyliką Mariacką i na wzgórzu wawelskim.
Duże flagi przyniosła z kolei para stojąca tuż obok Kotów. Mają też tulipany - ulubione kwiaty Marii Kaczyńskiej. - Liczę, że uda się rzucić kwiaty na trumny prezydenckiej pary. Jesteśmy tu z potrzeby serca - mówi Kazimierz Cholewa, trzymając w ręku dwie flagi - narodową i Solidarności. - Walczyłem z komuną, tak jak pan prezydent. Musieliśmy tu przyjść, bo jesteśmy patriotami. Czeka nas długi marsz, bo chcemy być wszędzie na trasie ostatniej drogi Lecha i Marii Kaczyńskich - tłumaczy.
Kazimierz Cholewa jest prezesem Towarzystwa Parku im. H. Jordana w Krakowie. Zapowiada, że jeszcze w tym roku w parku pojawią się popiersia niektórych ofiar katastrofy. Na pewno prezydenta Kaczyńskiego, możliwe, że również prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, Anny Walentynowicz i któregoś z tragicznie zmarłych generałów.
Ludzie idąc za konwojem zatrzymują się przy plakatach ze zdjęciami ofiar tragedii. - Stałam na ulicy Kościuszki. Teraz idziemy na Rynek. Czy trzeba tu być? Chyba nie należy zadawać tego pytania - mówi Halina Socha, krakowianka. - Prezydent umarł i pani Maria też. Trzeba ich pożegnać - mówi pięcioletni Oskar.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?