- Wydaje nam się, że jest na żądanie - zauważa pani Maria. - Ale kierowcy chyba tego nie wiedzą, bo za każdym razem tam stają, choć nikt tam nie wysiada, a żywa dusza nie stoi też na przystanku. Żadnych tablic informacyjnych na nim nie ma.
Chcieliby, aby przystanek był "na żądanie", bo korzysta z niego bardzo mało osób, a postój niepotrzebnie wydłuża czas podróży. - Kierowca skręca, parkuje, otwiera drzwi i po co? - pytają. - Niepotrzebnie tracimy czas - dodaje Andrzej Wojnar, który jeździ tamtędy codziennie.
W stronę lotniska przystanek na tej właśnie wysokości jest postojem "na żądanie". - Nie rozumiem, dlaczego w stronę centrum miałby być normalny - dziwi się Wojnar. Podobną opinię wyraziło jeszcze kilku innych pasażerów. - Autobus ma długą trasę. Niepotrzebne jest jej dodatkowe wydłużanie - dodaje Elżbieta Wacławik, pasażerka.
Sprawdziliśmy w rozkładzie jazdy MPK. Wynika z niego wyraźnie, że przystanek "Olszanica" dla autobusów jadących w obie strony powinien być "na żądanie". Oznacza to, że kierowcy powinni się na nich zatrzymywać tylko wtedy, gdy zobaczą oczekujących pasażerów lub ci zasygnalizują, że chcą wysiąść.
Dlaczego w takim razie tak się nie dzieje? - Po interwencji pasażerów sprawdziliśmy, dlaczego część kierowców zatrzymuje się w Olszanicy - twierdzi Marek Gancarczyk, rzecznik MPK. Okazało się, że na przystanku w stronę miasta nie ma informacji, że jest na żądanie.
Rzecznik obiecuje, że to niedopatrzenie ze strony MPK zostanie jak najszybciej wyjaśnione. - Na przystanku zamieścimy informację, że jest on "na żądanie" i pasażerowie nie będą mieć wątpliwości - zapewnia.