https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Krzywy Władek" i głośny napad na jubilera

Jerzy Reuter
Ponad rok trwało bardzo intensywne dochodzenie w sprawie napadu na tarnowskiego jubilera, znanego powszechnie Aleksandra Rubina.

Tropy zaprowadziły agenta tarnowskiej policji Jakuba Leibla do Płaszowa, gdzie zlokalizował jednego ze sprawców. Osobiście udał się do podejrzanego i wiążąc go sznurami do fotela przeprowadził skrupulatną rewizję, połączoną z kategorycznym przesłuchaniem. Leibel ryzykował, bo nie miał nakazu najścia ani innego zezwolenia, ale znalezione tam złote przedmioty i kartki zastawne mówiły same za siebie.

Monter wodociągów Taratuła nie miał innego wyjścia, jak tylko przyznać się do winy i prosić o łagodne traktowanie. W ogniu krzyżowych pytań ujawnił, ze precjoza dostał na przechowanie od znanego w Galicji złodziejaszka, niejakiego Tarnawskiego, zwanego w kręgach półświatka "Krzywym Władkiem" i Stanisława Szyszki, niezgorszego łajdaka. Ujawnieni wspólnicy byli wytrawnymi złodziejami i najczęściej przebywali we Lwowie, gdzie uprawiali swoje przestępcze rzemiosło.

Rok wcześniej owi zbrodniarze weszli do zakładu jubilerskiego w Tarnowie i zastraszywszy właściciela Rubina naganem, nakazali wydanie wszystkich wartościowych rzeczy. Po ograbieniu jubilera do czysta oddalili się w nieznanym kierunku.
Po przewiezieniu Taratuły do Tarnowa agent Leibel udał się do Lwowa na poszukiwanie przestępców. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności oba rzezimieszki odsiadywały tam wyroki więzienia. Byli, jak stwierdził Leibel, "pod ręką". Po serii przesłuchań złamali zmowę milczenia i wydali dalszych wspólników, którymi okazały się ich kochanki. Natychmiast aresztowano Marię Sawinę i Maryję Pokorę, które nie ukrywając się, pędziły uczciwe życie jako posłuszne panny do towarzystwa w miejscowym domu uciech.

Starania o przetransportowanie podejrzanych do tarnowskiego więzienia trwały kilka miesięcy. W tym czasie tajny agent Leibel objeżdżał większość galicyjskich lombardów w poszukiwaniu skradzionych rzeczy. Tropił spółki paserskie i lichwiarskie gangi. Przy tej okazji wykrył kilka spraw i doprowadził przed sądy wielu bandytów. W swoich poszukiwaniach dotarł nawet do Berlina i Bratysławy, a w czeskiej Pradze pił wino ze znanym mordercą Hulikiem.

Po zgromadzeniu dowodów odbył się proces sądowy, na który zjechali złodzieje z najdalszych zakątków Europy. Przybyli również powiadomieni o sprawie mężowie zamieszanych w przestępstwo pań. Przy tak wrażliwej publiczności oskarżeni zaparli się wszystkiego, co zeznali wcześniej i nie przyznali się do winy. Sprawa wydała się przegraną. Impas przełamał sam Jakub Leibel, gdy podszedł do zeznającego fałszywie Taratuły i spojrzał mu prosto w oczy. Wystraszony do reszty, przypomniał sobie Taratuła rewizję, wiązanie sznurami i szybkie przesłuchanie, w którym Leibel zadawał pytania z jedną tylko odpowiedzią.

Popadł w tak wielki strach, że wyrecytował, jak nakręcona katarynka wszystko, co powiedział w czasie śledztwa. Wskazał palcem na wspólników i poprosił o łagodny wymiar kary. Pozostali oskarżeni nie widząc wyjścia zaczęli zganiać winę na innych, byle ocalić siebie, co bardzo nie spodobało się publiczności.
Najniższy wyrok otrzymał Taratuła, wszak dopomógł w śledztwie i okazał skruchę.
(Za "Pogoń" - zbiory MBP w Tarnowie)

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska