Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie i zwierzęta. Na miejscu Avansa tyra inny koń

Magda Hejda
Avans, koń, który podczas pracy na trasie turystycznej do Morskiego Oka zrujnował sobie stawy, ma ogromne szczęście. Pomimo że schorowany, znalazł cudowną opiekunkę Dorotę Wiland
Avans, koń, który podczas pracy na trasie turystycznej do Morskiego Oka zrujnował sobie stawy, ma ogromne szczęście. Pomimo że schorowany, znalazł cudowną opiekunkę Dorotę Wiland Agata Gawrońska
Nasza Czytelniczka przygarnęła siwka, który stracił zdrowie wożąc turystów do Morskiego Oka.

Lubię duże psy, bo nie trzeba się do nich schylać, no, ale z nim trochę przesadziłam - śmieje się Dorota Wiland. Avans ma ponad 175 centymetry w kłębie. To wielki koń. - Na zdjęciu wydawał się mniejszy - przyznaje świeżo upieczona opiekunka siwka. Od dawna pomaga zwierzętom, wszystkie psy, które przygarnęła, mają problemy psychiczne. Cóż z tego, że są piękne. Kilka razy wracały do schroniska, bo ludzie nie dawali sobie z nimi rady. Dorota potrafi im pomóc, bo jest psychologiem zwierzęcym. Avans to jej pierwszy adoptowany koń.

Praca na trasie do Morskiego Oka zrujnowała mu stawy, fiakier sprzedał go Krakowskiemu Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami. Mimo odpoczynku i leczenia, nie nadaje się do żadnej nawet najlżejszej pracy.

Avans ma zaledwie 10 lat. Dwa tygodnie temu prosiłam Państwa o pomoc w jego utrzymaniu i leczeniu. Znalezienie osoby, która zdecydowałaby się go przygarnąć, graniczyło z cudem. Brutalna prawda jest taka, że na adopcję mają szanse konie, które są jeszcze zdolne do lekkiej pracy.

Zdarzył się cud

Ten cud, którzy przydarzył się Avansowi, realnie stąpa po ziemi. Ma na imię Dorota i mieszka na Mazowszu. W internetowym wydaniu "Krakowskiej" zobaczyła jego zdjęcie, spojrzała w oczy, a jak przeczytała, że siwek z Morskiego Oka jest pięknym wrakiem, który nadaje się już tylko do kochania, sprawy potoczyły się błyskawicznie.

Telefon do KTOZ, przyjazd do pensjonatu dla koni. - Nic na siłę. Musiałam sprawdzić, czy ta chemia działa w dwie strony - wyjaśnia Dorota Wiland. - Stał na pastwisku razem z weteranami, widać było, że zaprzyjaźnił się ze srokatą klaczą, trzymali się razem. Obserwowałam jego zachowanie. Jest wyjątkowo duży, ale bardzo łagodny, uległy. Zaakceptował mnie od razu. Kilka dni później przyjechałam po niego. Bez wahania i zachęcania wszedł do koniowozu, teraz mieszka w stajni dzierżawionej przez fundację PEGASUS. Wybrałam miejsce bardzo blisko mnie, chcę go jak najczęściej odwiedzać, żeby była między nami więź.

Avans, wśród przyjaciół zwany Pysio, jest trochę ciapowaty i bardzo serdeczny, ustępuje wszystkim koniom.- Po przyjeździe wyprowadziłam mojego siwka na pastwisko, potem trzeba było załatwić formalności. Zostawiłam go na łące, a on podszedł do ogrodzenia i cicho zarżał w moim kierunku. To było niesamowite - mówi Dorota.

W stajni, w żłobie zostawiła mu marchewki i jabłka, które przez cały dzień nosiła w kieszeni.

- Pomyślałam, że jak je znajdzie, poczuje się raźniej, bo w nowej obcej przestrzeni, mój zapach jest jedynym znanym, bezpiecznym elementem - dodaje. Na drugi dzień zajęła się rozczesywaniem jego grzywy, przy okazji odkryła, że uwielbia głaskanie miękką szczotką po nosie, chrapach, policzkach. Nakarmiony, wypieszczony poszedł spać. - A ja nie czułam rąk po czyszczeniu tego wielkiego konia - śmieje się Dorota.

Syzyfowa praca

Podjęła tę decyzję wbrew sobie bo jest przeciwna wykupywaniu pojedynczych koni pracujących w Morskim Oku. -Uważam, że ten proceder trzeba zlikwidować raz na zawsze - mówi Dorota.

Avans został uratowany, ale na jego miejscu tyra już inny koń. Organizacje, które ratują konie przed rzeźnią, stają na głowie, żeby zdobyć pieniądze na ich wykupienie, leczenie, utrzymanie, a fiakier inkasuje gotówkę, kupuje następnego konia, który haruje na tej katorżniczej trasie.

- Konie na drodze do Morskiego Oka pracują w przeciążeniu, zmuszanie zwierząt do ciągnięcia ładunku ponad siły to znęcanie się nad nimi, a znęcanie się nad zwierzętami jest przestępstwem - przypomina Dorota Wiland. - Na to nie może być przyzwolenia.

Dorota Wiland jest szefową Fundacji na rzecz Ochrony Zwierząt IUS ANIMALIA, Avansa wzięła pod opiekę jako osoba prywatna, na swój garnuszek. Działając w fundacji, pomaga dziesiątkom zwierząt, ale w oczach siwka z Morskiego Oka było to "coś".
Nie miała wątpliwości, że są sobie przeznaczeni.

I dla takich chwil warto pisać, choćby się człowiekowi czasem wydawało, że ta cała pisanina to głos wołającego na puszczy!

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska