Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mają sto lat, a wciąż ratują życie

Halina Kraczyńska
Przemysław Bolechowski
W sobotę Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, powołane 29 października 1909 roku przez gen. Mariusza Zaruskiego, obchodzi jubileusz 100-lecia swej działalności.

Klimku, nie idźcie w góry, bo niebezpiecznie - prosili koledzy. - Mus iść, bo tam cłek - odpowiedział Klimek Bachleda, jeden z pierwszych ratowników tatrzańskich. Poszedł i więcej nie wrócił.

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe jutro będzie obchodzić jubileusz stulecia, a jego idea, której nikt chyba prościej i celniej jak Klimek nie zdołał sformułować, przez wiek się nie zmieniła.

- Każdy z nas jakiś strach odczuwa, gdy akcja jest trudna, a w Tatrach panują złe warunki. Ale wtedy przede wszystkim czuje się radość z bycia potrzebnym - tłumaczy sens niesienia pomocy Władysław Cywiński, od ponad czterdziestu lat ratownik TOPR. - To, że nieszczęścia w górach się zdarzają, jest oczywiste. A to, że jestem wołany, by iść z pomocą ludziom w nieszczęściu - to sens życia. I wszyscy z nas, ratowników, się do tego palą.

Przez sto lat około siedemset osób na ręce kolejnych naczelników ślubowało iść z pomocą każdemu wołającemu o ratunek w górach. Ilu ludzi uratowali? Nie liczą. Może jedno Zakopane? Może dwa?

- Tak, to nadal jest honor być ratownikiem TOPR - mówi naczelnik Jan Krzysztof.

Aż do XIX wieku ratownicy w Tatrach nie byli potrzebni. "Panocki i pańcie", którzy wyruszali w góry, zawsze szli z przewodnikiem góralem. A ci już mieli w tym interes, by im włos z głowy nie spadł. Trzymali więc swych gości zawsze na szlaku, i straszyli ile wlezie, by nigdzie się po szczytach sami nie włóczyli. Uważali, że to "skończone ciarapary (niedołęgi) z miasta, które potrafią spaść z każdego głazu" i dbali o nich jak o małe bezradne dzieci... Ale przyszedł XIX wiek i moda w całej Europie na zdobywanie gór. Młodzi pognali w Tatry, ku zgrozie górali, bez przewodnika! Efekt? Wracali pokrwawieni. Wielu nie wróciło.

Trzeba było organizować wyprawy, ale nie było to łatwe. Bo kto chciał iść w góry i narażać się dla obcych, lekkomyślnych ludzi?

Kiedyś dwa dni zbierali się na akcję ratunkową

Zebranie garstki ludzi na wyprawę - jak pisze w swej książce "Na bezdrożach tatrzańskich" generał Mariusz Zaruski, założyciel TOPR - najczęściej trwało cały dzień. "Przychodziło się do domu przewodnika, gdzieś na Gubałówce, Bystrem lub innym Żywczańskiem. - Gazda w domu? - pyta Zaruski. - Ni, konie pasie pod lasem. Jędrek, chybaj po ojca.

Leciał Jędrek i po długiej chwili wracał zdyszany. - Ociec nie pójdom, bo jutro jadom na jarmark... Trzeba było iść na drugi koniec zakopiańskiego świata, na trzeci i czwarty, zanim zebrało się gromadkę. A czasem, niestety, choć rzadko, słyszało się odpowiedź: Dacie sto papirków, to pójdem."
Tak opisywał początki służby ratowniczej sam Zaruski: "Przygotowania do wyprawy zabierały tak wiele czasu, że nieszczęśliwy turysta mógł lekko zemrzeć, zanim wyprawa wyruszyła z Zakopanego. Gdy ludzie już byli, należało kupić zapasy żywności, wydostać gdzieś liny w dostatecznej ilości, latarki, pochodnie, środki opatrunkowe, wreszcie konie do Kuźnic lub dalej. Ostatecznie przyszliśmy do przekonania, że trzeba tu założyć specjalnie do gór towarzystwo ratunkowe".

29 października 1909 roku statut towarzystwa został urzędowo zatwierdzony przez ówczesne Galicyjskie Namiestnictwo. Dzień ten - jak zaznaczał Zaruski - należy uważać za dzień założenia Pogotowia. Pierwszymi, którzy złożyli ślubowanie, byli: Henryk Bednarski, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Jan Stopka Ceberniak, Tadeusz Korniłowicz, Paweł Kittay, Leon Loria, Rafał Malczewski, Jędrzej Marusarz Jarząbek, Stefan Mazurkiewicz, Jan Obrochta, Józef Oppenheim, Jan Pęksa, Jakub Wawrytko Krzeptowski, Adam Wisłocki, Mariusz Zaruski, Stanisław Zdyb i Janusz Żuławski.

- Mężczyźni z rodziny Gąsieniców Byrcynów od zawsze chyba chodzili w Tatry albo z panami, albo po panów - wspomina Kazimierz Gąsienica Byrcyn, który przez czterdzieści lat ratował ludzi w górach, tak zresztą jak wszyscy jego bracia. - Od maleńkiego wychowywałem się między ratownikami. Dziadek Jan, chociaż gospodarował na gazdówce, jako jeden z pierwszych górali prowadził turystów w góry. A jak trzeba było, to i ratował. Mój ojciec był jednym z jedenastu ratowników, których powołał do służby w Pogotowiu Zaruski, i którzy jako pierwsi złożyli przysięgę.

Takich rodzin w Zakopanem, gdzie od stu lat mężczyźni idą w góry, aby ratować potrzebujących, jest więcej.

- W niektórych zakopiańskich rodzinach już trzecie pokolenie zaczyna służbę ratowniczą - podkreśla naczelnik Jan Krzysztof. Nadal wielu młodych ludzi marzy, by nosić czerwoną kurtkę z błękitnym krzyżem.

Największe tragedie TOPR

- Jeszcze zanim powstało TOPR, w lutym 1909 roku, w lawinie pod Małym Kościelcem zginął 33-letni współzałożyciel pogotowia - Mieczysław Karłowicz, wybitny polski kompozytor.
- 17 sierpnia 1910 roku, pod Małym Jaworowym zginął podczas wyprawy pierwszy ratownik TOPR. 61-letni Klemens Bachleda został przysypany kamienną lawiną.
- 11 sierpnia 1994 roku podczas akcji ratunkowej w rejonie Doliny Olczyskiej, do której nagle runął śmigłowiec TOPR, zginęli dwaj ratownicy: Stanisław Mateja i Janusz Kubica oraz dwaj piloci: Janusz Rybicki, Bogusław Arendarczyk. Była to największa tragedia, jaka dotknęła pogotowie.
- 30 grudnia 2001 roku podczas wyprawy ratunkowej pod Szpiglasową Przełęczą w lawinie zginęli dwa ratownicy TOPR: 29-letni Marek Łabunowicz oraz 25-letni Bartek Olszański.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska