Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Nurowska: przyjaźń, miłość i ucieczka w Tatry

Redakcja
Wikipedia/Sławek
Żaden mężczyzna nie wytrwał przy mnie tyle co on - mówi Maria Nurowska, powieściopisarka, o Leonie Niemczyku. Podobno przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje. Nasza historia jest tego zaprzeczeniem. W każdej chwili mogłam się do niego zwrócić z problemem. On i ja to były dwa światy, ciekawe siebie, które z siebie wzajemnie czerpały.

Przed czym Pani uciekła do Bukowiny?
Zawsze miałam potrzebę wyniesienia się z miasta. Kiedyś rozmawiałam z Gustawem Holoubkiem, który często przy-jeżdżał tu z Magdą. Opowiadał, że na #Wysokim Wierchu jest taka łączka, #która leczy duszę. Cudowny, najpiękniejszy widok w Tatrach. Przyjechałam i zaczęłam szukać. Jak zobaczyłam to miejsce, zauroczyłam się. Zaparło mi dech w piersiach.

I to jest ta właśnie łączka?
Nie mogłam zapytać Holoubka, bo już wtedy nie żył. Wierzę, że tak. Początkowo chciałam wybudować nieduży dom. Ale pewien stary gazda, który mi pomagał, mówi: Sąsiadko, jak wy sobie wyobrażacie mały domek? Widzicie te góry? Przecież to będzie śmieszne. No i mnie przekonał. Dom ma 800 metrów, zjadł wszystkie moje oszczędności. Musiałam go jakoś zagospodarować, żeby na siebie zarabiał. Na dole urządziłam apartamenty do wynajęcia. Moja córka i wnuk przyjeżdżają tu, kiedy tylko mogą. Uwielbiają to miejsce, tęsknią do niego chyba nawet bardziej niż do mnie. Mam poczucie, że stworzyłam rodzinne gniazdo. Zastrzegłam w testamencie, że dom jest niesprzedawalny, ma przechodzić z pokolenia na pokolenie.

Nie było trudno rozstać się z miastem?
Mam piękne mieszkanie w Warszawie na Starówce i ono czeka. Wiem, że w każdej chwili mogę wrócić. Ale coraz rzadziej tam zaglądam. Urodziłam się w lesie, mój ojciec był leśnikiem. Zawsze byłam związana z przyrodą i tego mi w Warszawie brakowało. Tylko nie miałam możliwości, by się wynieść, musiałam pilnować kariery. Teraz mogłam sobie na to pozwolić. Najbardziej lubię swoje poddasze. Jak sroka pościągałam wszystkie rzeczy, które latami kolekcjonowałam. Przywiozłam najlepszą energię. Tutaj mam płyty, książki, meble, cały swój świat. No i przepiękny widok za oknem. Góry o każdej porze dnia i roku są inne. Widok natury nigdy się nie nudzi. Najchętniej to bym stąd w ogóle nie wychodziła.

W tych pięknych okolicznościach przyrody powstała kolejna książka. O Leonie Niemczyku. I Waszej znajomości, która zaczęła się... od wódki?
Nie do końca. Książka nie jest dokładnym odzwierciedleniem naszej znajomości. Ale wszystko, co opisuję, działo się między nami. Spotkaliśmy się, kiedy byłam młodą pisarką. W NRD przetłumaczono moją powieść dla młodzieży. Po raz pierwszy wyjechałam za granicę na spotkania autorskie. Wracałam samolotem. Siedziałam w Berlinie na lotnisku w barku, kiedy usłyszałam taki charakterystyczny głos: #Pani pozwoli, że się przysiądę? Od razu poznałam, że to Niemczyk. Leon jak się przysiadł, to już do końca swojego życia. #Bardzo się zaprzyjaźniliśmy.

Niemczyk był znany z tego, że był kobieciarzem.
O tak! Na początku Leon robił podchody damsko-męskie. Wprost wychodził ze skóry, żeby mnie uwieść. Ale ja byłam twarda. Mówią, że nie istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Nasza historia jest tego zaprzeczeniem.

Dlaczego tak się Pani broniła przed miłością?
Bałam się.

Że uwiedzie i porzuci?
Leon to był wspaniały człowiek. Ale też potwór męski! I w ogóle egocentryk, egoista. Gdybyśmy się zdecydowali na romans, to by trwało dwa tygodnie. A na przyjaciela się nadawał, jak najbardziej. W każdej chwili mogłam się do niego zwrócić z problemem. Gdyby było potrzeba, na piechotę przyszedłby do mnie z Łodzi. I odwrotnie: gdyby z nim coś się działo, ja też pospieszyłabym mu z pomocą.

Co Pani w nim lubiła?
Lubiłam z nim przebywać. Był fascynujący, nigdy się z nim nie nudziłam. Zżyliśmy się ze sobą. Nie było to stare małżeństwo ani rodzeństwo. Raczej dwa światy, które się spotykały i były siebie ciekawe, wzajemnie z siebie czerpały. Jak przyjeżdżał do Warszawy, często chodziliśmy do Samsona. Denerwował się, jak nie zastał mnie w domu. Kiedyś wracam, kartka w drzwiach: „Ty czarownico, gdzie poleciałaś na swojej miotle? Czekam w Samsonie, Leon”. Brakuje mi jego sardonicznego poczucia humoru, ostrego widzenia świata.

Bywał spontaniczny, szalony?
Potrafił przyjechać w środku nocy, wyciągnąć mnie z łóżka i zabrać na wycieczkę. Ja byłam wściekła, ale nic nie mogłam zrobić. Raz wybraliśmy się do Wilna. Leon wynajął dwa małe pokoiki w pięknej kamienicy. Cały dzień zwiedzaliśmy, wieczorem byliśmy potwornie zmęczeni, padliśmy. W nocy czuję, że coś jest nie tak, zapalam światło i patrzę, a tu czarno od pluskiew! Pędem do pokoju Leona, u niego to samo. Była 4 rano, usiedliśmy na ławce w parku i Leon mówi: Wiesz, ty chyba nie jesteś kobietą. Każda inna baba by mi urwała łeb, a ty nie powiedziałaś ani słowa.

Spotykaliście się, rozmawiali, przyjaźnili. W którym momencie pomyślała Pani, że warto to opisać?
Myślałam o tym od dawna. Leon był bardzo ciekawym człowiekiem, z niezwykłym życiorysem. Miał niesamowite losy, począwszy od powstania, poprzez czasy wojenne, był w armii amerykańskiej, zaliczył więzienie i nieudaną ucieczkę. Na tle szarej, PRL-owskiej rzeczywistości był jak rajski ptak. Ale żeby napisać książkę, musiało się wydarzyć coś jeszcze. No i w moim życiu pojawił się drugi Niemczyk, czyli Ludwik.

Postanowiła Pani opisać historię dwóch skłóconych braci.
W sumie braci było czterech. I każdy poszedł w swoją stronę. Bracia, #którzy nie rozmawiają, nie kontaktują się ze sobą, jest jakaś niewyjaśniona sytuacja między nimi - było dla mnie oczywiste, że ja tę książkę napiszę. Zadawałam pytanie sobie i Leonowi: dlaczego ta rodzina się rozpadła? I on na to pytanie mi nie odpowiedział. Każdy z braci miał osobny los i te losy do siebie nie pasowały.

A jak było z tą zdradą?
Ludwik po wojnie przeprowadzał #ludzi przez granicę. W jednej z takich grup był Leon. Wrócił do kraju po wyzwoleniu, bardzo mu się tutaj nie podobało. #Postanowił uciec na Zachód. Ale grupa, w której był, została zatrzymana przez UB. Ludwik przesiedział sześć lat w więzieniu na Rakowieckiej, gdzie był torturowany. A Leon wyszedł po paru miesiącach. #To było co najmniej podejrzane. On #nigdy nie chc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maria Nurowska: przyjaźń, miłość i ucieczka w Tatry - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska