Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maryśka w Kaszowie dezercję zachwalała

Artur Drożdżak
Bieg historii mógł zostać zmieniony przez wiejską babę ze wsi Kaszów pod Krakowem. Gdy bolszewicka nawała szykowała się do wielkiej ofensywy w 1920 r. Maryśka P. ,lat 24, panna, ułatwiała polskim poborowym ucieczkę przed wcieleniem do woja. Aż do czasu.

Z notatki urzędowej policjanta, datowanej na 14 lipca 1920 r., wynikało, że "podczas obławy w Kaszowie z domów wyszło kilka kobiet, dziewcząt, a nawet dzieci, które się śmiały, że dezerterzy uciekają funkcjonariuszom policji". Widać było, że naród się zawziął i jakoś nie miał za bardzo ochoty umierać za ojczyznę. Młodzi chłopcy kryli się po lasach, w stogach siana i pod kieckami swoich panien.

W takiej sytuacji autor policyjnej notatki chciał wpłynąć pouczająco na krnąbrną ludność w Kaszowie, by miejscowe kobiety za bardzo nie ułatwiały dezerterom unikania służby na rzecz obronności kraju.
- Na to Maria P. odpowiedziała, że tu będą bolszewiki, tu muszą przyjść. Tak się wyraziła w obecności podpisanego i drugiego funkcjonariusza Franciszka Ć. Dodała, że nie ma się o co bić, bo jej szwagier walczył w wojsku, poszedł się bić zdrowy, a wrócił ociemniały - raportował Jan K., posterunkowy. Podkreślał, że "Maria P. poprzez swoje bolszewickie zachowanie przyczynia się demoralizująco na tutejszą młodzież, która ma być obecnie powołana do wojska".

By stłumić wrogie nastroje w żeńskiej części narodu, profilaktycznie zatrzymano Maryśkę P., odstawiono ją do sądu w Liszkach, bo "zachodziło uzasadnione podejrzenie, że kobieta buntuje żołnierzy, a względnie poborowych, by się do wojska nie zgłaszali, przez co może sile zbrojnej Państwa wyrządzić wielką szkodę".

- Przyznaję się, że mówiłam we wsi o bolszewikach, ale zaprzeczam, bym stwierdzała, że bolszewiki mają być w Kaszowie. Nie zdawałam sobie sprawy z doniosłości tej sprawy z poborem do wojska - broniła się.

Prokurator wniósł o jej ukaranie w postępowaniu uproszczonym za to, że "publicznie wobec większej grupy osób dezercję zachwalała i ją usprawiedliwić się starała".

Na swój proces przed Sądem Okręgowym w Krakowie Maryśka nie przyjechała. Dostała wezwanie, ale wybrała się wtedy do sądu w Liszkach - mylnie myślała, że to tam odbędzie się rozprawa. Był też kłopot z głównym świadkiem oskarżenia posterunkowym Janem K., który przepadł bez śladu. Akurat jego nieobecność szybko wyjaśniono, bo okazało się, że został przeniesiony służbowo do Trzebini. Rozprawy odraczano jedna za drugą, sąd powoli tracił cierpliwość.

Dopiero w styczniu 1921 r. na kolejnej rozprawie Maryśka P. pojawiła się już na czas. Wysoka, szczupła, elegancko ubrana, urodziwa, nawet kieckę nową sobie sprawiła z tej okazji. W tym czasie historia już zmieniła swój bieg, bolszewicy dostali cięgi w Bitwie Warszawskiej i Józef Piłsudski pogonił ich gdzie pieprze rośnie, czyli gdzieś pod Kijów. Nic już nie stało na przeszkodzie, by sprawiedliwie rozpoznać sprawę namawiania do dezercji.

Krakowski sąd skazał Maryśkę na 14 dni aresztu. Przez dwa tygodnie wiejska baba miała więc czas na przemyślenie swojej wrogiej postawy, która mogła "zagrozić sile zbrojnej Państwa". Krakowscy sędziowie byli bardzo surowi, gdyż jej zachowanie mogło podważyć zdrowe fundamenty armii. I przeczyło utartej prawdzie, że "za mundurem panny sznurem".

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Brutalna wojna o turystę. Kto podpala meleksy?
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska