Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Filipowicz (UKH Unia Oświęcim): Napastnik musi mieć w sobie coś z rewolwerowca

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Mateusz Filipowicz z najwierniejszymi kibicami, rodzeństwem i mamą
Mateusz Filipowicz z najwierniejszymi kibicami, rodzeństwem i mamą Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z MATEUSZEM FILIPOWICZEM, 18-letnim kapitanem hokejowej drużyny juniorów młodszych UKH Unia Oświęcim, która zdobyła brązowy medal mistrzostw Polski w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży.

W meczu o brązowy medal, wygranym przez Unię z Zagłębiem Sosnowiec 4:1, strzelił pan trzeciego gola, dającego drużynie komfort gry. Nie tylko w tym meczu, ale także wielu innych, podobnych trafień było sporo. Ważne gole to specjalność?
Może coś w tym jest, bo trzeba się umieć znaleźć w odpowiednim czasie i miejscu. Na pewno wiele zależy od szczęścia, ale też trzeba umieć mu pomóc.

Czy pozycja środkowego napastnika od początku była dla pana przypisana?
Od rozpoczęcia przygody z hokejem występuję na środku ataku. Środkowy ma dużo defensywnych obowiązków. Można powiedzieć, że jest kimś od „czarnej roboty”. Jednak ktoś musi ją wykonać. Hokej jest grą zespołową i każdy ma swoje do wykonania. Jeśli wszystkie elementy układanki dobrze funkcjonują, to są także wyniki.

Mateusz Filipowicz (UKH Unia Oświęcim): Napastnik musi mieć w sobie coś z rewolwerowca
Fot. Jerzy Zaborski

Może zdarzyło się zagrać na jakieś innej pozycji?
W tym sezonie, w trakcie ligowych zmagań, a konkretnie na turnieju w Sanoku jeszcze w fazie kwalifikacji do mistrzostw, dwa mecze zagrałem w obronie, zastępując Piotra Kota.

I jak się pan odnalazł?
Mimo, że środkowy napastnik mocno pracuje w defensywie, gra stricte w obronie była dla mnie nowym doświadczeniem. Myślę, że jakoś podołałem, ale wolałbym występować na swojej nominalnej pozycji. Owszem, nowe doświadczenie z pewnością przyda się w przyszłości (śmiech).

Występuje pan w ataku razem z Aleksandrem Noworytą i Kamilem Daniliszynem. Jak układa się wasza współpraca?
Bardzo dobrze! W naszej formacji głównym egzekutorem wydaje się być Olek Noworyta, który dołączył do mnie i Kamila bodaj dwa lata temu. Stabilizacja to zgranie, więc potrafimy w duecie pograć na pamięć. Moc jest z nami, więc chyba potrafimy się wyczuć jak rycerze Jedi (śmiech).

A drugi partner, Kamil Daniliszyn?
Jest prawie jak brat. Przed laty wspólnie graliśmy na podwórku w hokeja na... butach. Jego tata jest moim ojcem chrzestnym. Pewnego dnia, kiedy miałem dziewięć lat, stwierdził dość tego grania na butach i zabrał mnie na lodowisko, bo Kamil już wcześniej trenował hokej. Wyszło na to, że dzięki niemu, poprzez jego tatę, trafiłem do hokeja.

Mateusz Filipowicz (UKH Unia Oświęcim): Napastnik musi mieć w sobie coś z rewolwerowca
Fot. Jerzy Zaborski

Mówił pan, że jest od „czarnej roboty”, wobec tego iloma golami udało się zamknąć sezon?

Na liczniku uzbierało się 30 goli, ale z tego 20 w juniorach młodszych. Pozostałe trafienia zaliczyłem w juniorach starszych i na zapleczu seniorskiej ekstraklasy, w której przygotowywaliśmy się do młodzieżowych mistrzostw Polski. Wydaje mi się, że to niezły wynik.

Który mecz wspomina pan najmilej?
Na pewno „mały finał” w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Niecodziennie zdobywa się medal mistrzostw Polski. Jednak pamiętam, że w fazie kwalifikacji do mistrzostw, podczas turnieju w Krakowie, w meczu wygranym z „Pasami” 13:3, zdobyłem aż pięć goli. To w hokeju także jest niecodzienne zdarzenie.

Ma pan gotowe warianty na pokonanie bramkarzy?
Lubię toczyć z nimi indywidualne pojedynki. Trzeba w nich mieć w sobie coś z rewolwerowca; spojrzeniem w oczy może i trochę zahipnotyzować bramkarza, a potem wyczuć odpowiedni moment do oddania strzału. Idąc dalej westernowym wątkiem, lubię „przestrzelić” bramkarza. „Pif-paf” i gotowe (śmiech). Właśnie najlepiej smakują trafienia najbardziej bolące rywala, czyli taki trochę sportowy „klaps”. Jeśli mam dwie, czy może nawet trzy sytuacje sam na sam w jednym meczu, to ewentualne powtórzenie wykończenia akcji lub zastosowanie innego wariantu zależy od zachowania bramkarza w momencie mojego najazdu. W takich sytuacjach trzeba reagować automatycznie.

Mateusz Filipowicz (UKH Unia Oświęcim): Napastnik musi mieć w sobie coś z rewolwerowca
Fot. Jerzy Zaborski

Gdyby nie hokej, to na jaką inną dyscyplinę by się pan zdecydował?
Nigdy o tym nie myślałem. Gdybym miał drugi raz możliwość wyboru, to także postawiłbym na hokej.

Ma pan sporo rodzeństwa, które mocno wspiera na każdym meczu.

Jest nas pięcioro rodzeństwa, więc chciałbym wszystkim podziękować za wsparcie. 14-letni brat Jakub próbował swoich sił w hokeju, ale ostatecznie postawił na piłkę nożną.

Był pan powoływany do młodzieżowych reprezentacji Polski?
Tak, ale w kategorii szesnastolatków. Wystąpiłem na turnieju w Toruniu. Mam nadzieję, że swoją postawą zasłużę sobie na kolejne powołania. To jest dla mnie jeden z celów.
A drugi?
Zdobyć młodzieżowe mistrzostwo Polski. W juniorach młodszych nam się nie udało, ale mamy przed sobą jeszcze dwa lata gry w juniorach starszych, więc trzeba zrobić wszystko, żeby odrobić to, co uciekło nam w tym sezonie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska