Podstawową sprawą jest to, że Wisła w tym sezonie nie potrafi wygrywać w najważniejszych meczach. Poległa z Levadią, musiała uznać wyższość Lecha i Legii w lidze. Gdyby taka wpadka zdarzyła się raz, to można by mówić o przypadku. Problem w tym, że biorąc pod uwagę również poprzedni sezon, podopieczni Macieja Skorży jeden raz to akurat wygrali. Fakt, że w najważniejszym spotkaniu, z Legią, które w praktyce przesądziło o tytule mistrzowskim. Nie zmienia to jednak opinii , że Wisła ma duży problem z wygrywaniem kluczowych meczów.
Pół biedy, kiedy drużyna podejmuje walkę, tak jak w niedawnym meczu z Lechem. Jeśli jednak wygląda to tak jak w piątek, to jest coś nie tak. Skoro w meczu jesieni piłkarze Wisły raptem siedem razy faulowali, to brutalnie świadczy to o tym, że przeszli obok spotkania.
Czy taki stan jednak musi aż tak bardzo dziwić? Przecież w tym sezonie na palcach jednej ręki można policzyć mecze, z których jako całości w wykonaniu Wisły można było być zadowolonym. A w pozostałych wyglądało to tak, że krakowianie szybko strzelali dwie, trzy bramki, by następnie grać w chodzonego. Przykłady? Proszę bardzo. Wystarczy wymienić spotkania choćby z Ruchem, Bełchatowem, Jagiellonią czy Polonią Warszawa.
Wisła Kraków przegrała z Legią - zdjęcia zobaczysz__TUTAJ
Wygląda zatem na to, że trener Maciej Skorża ma poważny problem z motywowaniem drużyny. Teoretycznie przed takim spotkaniem jak z Legią nic nie powinien mówić. Sam rywal powinien być wystarczającym motywatorem. Jak się jednak okazuje, dla sowicie opłacanych gwiazdek sam fakt, że prowadzą w tabeli, wystarczy. Umiejętności mają na tyle wysokie, że przy słabszym rywalu i tak pewnie wygrywają. Jeżeli jednak przeciwnik ma zbliżone umiejętności, to zaczyna się problem, z którym na razie wiślacy poradzić sobie nie są w stanie, co fatalnie wróży w kontekście kolejnego startu w europejskich pucharach.
Kolejnym problemem jest brak skuteczności. Powoli już nudne staje się tłumaczenie w stylu: - Gdybyśmy wykorzystali 30 procent naszych okazji to... itd., itp.
Tylko że takie słowa słychać w Wiśle już od długich miesięcy, a niewiele w tej materii się zmienia. To już rola trenera, by wreszcie wymyślił sposób na wyeliminowanie tego mankamentu, który w większości ligowych meczów pozostaje bez konsekwencji, bo Wisła ma tyle sytuacji, że i tak zawsze coś strzeli. Jednakże, gdy przychodzi do takich spotkań jak z Lechem czy Legią, to kosztuje to bardzo drogo.
Wiśle w piątek zabrakło lidera. Nie było człowieka, który - mówiąc brutalnie - wziąłby towarzystwo za twarz i wymusił większe zaangażowanie. Paweł Brożek - przy całym szacunku dla jego dokonań - nie ma cech przywódczych. Pozostaje zatem z utęsknieniem czekać na powrót do gry Arkadiusza Głowackiego i Radosława Sobolewskiego, bo w obecnej kadrze chyba tylko tych dwóch piłkarzy jest w stanie wstrząsnąć całym towarzystwem.
Z podobnym utęsknieniem trzeba czekać na powrót do wysokiej formy Rafała Boguskiego i Łukasza Garguły. Piłkarzy kreatywnych, których stać na niekonwencjonalne zagrania. Coś czego w piątkowy wieczór w Sosnowcu również Wiśle zabrakło. Jakże irytować musiały seryjne dośrodkowania w pole karne, w dodatku najczęściej za słabe lub takie, z którymi bez problemu radzili sobie Choto z Astizem. Składne akcje Wisły w tym meczu policzyć można było przecież na palcach jednej ręki.
Pracy przed trenerem Skorżą i jego zespołem jest zatem mnóstwo. A na najbliższe tygodnie plan może być tylko jeden - cztery zwycięstwa w dobrym stylu w pozostałych do końca roku meczach. Tylko one mogą choć w małym stopniu zatrzeć fatalne wrażenie po piątkowej potyczce z Legią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?