Miejscy rajcy chcą ciąć diety w dzielnicach

Dziura w budżecie urosła, bo w tym roku diety przewodniczących dzielnic są wyższe. Wzrosły,
bo poszybowała średnia krajowa płaca (o 12,8 proc. w tym roku), a ona właśnie jest podstawą do ich wyliczenia. Radni miejscy mają natomiast sztywną podstawę i zero szans na podwyżki. Teraz chcą,
by w dzielnicach było tak samo. Rajcy szukając oszczędności, poszli prostą drogą.

Według projektu przygotowanego przez Kajetana d?Obyrna (PO), szefowie dzielnicy nie będą zarabiać 3 tys. zł, ale 2,5 tys. na rękę - tyle co radni. Stopnieć mają też diety członków zarządów w dzielnicach
(o ok. 100 zł). Za to zwykłym radnym przychody mają wzrosnąć o... 20 zł miesięcznie. Ma to dać gminie
7 tys. zł oszczędności miesięcznie.

Szefowie dzielnic już określili ten plan jako wynik zawiści rajców. Szef "siódemki" zaproponował nawet, by wszyscy radni (w tym miejscy) pracowali za darmo.

Okazało się również, że do projektu zaproponowanego przez komisję, część jej członków, łącznie
z przewodniczącą, odnosi się sceptycznie. - To nie fair zmieniać diety w połowie kadencji - mówi Bogusław Kośmider (PO). Wtóruje mu Mirosław Gilarski (PiS). - Byłem szefem dzielnicy. To cięższa praca niż radnego - podkreślał. Przesunąć głosowanie w tej sprawie chciała Małgorzata Radwan-Ballada, szefowa komisji. Uważała, że gmina nie do końca przemyślała ten krok.

Zupełnie odmiennego zdania była radna Marta Patena (PO). - W dzielnicach w ogóle nie powinno być diet. Radni powinni pełnić funkcję społecznie - wyrokowała. Zasadniczy był też Bolesław Kosior (PiS).
- Kiedyś te diety były zwrotem kosztów, działaliśmy ideowo. Teraz są za wysokie - tłumaczył radny w l. 1992 - 94.

Niewielką większością głosów radni zdecydowali poddać projekt pod obrady rady miasta. Pierwsze czytanie w środę.