Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młody Wilk Probierza. Jest podobny do Kapustki

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Adam Wilk w meczu z Piastem
Adam Wilk w meczu z Piastem Andrzej Banaś
- Gdyby ktoś mi powiedział w połowie czerwca, że za miesiąc zagram w ekstraklasie, to bym nie uwierzył – przyznaje 19-letni bramkarz Cracovii Adam Wilk.

To właśnie on wygrał konkurs na największe zaskoczenie w pierwszej kolejce sezonu. Znacznie łatwiej było przewidzieć gładką porażkę Legii w Zabrzu niż to, że niedoświadczony nastolatek (20 lat skończy w listopadzie) wskoczy do podstawowego składu w miejsce Grzegorza Sandomierskiego. Nawet biorąc pod uwagę renomę trenera „Pasów” Michała Probierza, który lubi do nowej szatni wchodzić razem z drzwiami i framugą.

O tym, że wystąpi w meczu z Piastem Gliwice Wilk dowiedział się dzień wcześniej, po treningu. - Szok? Nie, już byłem przygotowany, że to może się tak potoczyć – odpowiada. - Kiedy jednak spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to wydaje się to nieprawdopodobne. Przecież ja pół roku temu siedziałem na ławce w czwartej lidze, w rezerwach. Na pewno nie sądziłem, że ten debiut nastąpi tak szybko. Liczyłem się raczej z tym, że do ekstraklasy trzeba będzie dojść przez niższe ligi.

W Cracovii od dziecka. Wychowanek z krwi i kości. Do klubu rodzice zapisali go, gdy miał siedem lat. Raczej nie myślał o tym, żeby być bramkarzem, ale też nie miał nic przeciwko. Twierdzi, że nie pamięta momentu, gdy trener po raz pierwszy postawił go między słupkami.

- To był jeden z takich, powiedzmy, meczów kontrolnych – wyręcza go Piotr Górecki, szkoleniowiec, który prowadził go do wieku juniora. - Był zwinny, miał szybki czas reakcji, pomyślałem, że warto spróbować. Chociaż wtedy wszyscy się łapali za głowę, co on robi w tej bramce. Nie za bardzo mu to na początku wychodziło. Cierpliwie mu zwracałem uwagę, co ma robić, jak się ustawiać. Ludzie patrzyli sceptycznie. Mówiłem im: zobaczycie, będzie z niego bramkarz. Można powiedzieć, że rzadko się zdarza, aby trener tak trafił z wyborem pozycji dla zawodnika – śmieje się trener.

Pomogły też geny. Adam zawsze był najwyższy w klasie. Dziś ma 196 cm. Kawał chłopa.

- Mimo że jest wysoki i mógłby mieć problem przy takich interwencjach sytuacyjnych, to ma dobry refleks – zwraca uwagę trener Mirosław Jabłoński, pod którego okiem Wilk pracował przez ostatnie sześć miesięcy w drugoligowej Legionovii.

- Wysłaliśmy go tam na wypożyczenie, bo przede wszystkim musiał zacząć grać na wyższym poziomie i nabierać doświadczenia – mówi Górecki, który w Cracovii przez ostatnie lata był asystentem trenera Jacka Zielińskiego.

Jabłoński: - Zimą testowaliśmy zimą ośmiu bramkarzy, był też Mateusz Zając z Wisły Kraków, ale wybraliśmy Adama. Jego atutem było też to, że jeszcze przez następny rok będzie młodzieżowcem i chcieliśmy sobie przygotować zawodnika na kolejny sezon. Tak to było dogadane z trenerem Zielińskim. Pierwsze mecze Wilka wyglądały dość przeciętnie, widać było brak doświadczenia, brak pewności siebie. Mając takie warunki fizyczne rzadko wykorzystywał je na przedpolu, bał się wychodzić z bramki. Jednak konsekwentnie na niego stawiałem i pomału zaczęło się to zmieniać. W ostatnich meczach już żył w bramce, widać było, że nie stoi tam przypadkowy zawodnik.

Zmiana trenera w Cracovii zmieniła też bieg kariery młodego bramkarza.

- Zadzwoniłem do Michała Probierza, powiedziałem, że chłopak zrobił duże postępy i dobrze by było, żeby u nas został i dalej się rozwijał. Bo przede wszystkim musi grać – opowiada Jabłoński. - Michał odpowiedział: „Słuchaj, ja go widzę, mnie się on podoba, zostawiam go w Cracovii”. A my zostaliśmy z ręką w nocniku. Nie wierzyłem za bardzo w to, że postawi na Adama, ale jednak był konsekwentny. W tej sytuacji, jeśli regularnie będzie bronił, to na pewno jest to dla niego krok do przodu.

Duży talent? - To się dopiero okaże – uważa Jabłoński.

- Możliwości ma, ale musi dołożyć jeszcze bardzo dużo pracy – przekonuje Górecki. - Na pewno to jest materiał na klasowego bramkarza, takiego, który będzie filarem drużyny.

Może nie jest takim typem, że bezczelnie rozpycha się łokciami („Jest dobrze poukładany przez rodziców” - opisuje Górecki), ale też nie przeprasza za to, że dostał szansę. - Po moim powrocie do Krakowa i rozmowie z trenerem, w mojej głowie było tylko to, żeby walczyć o miejsce w składzie. Konkurenci są świetni, ale nie można odpuszczać. Ja dopiero pracuję na swoje nazwisko i trzeba robić swoje – podkreśla Wilk.

Mimo wszystko nie jest tak łatwo i na chłodno wejść do bramki w drużynie, w której są Sandomierski i Michal Pesković. Tego ostatniego nie ściągano przecież po to, żeby siedział na trybunach.

- O Bartku Kapustce mówiło się, że nie ma układu nerwowego. O Adamie można powiedzieć podobnie. I o Radku Kanachu też. Tacy, którzy się przesadnie nie stresują, sobie poradzą – twierdzi Górecki.

- Nie wiedziałem w ogóle jak ekstraklasa wygląda, raz tylko byłem bliżej, gdy siedziałem na ławce rezerwowych. Nie było tak strasznie. Największe emocje były podczas wychodzenia na boisko, gdy leciał hymn i śpiewali kibice. A potem już luz. Skoncentrowałem się na grze, dzięki kolegom z defensywy dużo roboty nie miałem – opowiada Wilk. Ważnego wydarzenia nie świętował. Obejrzał skróty meczów, zrobił analizę puszczonej bramki, poszedł spać. Chce więcej. - Apetyt rośnie w miarę jedzenia, mam nadzieję na kolejne występy – uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska