Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Wąsacz ze Zdyni robi z wydmuszek prawdziwe cacuszka. Z pomocą niewielkiego urządzenia robi małe dzieła sztuki

Halina Gajda
Halina Gajda
Monika Wąsacz, zdynianka z kości i krwi. Mówi, że nie wyobraża sobie innego miejsca na ziemi. Typowa mama i żona z nietypową pasją - jajka mogłaby malować przez cały rok. Jakiekolwiek by one nie były: kurze, kacze, gęsie, przepiórcze czy strusie. Działa na zasadzie „mówisz - masz” - jajeczna szkatułka - proszę bardzo. Jajko w jajku? - czemu nie! Potrafi z każdego zrobić małe dzieło sztuki, choć sama twierdzi, że takiego w stu procentach idealnego, jeszcze nie wykonała.

U Moniki wszystko zaczęło się jakoś tak po ślubie. Nawet nie tyle z miłości do drapania, ile z chęci zapunktowania u... teściowej. Trzeba tu bowiem wyjaśnić, że za mistrzynię pisanek w rodzinie uważana była mama Moniki. Wśród fanek tejże, była właśnie teściowa.

- Gdy przychodziła Wielkanoc, mama nie mogła opędzić się od zamówień - wspomina. - W końcu powiedziała: pass - dodaje. Kogo, jak kogo, ale teściowej Monika zawieść nie mogła. I zwyczajnie nie chciała. W którąś ciemną noc zamknęła się więc w kuchni. Z lodówki wyciągnęła pudełko z jajkami, rozgrzała palnik kuchenki elektrycznej, postawiła pojemnik z woskiem. Gdy się roztopił, drobnym, naprędce skonstruowanym szpikulcem, zaczęła malować po skorupkach.

- Wyszło całkiem nieźle - chwali się.

Podbudowana efektem, sięgnęła po kolejne jajko. Tak zastał ją świt...

Elektryczne narzędzie do drapania... po jajkach

Dzisiaj Monika z jajek, poza doskonałą jajecznicą, robi cuda. Jak się komuś zamarzy szkatułka na biżuterię, to ma. Obraz na jajku? Ot, proszę bardzo: tu kawałek wsi, zając na ukwieconej łące, domy z bocianem w tle, jeleń albo i lew też może być. Skorupka wszystko przyjmie. - Mogłoby zrobić się w końcu ciepło - mówi tęsknym głosem i patrzy na śnieg za oknem. - Bo już nie mogę się doczekać wycinania - dodaje.

Tu kolejne wyjaśnienie - ulubionym narzędziem Moniki nie jest bynajmniej mikser. Od niego woli małą frezarkę z kompletem cienkich jak włos wierteł. Idealnie nadają się do skorupek. Tylko kurzy się strasznie, gdy preparuje nimi wzory. Stąd, latem, najczęściej można ją zastać na balkonie albo w ogródku przed domem. Tam pylić może się do woli, bo zdyński wiatr szybko pyłek rozniesie.

- Dla mnie Wielkanoc jest przez cały rok - mówi szczerze.

Wydmuszki - gęsie, strusie, kacze - kupuje w sieci. Ma to wiele plusów. Przede wszystkim ten, że gdyby na potrzeby wszystkich swoich prac kupowała surowe jajka, jajecznicy w domowy menu pewnie nie byłoby końca. Jest też sprawa „wytrawienia” skorupek od środka.

- Muszą być idealnie wyczyszczone, bo inaczej zwyczajnie zaczną się psuć - uzasadnia.

Wosk szybko przestał jej wystarczać. Sięgnęła po nożyk i na już zabarwionym jajku zaczęła wycinać wzory. Spodobało się. Z każdym pociągnięciem ostrza po powierzchni jajka, było lepiej. Tyle że narzędzia - żyletka, scyzoryk - przez dłuższy czas trzymane w palcach, to przepis na nieszczęście. Nie ma siły, człowiek w końcu boleśnie się skaleczy. Monika, z natury jest zapobiegliwa - przecież nie tylko na pisankach opiera się jej świat.

Poszła do sklepu z elektronarzędziami. Spodobała się jej mała, zgrabna frezarka. Prawie jak do modelarstwa. Drobne wiertła, nożyki, tarcze do cięcia. Kosztowała kilkaset złotych, ale nawet nie cena była dla Moniki istotna, tylko funkcjonalność. Zaczęła więc podpytywać: jak działa, na czym można z nią pracować, czy często się psuje. Zdziwiony, niezaznajomiony z tajnikami rękodzieła sprzedawca, zapytał w końcu wprost: do czego pani chce tego używać? - Do drapania jajek - odparła.

Tego, co wymalowało się na jego twarzy, ponoć nie da się opisać. Tak czy owak, pozwolił jej sprzęt wypróbować.

- Zgodnie z umową frezarkę przetestowałam i następnego dnia przyjechałam z jajkiem - śmieje się.

Struś - dostarczyciel twórczych wydmuszek

Skorupka jest, jak wiadomo, niczym papier, przyjmie wszystko. Wiele też zniesie. Szczególnie ta ze strusiego jajka. Monika wymyśliła patent na ażurowe zdobienia. Bierze jajko do ręki, zamyka oczy, przekłada je z ręki do ręki i planuje pracę. Najlepszy efekt jest, gdy wzory wytnie tylko na połowie. Wtedy światło przechodzące przez otwory, daje niesamowity efekt. Potem przecina wydmuszkę na pół, dorabia zawiasy, zamknięcie z przodu. Wnętrze wykłada atłasem albo skórą. Dopieszcza szczegóły.

- Dla mnie im mniej zdobień, tym lepiej - podkreśla. - Z gustem innych nie dyskutuję - dodaje.

Szkatułka ma być użyteczna, więc proces twórczy to nie tylko artystyczny zmysł, ale też mnóstwo techniki. Pisanki ze strusich wydmuszek to już jednak artyzm. Inaczej się tego określić nie da. I to z kilku powodów: symetrycznego rozłożenia wzoru i zagospodarowania całej powierzchni wydmuszki. Monika zapiera się, że niczego wcześniej ołówkiem nie szkicuje. Ręka sama zapamiętuje szlak. Gdy patrzy się na ozdobione jajka, aż dech zapiera - wzór na jednej stronie, jest lustrzanym odbiciem tego na drugiej. Nie ma pomyłki ani o jeden listek, kwiatuszek, kreseczkę. Cóż... wirtuozeria.

Drapiesz jajka? Nie dla ciebie robienie paznokci

Monika na co dzień prowadzi dom. Pasja pasją, ale trzeba gotować, sprzątać, prać. No i jeszcze, w sezonie, chodzić na grzyby. Kuchnia w jej domu jest pełna wielki słojów z ususzonymi kapeluszami borowików.

- Przez to wszystko to szans na piękne, wymalowane na modny kolor i wypielęgnowane paznokcie nie mam wcale - mówi beztrosko.

Jest perfekcjonistką i choć pokojowa witryna jest pełna jej prac - pisanek robionych różnymi metodami, wymalowanych w obrazy strusich wydmuszek, to ciągle ma do siebie jakieś zastrzeżenia. Jakby na dowód tej „niezręczności” pokazuje kacze, na którym wydrapała głowę jelenią.

Sama z siebie zaczyna krytykę, że pysk za mały, rogi nieforemne i generalnie, to takie jajko tylko schować jak najgłębiej, bo światu pokazać nie ma mowy. Jej mąż Arkadiusz - leśnik, który niejednego jelenia już widział - na utyskiwania żony na własną pracę, kiwa tylko głową.

- Jeszcze się chyba nie zdarzyło, żeby była z czegoś zadowolona w stu procentach - mówi spokojnie. - Nawet nie próbuję jej przekonać. Wie swoje - uśmiecha się.
Monika odwraca się do niego. - Pisanka musi być taka, że „ach!!!” - komentuje dobitnie. - Samo „Ooo... jaka pisanka” mi nie wystarcza - dodaje.

ZOBACZ KONIECZNIE:

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska