- To my będziemy dzisiaj górą - buńczucznie zapowiadał hokeista Jastrzębia, Maciej Urbanowicz. I na tym się skończyło. Jak w poprzednich trzech konfrontacjach. Niemniej w pierwszych dwóch odsłonach postawili się góralom.
Gospodarze zagrali bardzo agresywnie nie tylko we własnej strefie obronnej, ale również w tercji ataku. Podhalanom trudno było zainicjować akcję zaczepną. Jak tylko byli w posiadaniu krążka, to od razu któryś z jastrzębian "siedział" im na plecach. Sygnał do zmiany scenariusza dał Marcin Kolusz. - Bramkę dedykuję mamie, która ma dzisiaj imieniny - powiedział strzelec. - Gol ten dodał nam pewności .
- W pierwszych dwóch tercjach brakowało nam stabilizacji - twierdzi drugi trener Podhala, Marek Ziętara. - Były momenty dobre w naszym wykonaniu i także takie, po których cierpła skóra. Szczególnie w końcówce drugiej odsłony, kiedy rzucili się na nas gospodarze. Przeważyło jednak lepsze nasze przygotowanie fizyczne. W trzeciej tercji nasz przeciwnik nie miał już sił, by nas ugryźć.
Za to niedzielne widowisko z GKS Tychy było palce lizać! To co działo się przez 60 minut na tafli, najlepiej można określić bokserskim terminem "zwarcie". Od pierwszego gwizdka sędziego zrobiło się "ciasno" i tak trwało do ostatniej sekundy. Kiedy tylko któryś z hokeistów otrzymywał "gumę", od razu znajdował się przy nim przeciwnik. Nie było miejsca i czasu na rozwinięcie skrzydeł.
Próbowano więc różnych sposobów sforsowania defensywy. Nie przynosiły powodzenia próby zaskoczenia bramkarzy strzałami z dystansu. Były to uderzenia kąśliwe, oddawane zza obrońców i bramkarze z trudem je łapali.
W pierwszych 20 minutach padła tylko jedna bramka, ale w drugiej mieliśmy urodzaj goli. - Zrobił mi mikołajkowy prezent - śmiał się Dariusz Gruszka, po tym jak Witecki na moment przebrał się za Mikołaja i niczym partner z drużyny wyłożył mu "gumę". Górale rozdali więcej prezentów. Skorzystał z nich Śmiełowski. Być może dlatego obdarowany został dwoma upominkami, gdyż kiedyś reprezentował barwy Podhala. Najpierw D. Galant po jego uderzeniu skierował krążek do siatki, a potem Zborowski dorzucił kolejny prezencik.
"Szarotki" traciły gole 45 i 40 sekund po tym jak obejmowały prowadzenie. - Za łatwo niweczyliśmy przewagę. Rozluźnienie wkradało się w nasze szeregi - mówi Dariusz Gruszka.
- Brak koncentracji sprawiał, iż szybko i łatwo traciliśmy mozolnie zapracowane prowadzenie. Z takim przeciwnikiem nie można nosić głowy w chmurach. Trzeba przez 60 minut być maksymalnie skoncentrowanym. Tym razem szczęśliwie się dla nas skończyło - powiedział trener Podhala, Milan Jančuška.
Zwycięskie trafienie zadał Martin Voznik, który niepocieszony był w 16 minucie. - Nie wiem, dlaczego sędzia nie uznał mi prawidłowo zdobytej bramki. Za szybko gwizdnął, bo Sobecki po sekundzie wypuścił "gumę". Było to ciekawe widowisko dla kibiców. Najlepszy mecz w Nowym Targu w tym sezonie - twierdzi Martin Voznik.
- Cieszymy się z wygranej, bo wszyscy narzekamy na jakieś dolegliwości. Nie ma takiego w zespole, który nie kasłałby. Żartujemy, że szatnia to prawdziwa symfonia kaszlu. Po kompromitującej porażce w Tychach robiliśmy wszystko, by zmazać plamę, chociaż nie ustrzegliśmy się błędów - powiedział MVP, Rafał Dutka.
A już dzisiaj kolejny mecz na szczycie. O godzinie 18.00 "Szarotki" grają pod Wawelem z mistrzem Polski, Comarchem-Cracovią. Stawką tego spotkania nie jest tylko walka o bonusy, ale i o drugą pozycję w tabeli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?