Wyrzuceni mieszkańcy uważają, że to działanie kierownictwa ŁBS jest niezgodne z prawem. jeden z lokatorów - Sławomir Pustułka - złożył doniesienie do prokuratury. Pełnomocnik rodziny z kolei złożył wniosek w Sądzie Rejonowym w Nowym Sączu o ochronę posiadania.
Budynek przy ul. Jaworowej należał do rodziców pana Sławomira, Heleny i Józefa Pustułków. Nie ukrywają, że popadli w długi wobec banku, nie spłacając kredytu. Dom stanowił jego zabezpieczenie. Bank przejął nieruchomość za kwotę 531 tys. zł. Tym samym stał się właścicielem domu Pustułków.
Przed trzema tygodniami Helena i Józef Pustułkowie otrzymali pismo z banku podpisane m.in. przez prezes zarządu Marię Rysiewicz, w którym zostali wezwani do opuszczenia nieruchomości. Wyznaczono datę: do 15 kwietnia, czyli do jutra. Na piątek, na godz. 10, bank wyznaczył termin przeprowadzenia w domu inwentaryzacji.
"Bank jest właścicielem nieruchomości i będzie podejmował w stosunku do niej wszystkie te czynności, które są prawnie dopuszczalne wobec osób, które (...) zajmują nieruchomość bez żadnego tytułu prawnego" - pisze prezes zarządu Maria Rysiewicz z piśmie z 24 marca br.
Tymczasem już 9 kwietnia, czyli tydzień przed terminem, firma ochroniarska zajęła budynek. Wymieniono zamki. Ochroniarze nie wpuszczają do środka byłych właścicieli. - Nie mogę od piątku zażyć nawet moich lekarstw - mówi Helena Pustułka. - To nieludzkie, żeby nawet nie pozwolono mi ich wziąć z domu.
Sławomir Pustułka powiedział nam, że ochroniarze buszują po domu, a on nawet nie może wziąć kluczyków od samochodu, nie mówiąc już o odzieży. - Mama pomieszkuje u siostry, ja tułam się po kolegach. a przecież nie miałem nic wspólnego z bankiem, z pożyczką. Ojciec jest bezrobotny, a matka ma 430 zł renty - dodaje.
Pustułkowie są rozżaleni takim postępowaniem banku. - Nie wzbranialiśmy przedstawicielom banku dokonania inwentaryzacji - mówi Helena Pustułka. - Ale chcieliśmy nasz rodzinny dom opuścić w godziwych warunkach, a nie być traktowani w ten sposób przez ochroniarzy.
Dodajmy, że prezydent Nowego Sącza nie dał bankowi zgody na wymeldowanie kobiety z budynku, uzasadniając to tym, że Helena Pustułka wciąż tam mieszka. Nie ma też wyroku eksmisyjnego.
Bank ma na to krótką odpowiedź: - Nieruchomość jest naszą własnością i robimy, co do nas należy - mówi Maria Rysiewicz. - Pan Sławomir Pustułka w każdej chwili może wejść do budynku, zabierając z niego kluczyki samochodowe czy inne rzeczy osobiste.
Wczoraj, jak powiedziała nam pani prezes, w budynku przy Jaworowej przebywali urzędnicy banku, dokonując inwentaryzacji. - Nie sądzę, żeby nie chcieli wpuścić państwa Pustułków po odbiór swoich rzeczy - dodaje Rysiewicz.
- Nie wiem, co robią w domu ochroniarze, czy coś nie zginie, skoro siedzą w nim dzień i noc - mówi Sławomir Pustułka. - A co ja miałem czy mam wspólnego z bankiem? Bożena Gutt-Mostowy, radca prawny reprezentująca Pustułków, zauważa, że przecież jej klienci też mają swoje prawa.
- Nie ma sądowego wyroku eksmisyjnego, ci ludzie nie są wymeldowani. Nikt nie neguje, że budynek jest własnością banku, ale przecież kwestię wyeksmitowania dotychczasowych lokatorów należy przeprowadzić zgodnie z procedurami - argumentuje. - Poza tym Sławomir Pustułka, jako lokator budynku, gdzie mieszkał z rodzicami, nie ma nic wspólnego ze zobowiązaniami swoich rodziców wobec Łąckiego Banku Spółdzielczego - dodaje radca prawny.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?