Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okopy komendanta

Redakcja
Krystian Waksmundzki władzę w budynkuprzy ul. Oleandry sprawuje od 1993 roku
Krystian Waksmundzki władzę w budynkuprzy ul. Oleandry sprawuje od 1993 roku Wojciech Matusik
Jeśli Józef Piłsudski zerknie z Wawelu czasem na swój dom przy Oleandrach, to pewnikiem ma ochotę rzucić jakimś ciężkim słowem. I jeśli obchodzi go, co w 20 lat od wywalczenia kolejnej niepodległości dzieje się wokół zbudowanego mu przez towarzyszy broni pomnika i w jego wnętrzu, to musi przewracać się w sarkofagu - pisze Marek Bartosik

To coraz bardziej zadbana okolica. Jest tam nowe, efektowne skrzydło Biblioteki Jagiellońskiej, uwagę zwracają też jasne fasady odnowionej Rotundy i Żaczka. A obok ten sześciokondygnacyjny budynek. Już jest zabytkiem, choć wybudowany został zaledwie w 1934 roku.

- Serce się kraje - mówią ludzie, którzy od lat patrzą, jak stopniowo niszczeje. Jeśli w tę stronę z Wawelu zerknie czasem Józef Piłsudski, to pewnikiem ma ochotę rzucić jakimś ciężkim słowem. Bo z Oleandrów, czyli miejsca, w którym stoi ten budynek, w sierpniu 1914 jego Pierwsza Kampania Kadrowa wyruszyła do zaboru rosyjskiego, by bić się o Drugą Niepodległą.

To dla upamiętnienia tamtych wydarzeń i w hołdzie dla Marszałka Związek Legionistów Polskich wybudował na działce udostępnionej (za 10 ówczesnych złotych rocznie) przez miasto Dom im. Józefa Piłsudskiego. Ten, jeśli obchodzi go, co w 20 lat od wywalczenia kolejnej niepodległości dzieje się wokół zbudowanego mu przez towarzyszy broni pomnika i w jego wnętrzu, to musi przewracać się w sarkofagu.

Przejmująca cisza
Okna z odpadającą farbą i pordzewiałymi kratami, przy efektownym kiedyś wejściu zaśniedziałe tablice z nazwami organizacji niepodległościowych. Na drzwiach kartka z komunikatem, że znajdujące się tam Muzeum Czynu Niepodległościowego można zwiedzać tylko w grupach 10-15-osobowych.

I wyłącznie po telefonicznym uzgodnieniu terminu. W środku półmrok, olbrzymie zacieki przy rurach kanalizacyjnych na sufitach, plamy grzyba. I przede wszystkim wrażenie kompletnej pustki. Normalnie można tam spotkać tylko portiera i sekretarkę. No i komendanta naczelnego dzisiejszego Związku Legionistów Polskich, czyli Krystiana Waksmundzkiego.

Gdy znaleźć się w środku i porozmawiać z tym siedemdziesięcioletnim, szczupłym, niewysokim mężczyzną ubranym w spodnie typu moro, to w ciągu kilkudziesięciu sekund można dowiedzieć się, że Dom Marszałka do obecnego stanu doprowadziły: spiski, zamachy, kombinacje operacyjne, sprawy szyte nićmi grubymi i całe stada konfidentów, a wszystko woła o komisję sejmową. Śledczą naturalnie.

Istniejący od 1918 roku Związek Legionistów Polskich w 1947 roku został formalnie rozwiązany, a później pozbawiony majątku. W 1990 roku MSW stwierdziło nieważność powojennej likwidacji, a krakowski sąd zarejestrował stowarzyszenie Związek Legionistów Polskich jako kontynuację przedwojennego związku.

Stowarzyszenie w 1991 roku przejęło, po głodówce z udziałem autentycznych staruszków-legionistów i decyzji wojewody krakowskiego, budynek. W 1996 r. wystąpiło o zastąpienie tzw. prawa zabudowy działki, na której powstał Dom im. Józefa Piłsudskiego na użytkowanie wieczyste. Gmina Kraków odmówiła.

Od tamtego czasu przed sądami III Rzeczpospolitej toczą się skomplikowane spory, w których miasto kwestionuje prawo ponownie zarejestrowanego w 1990 Związku do przejęcia majątku dawnego związku. A w budynku władzę sprawuje od 1993 roku Krystian Waksmundzki.
Przypadki komendanta
To jedna z najdziwniejszych postaci Krakowa. Kiedyś, jeszcze za komuny, tworzył Komitet Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, który działał przy Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. Został jednak z niego usunięty, kiedy wybuchła wielka awantura o zabranie przez niego z pawilonu pod kopcem kilkudziesięciu urn z ziemią z pól bitewnych.

Kilka lat później o komendancie znowu było głośno. W 1999 roku został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu za kradzież srebrnej buławy i szabli marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza przechowywanej przez lata na Jasnej Górze.

Kiedy insygniów naczelnego wodza nie oddał, wyrok został odwieszony i Krystian Waksmundzki, po spektakularnym zatrzymaniu przez oddział antyterrorystyczny, trafił na Monte. Po roku z celi wydobył go, korzystając z prezydenckiego prawa łaski, Aleksander Kwaśniewski.

Krystian Waksmundzki, absolwent UJ i niedoszły doktor geografii, od lat rencista, a dzisiaj emeryt, uznaje tamten wyrok za efekt spisku, które towarzyszą mu podobno od lat sześćdziesiątych. Legitymuje się zaświadczeniem o statusie pokrzywdzonego, jaki nadał mu IPN.

Obecnie w krakowskim sądzie walczy o 200 tysięcy złotych odszkodowania za wszystkie krzywdy jakich miał doznać. Wśród pierwszych wymienia usunięcie go z pracy na uniwersytecie, a potem uniemożliwienie mu wyboru na przewodniczącego dzielnicowej rady narodowej. Skąd on, działacz niepodległościowy niemal od urodzenia, wziął się w tym organie władzy ludowej? Twierdzi, że poprosili go to mieszkańcy osiedla Prądnik.

Trochę podobnie być miało z jego szlifami oficerskimi. Służbę w wojsku (Polskim i Ludowym) po studiach, skończył standardowo, ze stopniem plutonowego podchorążego. Wspomina, że podczas poligonu jeździł jednym czołgiem z prof. Franciszkiem Ziejką.

Ale potem, gdy był już wiceprezesem uczelnianego i jak najbardziej oficjalnego, klubu oficerów rezerwy, to koledzy dziwili się, że ma tak niski stopień. W efekcie w 1980 roku został porucznikiem rezerwy, a potem za prezydentury Lecha Wałęsy kapitanem. Jednak np. w panegirycznej informacji o komendancie w Wikipedii, gdzie nie ma ani słowa o sprawie buławy Śmigłego-Rydza, występuje też jako "podpułkownik honorowy II Rzeczpospolitej".

Życie Krystiana Waksmundzkiego składa się ze znamiennych przypadków. Bo kiedy siedział na Monte, to oczywiście umieszczono go w celi Anny Walentynowicz. Siedział w niej z kim? Z Grzegorzem Żemkiem, tym od afery FOZZ. Kiedy zaś przewieziono go do więzienia w Gdańsku, to znalazł się dokładnie w tej samej celi, w której miał być kiedyś przetrzymywany sam... Józef Piłsudski oczywiście.

W tym samym okresie miał przeżyć jedną z prób zamachu na swoje życie. Narzędziem tej zbrodni miał być dym papierosowy wypuszczany przez współwięźniów przewożonych tą samą budą. Chory na astmę komendant miał doznać wstrząsu, a odratowali go troskliwi strażnicy.

Krystian Waksmundzki jak najgorzej (i z wzajemnością) mówi o wielu działaczach z innych organizacji niepodległościowych. Niektórzy z nich nazywają go diabolicznym hochsztaplerem, inni traktują z przymrużeniem oka, jako element kombatanckiego folkloru. Od kilkudziesięciu lat włada on jednak miejscem symbolicznym dla historii Polski w XX wieku.
Spór z miastem
- Dom Piłsudskiego powinien tętnić życiem, a tymczasem jest opuszczony, popada w ruinę. Pod koniec lat 90. prowadziliśmy obiecujące rozmowy na temat jego ożywienia. Swoje zbiory był gotów tu umieścić londyński Instytut im. Józefa Piłsudskiego, ale w tej sytuacji te próby spełzły na niczym.

Ludzie, którzy dysponują dziś domem na Oleandrach, to środowisko zamknięte i nieufne - mówi ostrożnie historyk prof. Tomasz Gąsowski. Jest prezesem Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, która jako uczestnik postępowań sądowych obserwuje spory Krakowa ze Związkiem Legionistów.

Prof. Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych, dodaje, że miasto nie zamierza zmieniać przeznaczenia budynku, bo określają je historia tego miejsca i zgromadzone tam zbiory.
Ostatni autentyczny legionista zmarł sześć lat temu. Komendant Waksmundzki twierdzi, że jego związek liczy 300-500 osób. Skąd tak wielkie "widełki"? Waksmundzki tłumaczy to naturalnymi procesami, bo ludzie odchodzą, a potomkowie legionistów nie garną się do organizacji. Nie wie też, ile osób płaci składki (2 zł miesięcznie).

Narzeka, że sytuacją Domu im. Piłsudskiego pełnego drogocennych narodowych pamiątek zgromadzonych w Muzeum Czynu Niepodległościowego nie interesują się polscy prezydenci. Wałęsa był kiedyś w sąsiedniej Rotundzie, ale nie zaszedł ani na chwilę. Kwaśniewski dał pieniądze na wymianę ośmiu okien. I tyle, jeśli aktu łaski dla komendanta nie liczyć. Kaczyński nie interesuje się w ogóle. Ostatnim prezydentem, który odwiedził to miejsce, był Ignacy Mościcki. Ale to wydarzyło się długo przed urodzeniem Krystiana Waksmundzkiego.

Komendant pokazuje list otwarty Związku Legionistów do Sejmu z apelem o powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie Oleandrów. Przyznaje, że choć list datowany jest na marzec ubiegłego roku, to odpowiedzi nie dostał. Utrzymuje jednak, że ma w tej sprawie poparcie kilku posłów. Jeden z domniemanych sojuszników na wiadomość o swoim poparciu dla tej inicjatywy reaguje śmiechem.

- Nie popieram żadnej komisji śledczej, a w szczególności w sprawie Oleandrów - mówi lewicowy poseł prof. Jan Widacki. Jako adwokat prowadził sprawy związku i nadal robią to jego współpracownicy z kancelarii. - Pomagałem, bo związkowi dzieje się krzywda, widać wiele złej woli wobec niego, a na ten budynek ochotę ma wiele innych organizacji - dodaje prawnik.
Ośrodek na Kowańcu
Spraw związek ma dużo, bo próbuje nie tylko utrzymać w swych rękach Oleandry, ale też odzyskać wiele innych nieruchomości. Udało się to już z działką w centrum Zakopanego i budynkiem w Tarnowie.

Te, według słów komendanta, zostały sprzedane, by utrzymać krakowski Dom Piłsudskiego. Krystian Waksmundzki, który twierdzi, że utrzymuje się wyłącznie ze swej niskiej emerytury (716 zł na rękę), liczy jednak na kolejny zastrzyk gotówki dla związku.

Na nowotarskim Kowańcu stoi na prawie dwuhektarowej działce kompleks czterech budynków. Drewnianych, ale na solidnej kamiennej podmurówce. Z basenem, zapleczem kuchennym itd. Wszystko to za komuny tworzyło specjalny ośrodek szkolno-wychowawczy dla dzieci. Kilka lat temu odzyskała go Federacja Polskich Związków Obrońców Ojczyzny.

Jej historia jest podobna do perypetii Związku Legionistów, a komendantem także Krystian Waksmundzki. Ośrodek na Kowańcu stoi pusty. Podobno jeszcze kilka lat temu polonusi dawali za niego dwadzieścia milionów złotych, ale do transakcji nie doszło. Teraz Waksmundzki liczy na połowę tej sumy, ale kupca nie widać.

Tymczasem kiedy przyjdzie większa ulewa, do Domu im. Piłsudskiego deszczówka wlewa się przez nieszczelne okna. Kilka lat temu w fatalnym stanie był portyk osłaniający wejście do gmachu. Wtedy z pomocą przyszedł Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa, który wyłożył na jego remont 760 tysięcy złotych.

W 1997 roku dał też niemal 170 tysięcy na remont dachu i stolarki okiennej. Jak jednak podkreśla dyr. Maciej Wilamowski ze SKOZ, pomoc udzielona została na wniosek gminy Kraków, a nie Związku Legionistów Polskich. W ubiegłym roku związek chciał pilnej dotacji z rezerwy roku jeszcze 2008, ale ten wniosek ze względów formalnych nie był nawet rozpatrywany.
Czekając na wyrok
Trwający od 1996 r. spór prawny związku dowodzonego przez Krystiana Waksmundzkiego z miastem o Dom J. Piłsudskiego powinien wkrótce znaleźć sądowy finał. Niedługo w tej sprawie zapaść powinien kluczowy wyrok w NSA. Czy to zakończy konflikt?

- Gdyby wyrok był niekorzystny dla Waksmundzkiego, to on się nie podda. Pewnie znowu zorganizuje głodówkę. Ma wyjątkowo wybujałe poczucie misji - mówi jeden z jego znajomych od 30 lat. - Potrzebne jest jakieś porozumienie, dobra wola z obu stron. Może posłowie z różnych opcji powinni jakieś porozumienie zaproponować - mówi pos. Jan Widacki. Jednak przyznaje, że o żadnej takiej inicjatywie nie słyszał.

W 2014 r. przypadnie setna rocznica wymarszu Kadrówki z Oleandrów. Na uniknięcie kompromitacji miasta i związku przy okazji obchodów jest więc jeszcze dużo czasu. Ale tylko teoretycznie. Bo w historii tego konfliktu cztery lata to już pikuś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Okopy komendanta - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska