Pacjenci są agresywni, dużo więksi i silniejsi od sióstr. W starciu z nimi kobiety nie mają żadnych szans. W rozmowie z nami przyznają wprost: kiedy robi się niebezpiecznie, nie stawiają oporu - po prostu uciekają.
Każdego dnia po godzinie 15, gdy lekarze, sprzątaczki, psychologowie i ludzie z administracji idą do domów, pielęgniarki mogą liczyć tylko na siebie. Zostają same na całą noc. Po trzy na każdy oddział - dwie na parterze, jedna na piętrze. Przed dyżurem losują zapałki - która dzisiaj idzie na górę.
W razie draki mogą co prawda wezwać na pomoc dwuosobową grupę interwencyjną. Problem w tym, że patrol porusza się pieszo, a Szpital im. J. Babińskiego rozciąga się na 20 hektarach.
Siostry przyznają, że często wolą uciekać niż czekać na ochroniarzy. - Ucieka się bardzo często.
A potem dyrekcja pyta, czyja to wina, że pacjent pobił pacjenta, że pielęgniarki nie było, że uciekła - skarży się Agnieszka, jedna z sióstr. Ona i jej koleżanki nie chcą podawać nazwisk. Boją się reakcji przełożonych. - Oczywiście winne jesteśmy my - dodaje z goryczą Agnieszka.
Część pacjentów szpitala w Kobierzynie to chorzy skierowani na leczenie przez sąd. Niektórzy z nich napadali wcześniej, a nawet mordowali swoich najbliższych. - Ostatnio chory rzucił we mnie monitorem kardiologicznym - mówi Magda, pielęgniarka z Kobierzyna. - Co mogę zrobić, kiedy pacjent to prawie dwumetrowy i zupełnie nieprzewidywalny chłop, a ja ważę tylko 45 kilogramów?
- pyta. - Chorzy są pobudzeni lekami, nie wiadomo co zrobią za chwilę. We mnie poleciał stelaż pod kroplówkę - wtóruje jej Agata, druga z pielęgniarek.
Pielęgniarki są bezsilne. - Przyjeżdża policja i przywozi pacjenta. Nasi ochroniarze pomagają,
ale potem zostajemy same. I wiemy, że nikt nam nie pomoże, jeżeli coś się wydarzy, bo na górnych piętrach nie ma nawet telefonu - mówi Beata.
Marta Szczurek, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych u Babińskiego, informuje, że siostry wielokrotnie interweniowały u dyrekcji. Skarżyły się na ciężkie i niebezpieczne warunki pracy. Tymczasem Teresa Niżankowska, dyrektorka szpitala ds. pielęgniarek, twierdzi,
że nie ma problemów kadrowych. - Na moim biurku leży 20 podań o przyjęcie do pracy - mówi.
Dyrektorka przyznaje, że w nocy na oddziale dyżurują tylko trzy pielęgniarki. - Oczywiście chciałabym, żeby było ich więcej, ale w tej pracy najbardziej liczą się umiejętności - twierdzi Niżankowska. Dodaje, że aktualna obsada pielęgniarska doskonale sobie radzi.
Sprawą zainteresowaliśmy Wojciecha Kozaka, wicemarszałka Małopolski, odpowiedzialnego
za sprawy służby zdrowia. Poinformował nas, że przeprowadzony ostatnio w kobierzyńskim szpitalu audyt wewnętrzny wykazał... przerost zatrudnienia. Pracuje tam o 60 proc. za dużo psychologów. Skąd się to bierze? - Szpital Babińskiego ma kiepski kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia
- wyjaśnia Kozak. - Zatrudniając psychologów dyrekcja chciała zdobyć korzystniejszą wycenę świadczeń od NFZ. Teraz jednak przepisy się zmieniły i liczba psychologów nie ma już znaczenia.
U Babińskiego na około 1000 pracowników 355 to pielęgniarki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?