Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PODSUMOWANIE DEBATY: Wodociągi i kanalizacja lekiem na całe zło

Opracowanie Marek Długopolski
- Można ją bezpiecznie pić - tak o wodzie płynącej z kranów mówią prezesi spółek wodociągowych w Małopolsce zachodniej. - Na pewno nie jest gorsza od tej w butelkach, a za to dużo tańsza - zaznaczają.

A jaka jest jakość wody w studniach? Delikatnie mówiąc - pozostawia wiele do życzenia. Często określana bywa jednak bardziej dosadnie - to bakteriologiczny ściek. Dlaczego więc wielu mieszkańców, choć nie musi, wciąż z niej korzysta? Bo pradziadkowie, dziadkowie i ojcowie „pili ją i nic im nie było”. A zagrożenie dla zdrowia? Nie dostrzegają go - jest tak niewielkie, że można je zobaczyć dopiero w laboratorium. Często powód jest jednak bardziej prozaiczny - za wodę ze studni nie trzeba płacić.

Niekiedy jednak i jej brakuje. Wystarczy parę tygodni bez deszczu, a rzeki zamieniają się w niewielkie potoki, strumyki wysychają, źródła znikają, a w studniach widać dno. Co wtedy? Jeśli nie ma w pobliżu wodociągu, pozostają tylko beczkowozy. Nie trzeba jednak dodawać, że koszt tak dostarczonej wody jest ogromny.

Debata Wodociągi

Na szczęście ostatnie lata przyniosły olbrzymią poprawę stanu środowiska naturalnego. Wszystko za sprawą gigantycznej rozbudowy sieci kanalizacyjnej. Ścieki nie płyną więc już tak szerokim strumieniem do przydrożnych rowów i na pola, a coraz częściej trafiają tam, gdzie ich miejsce, czyli do kanalizacji i oczyszczalni. To także dzięki temu systematycznie poprawia się jakość wód w zlewniach rzek Małopolski zachodniej.

Co w tej chwili budzi największy niepokój szefów wodociągów w Małopolsce zachodniej? Wiele zapisów w nowym prawie wodnym. - Pełno w nim niedoróbek. Prowadzi do bezsensownej rozbudowy taryf - to tylko niektóre z ich opinii. - Jaka jest różnica, czy woda jest wykorzystywana przez osoby prywatne, przedszkola i szkoły, czy przedsiębiorstwa - zastanawiają się.
O wszystkie te problemy zapytaliśmy podczas debaty „Wodociągi i kanalizacja lekiem na całe zło”. Nasze zaproszenie przyjęli Tadeusz Arkit, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie, Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu, Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji oraz Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie.

W dyskusji brali także udział: Anna Cieciak, członek Zarządu Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu, Joanna Krupnik z Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji oraz Szymon Wyrwik z Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie.

****
W Małopolsce zachodniej w budowę i modernizację sieci wodociągowych i kanalizacyjnych zainwestowano w ostatnich latach miliony złotych. Co pozostało jeszcze do zrobienia? Jaki jest stan posiadania przedsiębiorstw?
****

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Działamy na terenie Związku Międzygminnego „Gospodarka Komunalna”. Tworzą go gminy Chrzanów, Libiąż oraz Trzebinia. I one też są w stu procentach naszym właścicielem. 360 pracowników dba o dostawy wody i odbiór ścieków od ponad 102 tysięcy osób. Dysponujemy 1150 km sieci wodociągowej, co oznacza, że moglibyśmy dostarczyć wodę z Chrzanowa aż do… Paryża. Troszczymy się również o 525 km kanalizacji - ścieki moglibyśmy więc tłoczyć, aż na Mierzeję Helską. Nasz majątek tworzy również 29 przepompowni ścieków, 12 przepompowni wody, 13 zbiorników wody pitnej, 11 zbiorników wyrównawczych, 4 stacje uzdatniania, 10 ujęć, a także 4 oczyszczalnie - w tym jedna duża, przygotowana do odbioru ścieków od 100 000 mieszkańców.

Szymon Wyrwik, Rejonowe Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- W ciągu roku dostarczamy ponad 4,5 mln m sześc. wody, z tego około 2,3 mln m sześc. z ujęcia w Dziećkowicach, należącego do Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. Dlaczego stamtąd? Po zamknięciu Zakładów Górniczych „Trzebionka” musieliśmy wyłączyć - ze względu na nadmierne zasiarczenie wód - niektóre ujęcia. Aby zapewnić mieszkańcom odpowiednią ilość dobrej wody wybudowaliśmy rurociąg do Dziećkowic.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Załoga liczy 125 osób, łącznie z zarządem. Spółkę tworzą miasto Oświęcim i gmina Oświęcim. Około 480 km sieci wodociągowej wraz z przyłączami i 153 km sieci kanalizacyjnej, dwie stacje wodociągowe, trzy hydrofornie, grupowa przepompownia ścieków, która do Miejsko-Przemysłowej Oczyszczalni Ścieków przerzuca 60 proc. ścieków komunalnych oraz 30 lokalnych przepompowni ścieków - oto stan naszego posiadania. Czy to wszystko? Oczywiście - nie. Na zlecenie miasta i gminy obsługujemy jeszcze 10 przepompowni ścieków oraz około 6 km sieci kanalizacyjnej. Nasza spółka nie posiada własnej oczyszczalni, usługę oczyszczania kupujemy od MPOŚ Sp. z o.o. w Oświęcimiu. Z tym partnerem co roku negocjujemy stawki i na tej podstawie budujemy taryfy.

Anna Cieciak, członek Zarządu Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Mamy też dwa ujęcia wody, które posiadają aktualne pozwolenia wodnoprawne na pobór 100 litrów wody na sekundę dla każdego z nich. Jedno ujęcie jest na rzece Sole, drugie - w tej chwili modernizowane - bazuje na źródłach wody podziemnej. W ciągu roku produkujemy ponad 2,7 mln m sześc. wody i odbieramy około 1,72 mln m sześc. ścieków. Wodę hurtowo sprzedajemy także do gminy Osiek i sołectwa Bobrek w gminie Chełmek. Z tego ostatniego odbieramy też ścieki.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Wspomnę tylko, że w 1992 roku - z majątku o podobnej wielkości, przy takiej samej wydajności stacji wodociągowych - sprzedawaliśmy ponad 6 mln m sześc. wody i odbieraliśmy około 3-3,5 mln m sześc. ścieków. Oświęcim jest skanalizowany w 99,9 proc. Oczywiście kanały nie dotarły jeszcze tam, gdzie niedawno rozpoczęto inwestycje budowlane.

- Jak wygląda sytuacja w gminie?
- Jest skanalizowana w około 18 procentach.

- Dlaczego tak mało?
- Głównie ze względu na rozproszoną zabudowę, co w istotny sposób podraża koszty inwestycyjne, jak i eksploatacyjne. Utrzymanie takiego systemu kosztowałoby krocie, a przychody byłyby minimalne. Tu na razie kłania się ekonomia.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Firma ma 84 lata. Majątek spółki wynosi 97 mln zł, zatrudniamy 92 osoby. Naszym największym udziałowcem jest gmina Wadowice, a mniejszościowe pakiety mają gminy Tomice i Kalwaria Zebrzydowska. W 2016 roku wyprodukowaliśmy ponad 3 mln m sześc. wody i odebraliśmy blisko 2,3 mln m sześc. ścieków. Troszczymy się o 188 km sieci wodociągowej i 186 km sieci kanalizacyjnej. Posiadamy dwa zbiorniki wyrównawcze, 11 hydroforni i 6 pompowni ścieków. W oczyszczalni ścieków posiadamy też urządzenia kogenerujące. W zeszłym roku wytworzyliśmy ponad 904 tys. kWh, a także - jako produkt uboczny produkcji energii elektrycznej - ciepło używane do oczyszczania ścieków i ogrzewania naszych obiektów wokół oczyszczalni ścieków.

Wodę dostarczamy 55 tys. ludzi w gminach Wadowice, Kalwaria Zebrzydowska, Wieprz i Tomice. Naszym największym odbiorcą hurtowym jest gmina Kalwaria Zebrzydowska. W sezonie tłoczymy tam około 2,5 tysiąca metrów sześciennych wody na dobę.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- Jesteśmy spółką należącą w stu procentach do gminy Andrychów. Nasz kapitał zakładowy to ponad 42 mln zł. 43-tysięczną gminę tworzy miasto i 8 sołectw. Wraz z przyłączami mamy sieć wodociągową o długości ponad 405 km. W wodę zaopatrujemy około 80 proc. gminy.

Pierwsze źródło wody to ujęcia na potokach Wieprzówka i Targaniczanka. Z obu woda pobierana jest w podobny sposób. Pod dnem rzek, prostopadle do ich biegu, ułożone są rurociągi perforowane - czyli z wieloma niedużymi otworami - obsypane żwirem. Przefiltrowana przez żwir woda wnika do rurociągów i odprowadzana jest do pompowni na Olszynach. Tu jest jeszcze raz filtrowana i uzdatniana. Następnie tłoczona jest czterema pompami do zbiornika na Pańskiej Górze. Stąd płynie już do Andrychowa, Inwałdu i Zagórnika. Drugim źródłem wody jest Soła. Wodę tę kupujemy od spółki „Aqua” z Bielska-Białej. Gromadzimy ją w zbiorniku w Czańcu - z niego płynie do Andrychowa, Roczyn, Brzezinki, Targanic i Sułkowic-Łęgu.

Woda z Targaniczanki i Wieprzówki jest dość trudna do uzdatnienia. Na szczęście mamy system ultrafiltracji - nie tylko zatrzymuje bakterie, ale „rozprawia się” także z mętnością. Oczywiście wodę dezynfekujemy, bo takie są przepisy. System ten daje nam jednak pewność, że zawsze dostarczamy produkt najwyższej jakości. Odpowiadamy też za cztery zbiorniki wodociągowe i pięć pompowni. 75 proc. wody pochodzi z własnych ujęć, pozostałe 25 proc. kupujemy, głównie z bielskiej „Aquy”, ale też z Elektrociepłowni Andrychów. Najistotniejsze jest to, że mamy dwa różne źródła. Jest więc dywersyfikacja i pewność dostaw.

A ścieki? Te przynoszą nam ostatnio spore dochody. Wszystko za sprawą rozbudowy sieci. Dzięki unijnemu dofinansowaniu w latach 2011-2015 powstało ponad 80 km nowych kanałów - w sumie mamy więc już blisko 420-kilometrową sieć i 6100 odbiorców. Z kanalizacji korzysta około 87 proc. mieszkańców gminy. W tym roku zaczęliśmy też przyjmować ścieki z gminy Wieprz (mają ponad 50 km kanalizacji).

- Już je tłoczą?
- Dopiero zaczynają. Mają mieć 900 przyłączy. Na pewno jednak ruszą… Muszą wywiązać się przecież z efektu ekologicznego. Tak samo jak i my musieliśmy się z niego wywiązać po niedawnej dużej inwestycji - do kanalizacji dołączyło wtedy ponad 5800 osób.

Wszystkie ścieki płyną do oczyszczalni w Andrychowie. Może ona przyjąć nieczystości od blisko 40 tysięcy mieszkańców. Na razie jest więc jeszcze niedociążona, ale w planach mamy budowę kolejnych 19,5 km kanalizacji.

- Macie również akredytowane laboratorium. Po co ono Wam?
- Dzięki niemu mamy stuprocentową pewność, że woda, która trafia do sieci, jest idealna. Przypomnę w tym miejscu, że w 2005 roku Andrychów nawiedziła duża powódź. Woda nie tylko zerwała 9 mostów, ale także zniszczyła kilkusetmetrowy odcinek kanału. Ścieki popłynęły do Targaniczanki, a więc potoku, na którym mamy ujęcie. W świat poszła jednak informacja, że zanieczyszczona jest woda z obydwu źródeł. Jakby tego było mało, sanepidowi wyszło z badań, że norma azotu w wodzie z Wieprzówki jest przekroczona 10-krotnie. Nasze laboratorium tego nie potwierdziło - nikt nam jednak nie uwierzył, bo nie mieliśmy wtedy akredytacji. Jeszcze w nocy posłaliśmy więc próbki do laboratorium w „Aquie”. Zbadali wodę i okazało się, że sanepid nie miał racji. Niewiele jednak brakowało do zamknięcia wodociągu, sytuacja była na ostrzu noża. I choćby dlatego warto mieć akredytowane laboratorium.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Polskie Centrum Akredytacji nie robi jednak tego za darmo.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- To prawda, ale opłaca się wydać tych parę tysięcy. Można bowiem na nim też nieźle zarabiać, przyjmując choćby zlecenia zewnętrzne np. z prokuratur, czy WIOŚ. Akredytację posiadamy od 2011 r., ważna jest do 2019 r.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- I my również mamy akredytowane laboratorium. To także był wymóg chwili. Wszystko przez coraz większą liczbę parametrów, które musimy sprawdzać. Ostatnio główny inspektor sanitarny poinformował, że w wodzie będzie trzeba badać substancje promieniotwórcze!

- Może to nieporozumienie?

Joanna Krupnik z Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Nieporozumienie? Raczej nie. Na szkoleniu powiedziano nam, że aby zbadać promieniotwórczość w wodzie, próbki muszą dotrzeć do laboratorium w ciągu czterech godzin.

- A jeżeli później?
- Radioaktywności już się nie wykryje.

- Gdyby ją wykryto, to co wtedy?
- Na razie trudno powiedzieć. Nie wiem, jak można ją zneutralizować. Pewnie trzeba byłoby zamknąć ujęcie wody.

***
Nowe prawo wodne, to nowe problemy dla przedsiębiorstw wodociągowych. Jeszcze nie zostało uchwalone, a już wokół niego jest sporo kontrowersji. Które przepisy budzą najwięcej emocji? Kiedy wejdzie w życie?
***

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Kiedy nowe prawo wodne wejdzie w życie? Tego nie wie nikt. Terminów już było parę, żaden nie został dotrzymany. Z różnych przecieków, jakie do nas docierają, bo oficjalnych informacji na razie nie ma, mówi się o czerwcu. Ostatnie oficjalne propozycje przepisów pochodzą zaś z października minionego roku. Niestety, od tego czasu nie przeprowadzono żadnej głębszej debaty, przynajmniej ja nic o niej nie wiem.

- I co z tych przecieków wynika?
- Trudno powiedzieć, bowiem są dość niejednoznaczne. Przez te miesiące co chwilę straszono nas np. wysokością opłat, które będziemy musieli odprowadzać do Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie”. Pierwsze propozycje były bardzo drastyczne - opłaty miały wzrosnąć nawet o kilkaset procent. Wersja z października jest nieco łagodniejsza. Gdyby ta propozycja przeszła, nasze przedsiębiorstwo musiałoby odprowadzać do nowej spółki nie 550 tys. zł, ale ponad 2,2 mln zł.

- Czy opłata ta trafiłaby do taryfy?
- Tak. Spółki wodociągowe żyją przecież między innymi z opłat za wodę. Jeśli jej cena wzrosłaby dla nas, to również i dla odbiorców.

- Ponoć ma pojawić się też więcej taryf. Czy to dobre rozwiązanie?
- Moim zdaniem złe. Stawki mają być bowiem różnicowane w zależności od tego, do czego woda ma służyć. Pojawi się więc co najmniej kilkanaście nowych kategorii odbiorców. Dla każdej z nich trzeba będzie nie tylko przygotować nową taryfę, ale także ją uchwalić. Będzie to czasochłonne i skomplikowane.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- O ile pamiętam, ma być 45 grup odbiorców taryfowych!

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- No to będzie sporo nowych problemów, i nie tylko dla nas.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Nie rozumiem, jaka jest różnica między wodą wykorzystywaną przez mieszkańców do celów prywatnych, a tą, która trafia np. do kranów w szkołach? Żadna!

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- „Wody Polskie” mają również odczytywać wodomierze. Wspomnę tylko, że w tej chwili płacimy za wodę wyprodukowaną, a według nowych przepisów będziemy też płacić za dostarczoną. W jaki więc sposób nowa spółka sama odczyta, ile wody dostarczyłem np. do szewca?

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Nowe Prawo wodne wprowadza też nową opłatę - za odprowadzanie wody deszczowej. Co jest jednak bulwersujące? Od razu wyjaśniam. Tylko na oświęcimskim Starym Mieście jest prawie 12 km kanalizacji ogólnospławnej. By ją przebudować, musiałbym rozkopać całe centrum, a to nie jest możliwe, choćby z tego względu, że w niektórych uliczkach nie da się wprowadzić drugiej rury. Za te wody deszczowe, które będą spuszczane do kanalizacji ogólnospławnej, będę więc musiał płacić „Wodom Polskim”.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Wam zaś zapłaci Urząd Gminy…

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Zaraz, zaraz. To nie takie proste. Przez przelewy burzowe część tej wody się przeleje - to prawda, ale część pójdzie do oczyszczalni ścieków. Rozliczam się według licznika, więc za tę samą wodę zapłacę drugi raz oczyszczalni - która ponosi opłatę za tzw. szczególne korzystanie ze środowiska i wrzuci ją do ceny oczyszczania. A ja co zrobię? Wrzucę to w koszty, do taryfy. Będzie więc drożej.

Anna Cieciak, członek Zarządu Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Wracając do opłaty za wodę... Jej koszt ma być liczony w zależności od wydajności ujęcia. Jeżeli ujęcie jest do 0,1 litra na sekundę, ma wynosić 15 groszy za 1 m sześc. W tej chwili opłata - w zależności od tego, czy woda pochodzi z ujęć podziemnych czy powierzchniowych - waha się od 6 do 9 groszy za 1 metr sześc. - W naszym przypadku wydajność 100 l na sekundę, to już opłata będzie wielokrotnie większa.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- U mnie jest 100 l na sekundę. Na razie wykorzystujemy 41, ale mam 100.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- I tak rodzi się kolejny problem. To następne 30 groszy dopłaty do 1 metra sześciennego wody w taryfie.

- To już wszystkie Wasze koszty?

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- A gdzie tam! Jest choćby odpis amortyzacyjny. Ustawowo może wynosić 4,5 proc. To duża kwota, bo firmy wodociągowe mają olbrzymie majątki. Przy nowych inwestycjach obniżamy tę stawkę o połowę, a nawet jeszcze niżej.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- My nawet do półtora procent.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:

- I tak wychodzi spora kwota w kosztach. Odpis amortyzacyjny musi jednak być, bo bez niego nie moglibyśmy np. zmodernizować starej sieci.

- Co jeszcze?
- Płacimy np. 2-procentowy podatek od budowli i nieruchomości.

Anna Cieciak, członek Zarządu Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- W naszym przypadku to blisko dwa miliony złotych. Na tzw. szczególne korzystanie ze środowiska musimy wydać między 600 a 700 tys. zł rocznie. Umieszczenie nowych rur w pasie drogowym - tzw. wejście w teren - też słono kosztuje. Można jeszcze długo tak wymieniać…

- To ile w cenie 1 m sześc. wody jest tych opłat?
- Od 30 do 40 proc. Jeśli dodamy do tego odpis amortyzacyjny, wyjdzie grubo powyżej 50 procent.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- U nas te koszty kształtują się podobnie. Pod koniec listopada zrobiliśmy nawet symulację - o ile wzrośnie cena wody, jeśli opłata za 1 m sześc. pobieranej wody wyniesie 55 groszy. Wyszło nam, że minimum o 21 proc. Byłaby to olbrzymia podwyżka! Obecnie za 3,5 mln m sześc. wody płacimy rocznie około 95 tys. zł (korzystanie ze środowiska). W chwili gdy wchodzi nowe prawo wodne, z takimi propozycjami stawek, jakie znamy obecnie, z naszej kasy wypłynie ponad 1,6 mln zł.

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Każde przedsiębiorstwo, jeżeli wybuduje coś nowego lub zmodernizuje już istniejące obiekty, to z taką kalkulacją, że będzie więcej sprzedawać swoich produktów. Niestety, w naszym przypadku to nie działa. Każda modernizacja, która jest oczywiście potrzebna, sprawia, że rosną koszty, podatki są większe, amortyzacja jest większa, a nie sprzedajemy więcej wody. W ostatnich latach majątek naszego przedsiębiorstwa zwiększył się o 50 proc., a sprzedaż zmalała! Nasze sieci modernizujemy, wprowadzamy nowe technologie. Nie czynimy tego tylko po to, aby zarabiać, ale aby przede wszystkim zapewnić ciągłość dostaw wody oraz chronić środowisko.

- Czym jeszcze różnią się propozycje nowego prawa wodnego od tych obowiązujących dzisiaj?

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Według starego prawa wodnego było tak, że z własnego gruntu można było m.in. pobrać za darmo 5 m sześc. wody na dobę. Nowe prawo likwiduje ten przywilej, za wodę trzeba będzie zapłacić.

- Jak więc będzie?
- Można będzie oczywiście pobierać wodę z własnej działki do własnych celów, jednak należy opomiarować ten pobór i za nią zapłacić według odpowiednio ustalonej stawki.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- A kto nad tym będzie czuwał? Według nowego prawa - burmistrz lub wójt. „Wody Polskie” będą zaś tylko inkasować pieniądze.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Mało kto też pamięta o tym, że przedsiębiorstwa wodociągowe odpowiadają również za dostarczenie wody do celów przeciwpożarowych. Tam, gdzie są nasze wodociągi, tam można ją czerpać. Naszym obowiązkiem jest także utrzymanie sieci hydrantowej. Mając ich około 1750, sporo na nie wydajemy. By sprostać przepisom przeciwpożarowym, musimy np. zakopać w ziemi rurę o średnicy minimum 125 mm. Dla naszych potrzeb wystarczyłyby rury o średnicy 50 lub 75 mm. W ten sposób zabezpieczylibyśmy pełną dostawę wody, a nasze koszty byłyby mniejsze… Są i tacy, którzy hydranty wykorzystują jako źródło darmowej wody. Kto za to płaci? Oczywiście wszyscy użytkownicy.

***
Czy opłaca się budować sieć wodno-kanalizacyjną w terenach o niewielkim stopniu zurbanizowania. A jeśli nie sieć - to czy są jakieś inne rozwiązania? Może szczelne zbiorniki albo przydomowe oczyszczalnie?
***

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Tereny miejskie, a także te bardziej zurbanizowane, w większości są już uzbrojone. A co z tymi wszystkimi, którzy mieszkają na obszarach o luźniejszej zabudowie? Tam przecież nie opłaca się budować i utrzymywać rozległych sieci kanalizacyjnych. Rozwiązaniem mogą być lokalne zbiorcze systemy kanalizacyjne zakończone lokalną małą oczyszczalnią lub szczelne wybieralne zbiorniki oraz przydomowe oczyszczalnie ścieków.

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Uważam, że są takie miejsca, gdzie powstanie przydomowych oczyszczalni jest nieuchronne. Najlepiej, gdyby było tak, że porozumiewa się grupa mieszkańców i buduje wspólną oczyszczalnię, korzystając z dopłat z gminy lub funduszy celowych.
Mieszkańcy muszą jednak pamiętać, że zakopanie w ziemi zbiornika przydomowej oczyszczalni nie kończy sprawy. Wszystko kosztuje, także jego prawidłowa obsługa. Za chwilę przyjdzie bowiem ktoś, kto go skontroluje i powie, że ścieki nie spełniają wymogów. Wtedy może się okazać, że mieszkańcy zostaną obciążeni dodatkowymi kosztami, a nawet karami. Aby tego uniknąć, w umowach musi być precyzyjnie zapisane, kto ponosi koszty utrzymania zbiornika, jakie ma obowiązki i prawa, kto dba o wywożenie osadu, ile to wszystko kosztuje. Dodam tylko, że i tak są to dużo niższe opłaty niż koszt uczciwego opróżniania szczelnego szamba.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Jednak zdaniem wielu ścieki ulatniają się, parują…

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- To oczywiste... Jeżeli bowiem za wywiezienie metra sześciennego nieczystości ktoś musiałby zapłacić przykładowo 30 zł, to od razu podłączyłby się do kanalizacji. U nas za zrzut do kanału zapłaci 7,5 zł, więc 4 razy mniej. Jedynie częste kontrole przez gminy i porównanie ilości zużytej wody z ilością ścieków wywożonych z szamba mogą dać efekty.

***
Ważnym problemem jest też kwestia definicji przyłącza. Przepis powinien być jasny, tak jak i jego interpretacja. Tak zaś nie jest. Musi być też zmieniony zapis o obowiązku przyłączenia się do istniejącej już sieci.
***

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Budując kanalizację obowiązkiem gminy czy przedsiębiorstwa jest doprowadzić przyłącze do granicy posesji. I my tak robimy. W zeszłym roku daliśmy np. możliwość podpięcia się do kanalizacji 170 obiektom. Poinformowaliśmy też, którego dnia upływa termin przyłączenia się do sieci.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- Sankcji jednak nie ma.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- To prawda. Po miesiącu wysłaliśmy więc informację do Urzędu Gminy, że takie i takie obiekty nie przyłączyły się jeszcze do kanalizacji. To gminy mają narzędzia, aby to wyegzekwować. Mogą sprawdzić, kto odprowadza ścieki, czy szamba są szczelne i regularnie opróżniane, kto je wywozi, gdzie? Jak to funkcjonuje? Wiedzą państwo wszyscy - to są wyborcy…

- Z tych 170 ile się przyłączyło?
- Około 75 proc., a więc całkiem sporo.

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- To 25 proc. jeszcze czeka…

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- To prawda. Nie zawsze są to jednak ci, którzy coś mają na sumieniu. Często są to np. opuszczone domy.

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- Przeżywałem to niedawno w nieco większej skali. Ostatnio umożliwiliśmy dołączenie do sieci 5832 osobom. Kanalizację doprowadziliśmy do granicy nieruchomości lub na ogół studni przy budynku. I muszę powiedzieć, że gmina nam bardzo pomogła, ale też było to w jej żywotnym interesie. Jednak z tego co słyszę, także od kolegów z innych rejonów Polski, jest to bardzo duży problem. Są kilometry nowoczesnej kanalizacji, i mało kto z niej korzysta.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Bywa i tak, że ścieki płyną, a ludzie nie są podłączeni do sieci. Cud?

Szymon Wyrwik z Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Od marca na naszym terenie wprowadzamy abolicję. Jeśli ktoś zalegalizuje przyłącze do 30 kwietnia, nie poniesie żadnych konsekwencji. Po tym terminie będziemy kontrolować, gdzie mieszkańcy pozbywają się nieczystości, czy mają umowy na ich wywóz.

- Jak można sprawdzić, czy ktoś przyłączył się do sieci nielegalnie?
- W tej chwili jest na to wiele sposobów. Do kanału można wpuścić np. kamerę, zadymić go… Niekiedy mieszkańcy dzwonią nawet po straż pożarną, bo coś się dymi w ich domu.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Jak walczyć z oszustami? Najlepsi są sąsiedzi. Oni wiedzą, że do niedawna „pan Kowalski” wywoził ścieki z obory na pole, a teraz już tego nie robi. Za to w nocy podłącza się do studzienki… Taka postawa nie jest donoszeniem, ale często wypływa z troski o stan naszego wspólnego środowiska, miejsca, w którym żyjemy.

***
Czy mentalność mieszkańców wciąż jest zaporą w realizacji inwestycji wodno-kanalizacyjnych. A może już się zmieniła?
***

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Oczywiście, od 1989 roku sporo się zmieniło - dodam, na lepsze. Do zrobienia wciąż jednak pozostało wiele. To przecież nie starsze osoby wyrzucają do rowów opakowania z barów szybkiej obsługi i puszki po napojach. Ludzie u siebie chcą mieć czysto, ale już nieco dalej od domu innym robią śmietnik… Wciąż też są tacy, którzy bardzo niechętnie przepuszczają przez swoją ziemię sieci wodociągowe i kanalizacyjne. A przecież budowane są w interesie każdego.

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Jeżeli chodzi o ochronę środowiska, to jeszcze dużo przed nami pracy. Niestety, często brakuje chęci i determinacji, by przekonywać „brudasów”, że krzywdę robią nie tylko sobie, ale też rodzinie, bliskim, a także wnukom. To oni będą później musieli pić wodę, którą oni teraz zanieczyszczą.

Szymon Wyrwik z Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Prawidłowych postaw trzeba uczyć, i to od dziecka. A że przynosi to efekty dam przykład ze swojego podwórka. Parę lat temu oprowadzałem wycieczki szkolne po oczyszczalni ścieków. Z dziećmi przechodziliśmy cały ciąg technologiczny. Zawsze powtarzałem im, czego nie wolno wrzucać do kanalizacji, stale też pokazywałem takie miejsce, w którym zbierały się tysiące patyczków do czyszczenia uszu. Tłumaczyłem, że choć są niewielkie, potrafią narobić gigantycznych szkód - mogą zatkać kanał, zatrzymać pompy, wpływają na przebieg procesu technologicznego… Pewnego dnia koleżanka mówi mi tak: - Syn był w oczyszczalni ścieków. I wiesz, co powiedział, gdy zobaczył mnie z patyczkiem do uszu w łazience? Mamo, nie wrzucaj go do ubikacji. Dlaczego? Bo pan nam mówił w oczyszczalni, że tego się nie robi. Nie wrzuciłam… Edukacja ma więc głęboki sens.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Stan świadomości nieco się poprawił, ale do ideału wciąż daleko. I to nawet młodym, wydawałoby się świadomym ekologicznie ludziom. Kto pracuje w nowoczesnych biurach? Nie staruszkowie czy staruszki, ale z reguły młode kobiety i mężczyźni. Gdzie najczęściej zatyka się kanalizacja? Zwykle tam - może nie zabrzmi to zbyt poprawnie politycznie, ale taka jest prawda - gdzie pracuje duża grupa kobiet. Gdzie najczęściej trafiają podpaski lub waciki do makijażu? Do ubikacji! A przecież każdy wie, nawet mężczyzna, że nie wolno ich tam wrzucać!

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Powinniśmy edukować - pełna zgoda. Dlatego i my chętnie przyjmujemy grupy młodych ludzi, nie tylko ze szkół podstawowych i średnich, ale także z uczelni wyższych. Problem jest jednak bardziej złożony. Dotyczy nie tylko edukacji, ale też finansów i lenistwa. Niewielu chce się wychodzić do śmietnika z odpadami, jeszcze mniej osób ma ochotę na sortowanie i magazynowanie śmieci. Jeżeli tylko zmieszczą się one w ubikacji, to tam… trafiają. Wirniki naszych pomp najczęściej blokowane są przez szmaty, różne akcesoria i materiały higieniczne, sznury z wiskozy… W muszlach ląduje popiół, resztki farb i rozpuszczalników, tłuszcze. Aż trudno uwierzyć, że ubikacje traktujemy jak zsyp!

Wspomnę tylko, że każda nasza umowa ma załącznik, w którym jest dokładnie napisane, czego nie można wrzucać do systemu kanalizacyjnego. Nie wiem, czy te problemy pokonamy, ale warto z nimi walczyć, warto o nich rozmawiać.

- Co najczęściej trafia do kanałów, co jest największym problemem?
- Do kanałów trafia wszystko! Olbrzymim problemem są zaś np. tłuszcze. Wystarczy, że w rurze zatrzyma się jakiś paproch. Od razu staje się on ośrodkiem, na którym zaczynają się osadzać tłuszcze. Często jest ich tak dużo, że blokują rurę. Aby tak się nie działo, np. restauracje powinny być wyposażone w tzw. łapacze tłuszczów. Zróbcie jednak państwo mały rekonesans, zapytajcie, czy firma ma podpisaną umowę na ich utylizację? Kiedyś byłem świadkiem, jak w jednej z restauracji czyszczono taki „łapacz” łopatką. Gdzie trafił tłuszcz? Najpierw do wiaderka, a następnie do studzienki przed budynkiem. Mając czterdzieści pompowni, musiałem stworzyć specjalną trzyosobową grupę, która zajmuje się ich oczyszczaniem i naprawami. Praktycznie non stop jest w ruchu.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Moja żona nigdy nie wylała żadnego tłuszczu do zlewu. Niegdyś zbierała go do gazety i wyrzucała do kubła na śmieci. Kto tak robi teraz? Nikt! Stąd wręcz niewyobrażalne ilości tłuszczu trafiają do kanałów.

Szymon Wyrwik z Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- To nie wszystko. Pewnego dnia w jednej z naszych oczyszczalni „padł”, umarł - i to w ciągu zaledwie kilku godzin - osad czynny. Co się stało? Okazało się, że na wlocie ścieków PH wynosiło około 1.

- Ktoś wlał kwas do kanału?
- Trudno powiedzieć, bo nie udało nam się znaleźć winnego, choć się bardzo staraliśmy. Specjaliści z Akademii Górniczo-Hutniczej orzekli, że wystarczyło około 2 m sześc. tego świństwa, by zabić nasz osad czynny. Na szczęście mamy zbiorniki retencyjne, i to one przejęły dopływający do oczyszczalni ściek. Kim jednak trzeba być, by coś takiego zrobić?

Debata Wodociągi

***
Jaki jest stan wody w studniach, które mają mieszkańcy? Czy jest zdrowa?
***

Joanna Krupnik z Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Na naszym terenie niewiele osób korzysta już ze studni. Jaka jest w nich woda? Nie ukrywam, nie najlepsza. Próbki, które badamy, wołają o pomstę do nieba. Gdy jednak informuję, że woda w studni jest niezdatna do picia, często słyszę: „Pani kochana, moja rodzina od stu lat korzysta z tej studni, i wszyscy są zdrowi”. A woda ta ma wartość ściekową. Niekiedy ściek jest czystszy biologicznie.

Mamy też spory problem z zaporą w Świnnej Porębie. Już od kilkudziesięciu lat spędza nam sen z powiek. Nigdy bowiem nie wiemy, kiedy będzie spust wody… Gdyby nas ktoś o tym poinformował, to mielibyśmy dwie i pół godziny na przygotowanie ujęcia na dodatkową, niezbyt czystą wodę.

- W obecnych czasach wystarczy zadzwonić…
- To prawda, ale to się praktycznie nie zdarza. Zgłaszaliśmy takie sytuacje, ale to wtedy nas kontrolowano…

- Można przecież zbadać wodę?
- Z badań wynika, że żyjemy na odrębnych planetach. Nasze laboratorium twierdzi, że woda jest zanieczyszczona, ich, że czysta. Ten sam dzień, ta sama pogoda, a wyniki różne. U nich był deszcz, u nas świeciło słońce. U nas było plus trzydzieści, u nich minus dziesięć. I nie chodzi nam o to, aby kogoś karać, lecz tylko o informację, byśmy mogli się przygotować na dodatkową wodę. Budowa wciąż jest dla nas wielkim nieszczęściem. Mamy nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Zrzut wody z zapory jest denny, więc do koryta rzeki idzie to wszystko, co osadziło się wcześniej na dnie zbiornika. W dokumentacji mamy laboratoryjne wyniki badań wody przed zaporą i za nią. I co z tego? Nic, po prostu są.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- Na szczęście ja takich problemów nie mam. U mnie sytuacja jest stabilna. Mamy ujęcie typu infiltracyjnego, wykorzystujące złoże żwirowe rzeki Soły do pierwszej filtracji. Również druga stacja, korzystająca z ujęcia podziemnego, z głębokości 20, 30 metrów, ma wodę o stałych parametrach. Surowiec do produkcji jest więc bardzo dobry. Woda jest też codziennie badana, codziennie weryfikowana jest jej jakość. Nawet woda butelkowana nie przechodzi takiej kontroli.

Na naszym terenie również jest niewiele studni. I w nich woda nie jest dobra. Najgroźniejsze jest to czego nie widać, czyli tzw. mikrobiologia. Pod względem składu mikrobiologicznego często można ją uznać prawie za ściek.

- Co jeszcze pogarsza jakość wody?
- To zaskakujące, ale za namową firm handlujących filtrami nasi klienci, którzy je zamontowali (zupełnie niepotrzebnie), nieumiejętnie z nich korzystają. W trakcie wymiany wkładu z węgla aktywnego lub jego regeneracji, aby go skazić biologicznie, wystarczy, że go dotkniemy gołą ręką. Od razu rozwinie się na nim życie…

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- Z jakością nie mamy w tej chwili żadnych problemów, woda jej świetna. Zawdzięczamy to m.in. systemowi ultrafiltracji. Wody w studniach systematycznie nie badamy, ale te próbki, które do nas docierają, świadczą, że jest mocno zanieczyszczona. Wręcz nie nadaje się do spożycia.

Szymon Wyrwik z Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- U nas również nie prowadzimy systematycznych badań wody ze studni. Wyniki wyrywkowych kontroli, szczególnie na terenach wiejskich, świadczą jednak, że często jest skażona mikrobiologicznie.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Chciałbym też zwrócić uwagę na zanieczyszczenie wód powierzchniowych progesteronami i estrogenami. Mało kto zdaje sobie sprawę, że nie oczyści ich żadna oczyszczalnia. Czy są szkodliwe? Wystarczy wspomnieć, że łososie, które żyją w takiej wodzie, zmieniają płeć… Druga rzecz to drobinki, które używane są do produkcji różnego rodzaju kremów, także niewielkie kuleczki, z których robi się peelingi. To również olbrzymi problem. Jednak najgorszym rodzajem zanieczyszczeń są hormony i antybiotyki.

***
Czy więc woda i kanalizacja są lekiem na całe zło?
***

Jan Mrzygłód, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:
- Na pewno tak. Życie zrodziło się przecież w wodzie, czystej wodzie. Wodociągi i kanalizacja są więc lekiem, przynajmniej na część zła, które nas otacza.

Joanna Krupnik z Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Czy woda z kranu jest dobra? Tak. W szkole pije ją moja córka. Dałam jej butelkę i poprosiłam, aby korzystała tylko z zimnej. „Kranówę” pije i ona, i jej koleżanki.

Alfred Karelus, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji:
- Nasza woda również nadaje się do picia. W zeszłym roku uruchomiliśmy poidełko przy ścieżce rowerowej. Zainteresowanie jest olbrzymie, ludzie korzystają z niego nawet w nocy. Podobne poidełka chcieliśmy zamontować także w szkołach, ale na razie nie mamy na to funduszy.

Tadeusz Arkit, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Chrzanowie:
- Życie bierze się z wody. W wodociągi warto więc inwestować, bo lepszą wodę trudno w tej chwili znaleźć. Na szczęście przed kanalizacją i wodociągami nie ma ucieczki. To przecież gwarancja zdrowego życia i dobrej, czystej wody w kranach.

Andrzej Janus, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Oświęcimiu:
- I my staramy się ograniczyć to zło, które nas otacza. Aby woda była doskonałej jakości, stosujemy najnowocześniejsze technologie, staramy się też używać - przy uzdatnianiu - jak najmniej chemii. Nie można także zapomnieć o kosztach… Gdyby postawić tysiąc jednolitrowych butelek wody stołowej, od 60 do 80 groszy za jedną, to za wszystkie trzeba byłoby zapłacić od 600 do 800 zł. Kubik naszej wody, w dodatku wypływającej ze ściany, kosztuje 4,41 zł brutto. Cóż więcej dodać? Chyba tylko to, że woda, którą dostarczamy, niczym nie różni się od wód dostępnych w handlu, szeroko reklamowanych w mediach na co nasze przedsiębiorstwa nie mogą sobie pozwolić ze względu na koszty.

Opracowanie Marek Długopolski
Fot. Sławomir Bromboszcz

TADEUSZ ARKIT, prezes Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o. w Chrzanowie
JAN MRZYGŁÓD, prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o. w Andrychowie
ALFRED KARELUS, prezes Wadowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o.
ANDRZEJ JANUS, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o.w Oświęcimiu
JOANNA KRUPNIK, Wadowickie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o.
ANNA CIECIAK, członek Zarządu Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o. w Oświęcimiu
SZYMON WYRWIK, Rejonowe Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o. w Chrzanowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska