Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pontyfikat Jana Pawła II. "Cóż to za papież, kto to widział"

Grażyna Starzak
Głosowanie przeprowadzone 16 października 1978 roku wskazało na nowego papieża Karola Wojtyłę. O godzinie 18.18 nad Kaplicą Sykstyńską uniósł się biały dym, wywołując okrzyki radości wiernych, zgromadzonych na placu św. Piotra. Wybór przerwał wielowiekową tradycję powoływania na Tron Piotrowy duchownych włoskich. 22 października odbyła się inauguracja pontyfikatu. W czasie homilii wypowiedział słynne słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi”.

Pontyfikat Jana Pawła II trwał 26 lat i 5 miesięcy. To trzeci pod względem długości w historii. Papież Polak wprowadził Kościół w nowe tysiąclecie, przyczynił się do obalenia systemu komunistycznego, podróżował z orędziem pokoju po całym świecie, bronił praw rodziny i dzieci nienarodzonych, troszczył się o ubogich, chorych i starszych, zainicjował Światowe Dni Młodzieży, ogłosił nowy Kodeks Prawa Kanonicznego oraz Katechizm Kościoła Katolickiego, zawierzył cały świat Matce Bożej oraz Bożemu Miłosierdziu, spotykał się z wyznawcami różnych wyznań i religii. Beatyfikował 1338 osób, 482 osoby kanonizował.

***
Późnym wieczorem, przy kolacji z przyjaciółmi, żartował sobie tak, jak to on miał w zwyczaju. Kiedy zobaczył siebie na ekranie telewizora, prychnął z dezaprobatą: „Cóż to za papież, kto to widział, żeby wybierano takiego papieża?".

Poranek tego dnia był szary i dżdżysty. Ale jakże inny był wieczór. - Wieczorem, 16 października 1978 roku, Kraków szalał ze szczęścia - wspomina ks. infułat Bronisław Fidelu. To on, gdy dowiedział się, że Karol Wojtyła został papieżem, wystawił w korytarzu krakowskiej kurii grubą księgę, w którym krakowianie wpisywali życzenia dla nowego papieża. Księga, a właściwie pięć grubych zeszytów formatu A4, znajduje się dziś w archiwum kurii metropolitalnej. Czytając gęsto zapisane, lekko pożółkłe karty, można się przekonać, że ten październikowy dzień był dla wszystkich Polaków, niezależnie od światopoglądu, narodowym świętym.

***

Odtworzenie wydarzeń, poprzedzających październikowe konklawe 1978 roku, nie jest trudne. Wiele osób z najbliższego otoczenia kardynała Karola Wojtyły dokładnie je pamięta. Państwo Bożena i Gabriel Turowscy, członkowie tzw. Rodzinki, czy Środowiska - przyjaciół Karola Wojtyły, którzy towarzyszyli mu w licznych wędrówkach - mieli okazję spotkać się z kardynałem Wojtyłą dosłownie kilka dni przed Jego odlotem do Rzymu. 28 września 1978r., po mszy na Wawelu wstąpił do ich mieszkania. Państwo Turowscy przygotowali małą wystawę z okazji 25 lat ich wspólnych wypraw kajakowych i wycieczek narciarskich. Zatytułowali ją: „Wujek zawsze będzie wujkiem”. Uczestnicy spotkania pytali kard. Wojtyłę m.in. o to, ile głosów dostał na konklawe, podczas którego wybrano na papieża jego poprzednika, zmarłego po 33 dniach od rozpoczęcia pontyfikatu Jana Pawła I, ale on wolał wspominać ich ostatnią wycieczkę.

29 września 1978r. o godz. 7 rano kard. Wojtyła odprawił jak zwykle mszę w kaplicy pałacu arcybiskupów przy Franciszkańskiej 3. Potem jadł śniadanie ze swoim sekretarzem, ks. Stanisławem Dziwiszem. - W pewnym momencie radio podało wiadomość o śmierci papieża Jana Pawła I. Natychmiast wywołałem z jadalni księdza Dziwisza, aby powiedzieć mu o tym – wspominał przed laty nieżyjący dziś kierowca kardynała Wojtyły - Józef Mucha. Podająca do stołu zakonnica, siostra Ludmiła, widziała, jak łyżeczka, którą kard. Wojtyła mieszał herbatę, spadła z brzękiem na spodek. – Pobladły pospieszył do kaplicy - wspominała siostra.
Mimo smutnych wieści z Rzymu krakowski metropolita nie zmienił planów. Jeszcze tego samego dnia wybrał się na zebranie do Papieskiego Wydziału Teologicznego. Ci, którzy uczestniczyli w naukowej dyspucie, pamiętają, że wypowiedział wówczas m.in. zdanie: „Chociaż życie czasem nas zaskakuje, to jednak wszystko trzeba przyjmować w duchu głębokiej wiary”. Później kardynał Wojtyła pojechał na kilka dni do Bielska-Białej, na wizytację jednej z tamtejszych parafii. 1 października, po powrocie do Krakowa, odprawił mszę za zmarłego papieża Jana Pawła I.

***

Do Rzymu, na pamiętne dla Polaków konklawe kard. Karol Wojtyła wyruszył 3 października 1978r. Do Warszawy, na lotnisko Okęcie, odwoził go ksiądz Bronisław Fidelus, w owym czasie wicekanclerz krakowskiej kurii. - Rozmawialiśmy o wielu sprawach związanych z Kościołem w Krakowie. Czy przypuszczałem, że siedzę obok przyszłego papieża? Teraz wiele osób mówi, że miało takie przeczucia. Ja mogę powiedzieć, że podzielałem opinię ówczesnego kanclerza kurii, księdza Kuczkowskiego, który mawiał, że kard. Wojtyła powinien zostać papieżem, bo nikt, tak jak On nie potrafi objąć umysłem wszystkich spraw dotyczących Kościoła katolickiego na świecie. Przypomniałem sobie te słowa, gdy na lotnisku w Warszawie żegnaliśmy naszego kardynała i kard. Stefana Wyszyńskiego. Tak się jakoś złożyło, że tym razem na Okęciu stawili się wszyscy polscy biskupi i kilku pracowników krakowskiej kurii – wspomina ksiądz Fidelus.

Samochód z przyszłym papieżem i księdzem Fidelusem prowadził nieżyjący dziś Józef Mucha, przez 16 lat kierowca Karola Wojtyły. Pytany przed laty o szczegóły tej podróży, odpowiedział, że „szczegółów nie pamięta”, ale na pewno jechał „dobrze, pewnie i szybko” - zgodnie z życzeniem kardynała, który tak właśnie odpowiedział mu na pytanie, jak ma z nim jeździć, gdy został kierowcą metropolity. „W czasie tej jazdy do Warszawy być może nawet zapłaciłem mandat, bo MO lubiła zatrzymywać samochody biskupów. Ksiądz kardynał nigdy nie brał udziału w rozmowie z milicjantem. Dopiero później pytał, ile tym razem. A płaciliśmy często i bez żadnego powodu” – wspominał Józef Mucha.

***

Przed konklawe, które wybrało Go na papieża, kardynał Wojtyła mieszkał w Kolegium Polskim przy Piazza Remuria. Wczesnym rankiem 14 października 1978 r. w kaplicy Kolegium odprawił mszę świętą. Po południu wybrał się do rzymskiej kliniki Gemelli, by odwiedzić chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Deskura. Na konklawe pojechał samochodem prowadzonym przez zakonnika Mariana Markiewicza ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. To auto, po latach, kupił amerykański aktor Jon Voight, odtwórca roli papieża w amerykańskim filmie „Jan Paweł II”.

Na konklawe kardynał Wojtyła przyjechał niemal „na styk”. Do Kaplicy Sykstyńskiej wszedł ostatni. Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński podobno szepnął mu: „Jeśli wybiorą, proszę nie odmawiać...”.

Karol Wojtyła został wybrany na papieża w poniedziałek, 16 października 1978 r., w drugim dniu konklawe. Biały dym oznaczający dokonanie wyboru pojawił się nad Kaplicą Sykstyńską dokładnie o godz. 18.18.

***

Zmarły w grudniu 2019r. biskup Tadeusz Pieronek doskonale pamięta wieczór, 16 października 1978r. Oczekując wiadomości o wyborze nowego papieża słuchał włoskiej rozgłośni Radia Watykańskiego. Przygotował sobie magnetofon. Chciał ten moment uwiecznić. Po chwili podano informację, że nad Kaplicą Sykstyńską widać biały dym i w najbliższym czasie trzeba się spodziewać ogłoszenia, kto zasiądzie na Stolicy św. Piotra. Poznał głos kardynała Pericle Felici, którego pamiętał jeszcze z czasów rzymskich, jako jednego z wybitnych profesorów, sekretarza soboru. Właśnie on wygłosił tradycyjną formułę: „Habemus papam”. - I później, ogłaszając, kto został papieżem, powiedział „Carolum...” zawiesił głos, a ja gorączkowo zastanawiałem się, cóż to za Karol został papieżem. Czyżby to nasz Karol? - wspominał biskup Pieronek. - Potem padło nazwisko „Wojtiła”. Kardynał Felici nie potrafił wymówić polskiego „y”, ale „ł” już się nauczył. To było zaskoczenie i wielka radość.

Biskup Pieronek, zaraz po tym, jak usłyszał radosną nowinę, zostawił radio i magnetofon na podłodze i rzucił się do telefonu, aby zawiadomić znajomych. Udało mu się przeprowadzić kilka rozmów. Mówił krótko: „Kardynał Wojtyła papieżem, podaj dalej”. Biskup Pieronek mieszkał na Wawelu, więc zaczął mobilizować dzwonników, aby uruchomili „Zygmunta”. - Nic z tego nie wyszło, bo kościelny poszedł na miasto i zabrał klucze do dzwonnicy. Katedra była wówczas w remoncie. Brakowało nawet ołtarza, przed którym można by odprawić dziękczynną mszę świętą. Odprawiliśmy ją w kaplicy obok krucyfiksu królowej Jadwigi - przypominał szczegóły tamtego, październikowego wieczoru.

***

Ksiądz infułat Bronisław Fidelus o wyborze metropolity krakowskiego na papieża dowiedział się od bp. Pieronka. - Zacząłem się modlić, a potem zadzwoniłem do kościoła Mariackiego, gdzie w tym czasie odmawiano różaniec. Powiedziałem do siostry w zakrystii, żeby poinformowała wszystkich, że mamy papieża, a jest nim kardynał Wojtyła - wspomina infułat. - Siostra ofuknęła mnie i odłożyła słuchawkę, bo myślała, że to żart. Zadzwoniłem jeszcze raz i poprosiłem przełożoną. Dopiero ona mi uwierzyła. Pierwsza w Polsce msza święta dziękczynna odbyła się tego wieczoru właśnie w kościele Mariackim.

Nieżyjący dziś znakomity teolog ks. prof. Stanisław Nagy, sercanin, o tym, że jego przyjaciel został papieżem, dowiedział się z radia „Wolna Europa”. Miał blisko 90 lat, gdy namówiłam Go na wspomnienia, związane z pamiętnym konklawe. Opowiadał, że przed wyjazdem kard. Wojtyły do Rzymu w październiku 1978r. mówili z przyjaciółmi z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, że „papieżem może zostać każdy, byle tylko Karol Wojtyła pozostał z nimi”. Gdy usłyszał, że ówczesny metropolita krakowski jednak nie zostanie w Polsce, z przyjaciółmi, uświadomił sobie, że „nic nie będzie już tak jak dawniej”. - Ziemia zadrżała pod Lublinem i pod całą Polską – dzielił się swoimi refleksjami z 16 października 1978 roku. - Mimo zakazu, były to przecież czasy komunistyczne, studenci KUL ruszyli w pochodzie ulicami Lublina z biało-czerwoną flagą. Gdy pierwsze emocje opadły, modliłem się, dziękując Bogu za to wyróżnienie dla narodu polskiego, prosząc Najwyższego, by ten pontyfikat był jak najlepszy. Wtedy wpadł jak burza do mojego pokoju ksiądz profesor Tadeusz Styczeń. Płakaliśmy obaj. Zdawaliśmy sobie sprawę z ogromu obowiązków, jakie spadną na naszego metropolitę krakowskiego, kochanego, podziwianego i szanowanego przyjaciela.

Zmarły w 2010r. ks. prof. Tadeusz Styczeń, który po wyborze Karola Wojtyły na papieża zastąpił go na stanowisku kierownika Katedry i Zakładu Etyki KUL, był najbliższym przyjacielem Jana Pawła II. Z papieżem Polakiem spędzał prawie wszystkie święta i wakacje. Mało, kto wiedział, że łączy ich tak silna więź. Ks. prof. Styczeń nie udzielał wywiadów. Tylko raz zrobił wyjątek. Dla „Dziennika Polskiego”. Opowiadał wówczas także o październikowym konklawe, dzieląc się wrażeniami m.in. z dnia inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Mówił, że gdy usłyszał wiadomość, że Karol Wojtyła został papieżem, poczuł lęk.

- Uczucie lęku opuściło mnie dopiero w sobotę, 21 października, gdy w Watykanie zobaczyłem mego Mistrza uśmiechniętego, pełnego pogody – wspominał ks. prof. Styczeń. - Dzień później, na placu św. Piotra wołał: „Nie lękajcie się...”. Podczas tych uroczystości prawie bez przerwy płakałem. Nie wstydzę się tych łez. Przestałem dopiero wtedy, kiedy wieczorem, podczas nieoficjalnego spotkania z przyjaciółmi z Polski, zobaczyłem, go uśmiechniętego. Zrobił na mnie wrażenie jakby motyla, który opuszcza poczwarkę i wznosi się w górę. Przy kolacji żartował sobie tak, jak to on miał w zwyczaju. Np. kiedy zobaczył siebie na ekranie telewizora prychnął z dezaprobatą: „Cóż to za papież, kto to widział, żeby wybierano takiego papieża...”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska