Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spotykają się od ośmiu lat, by wspólnie strzelać z łuku. Teraz dotarli do Chin! [ZDJĘCIA]

Lech Klimek
Lech Klimek
Nieważne czy są to Mistrzostwa Polski, Europy czy świata. Łucznicy z Rozembark zawsze osiągają wspaniałe wyniki w strzelaniu z łuku tradycyjnego
Nieważne czy są to Mistrzostwa Polski, Europy czy świata. Łucznicy z Rozembark zawsze osiągają wspaniałe wyniki w strzelaniu z łuku tradycyjnego archiwum prywatne
Na swoje pierwsze zawody pojechali do Żurady koło Olkusza. To było siedem lat temu. Okazało się, że nie zajęli ostatniego miejsca, czyli ciężka praca na treningach się opłaciła. Teraz Łucznicy z Rozembark, czyli Rożnowic znani są nie tylko w Polsce, ich sława sięgnęła dalekich Chin!

Koniec gorszego jedzenia. Żywność w Polsce jak na Zachodzie

Zaczynali we trzech. Pewnej niedzieli Włodzimierz Woźnica ustawił na trawniku za domem tarczę.

Łucznicy się formują

Z łukiem tradycyjnym w ręku stanęli przed nią jeszcze dwaj młodzi chłopcy, syn Kuba i jego kolega Patryk.

- Te początki to bardziej miało być wypełnienie czasu chłopcom - opowiada Włodzimierz Woźnica. - Choć dla mnie to była kontynuacja zainteresowań. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie zajmuję się historycznymi rekonstrukcjami. Łucznictwo nie było dla mnie czymś nowym - dodaje.

Silne zainteresowanie łucznictwem to efekt spotkania z osobą, którą teraz nazywa swoim mentorem. Bogusław Popek, wspaniały rzemieślnik, twórca łuków, pochodzący z Kątów, a teraz mieszkaniec Jasła.

- To taki kamień milowy moich zaiteresowań - stwierdza. - Z łuku strzelałem już jako mały brzdąc. Ale to chyba robił każdy, kto na wsi się wychował, albo miał tam dziadków. Łuki robił z leszczynowego patyka i kawałka sznurka do snopowiązałki. Dziadek pomógł strzały wystrugać, pokazał jak strzelać. I wszyscy mieli odrobinę świętego spokoju, bo się dzieci czymś zajęły - śmieje się.

Przekroczone granice

Początkowo Łucznicy z Rozembarka byli bardzo lokalni. To tak naprawdę była grupa pasjonatów historii z Rożnowic i okolicznych miejscowości. Czas pokazał, że chętnych, by wspólnie ćwiczyć oko i pewną rękę jest wielu i to czasem w odległych miejscach.

- Tu w okolicy byliśmy znani - opowiada Włodzimierz Woźnica. - Często pokazywaliśmy się choćby w Bieczu przy różnych okazjach, czy to turniejach rycerskich, albo piknikach. Jeździliśmy też na zawody, poznawaliśmy ludzi i oni nas - dodaje z uśmiechem.

Sława łuczników zataczała szerokie kręgi. - Coś w tym jest. Już wszyscy wiedzą, że jesteśmy z Rożnowic koło Biecza, a nie tych koło Poznania - opowiada. - Trenują z nami łucznicy z Mielca, Dębicy czy Rymanowa- Zdroju. Na naszym szeroko rozumianym terenie, takie kluby jak nasz, działają jeszcze w Sanoku czy Tarnowie. Rożnowicki wypełnił tu lukę teryterialną - dodaje.

Powoli było ich coraz więcej, teraz systematycznie ćwiczy grupa około 30 strzelców.

- Musiałem to wszystko jakoś usystematyzować - relacjonuje szef rożnowickich łuczników. - Głównie chodziło o czas treningów. Ustaliliśmy, że to będą niedziele, a dodatkowo przenieśliśmy się spod mojego domu na boisko szkoły w Rożnowicach. Tam po prostu jest więcej miejsca - dodaje.

Jedno pozostało niezmienne. Uprawiają łucznictwo tradycyjne, czyli sztukę posługiwania się repliką bądź rekonstrukcją łuku historycznego przy użyciu dawnych technik strzeleckich.

- Żadnych celowników czy sputów - podkreśla Włodzimierz Woźnica.

Na podbój Europy

Lata treningów sprawiły, że rożnowiccy łucznicy na stałe weszli już do pierwszej trójki najlepszych drużyn w Polsce. Indywidualnie jest jeszcze lepiej.

- Rok temu zostałem mistrzem Polski - mówi pan Włodzimierz. - W tegorocznych mistrzostwach znalazłem się tuż za podium, ale godnie na najwyższym stopniu zastąpił mnie Andrzej Chudzik. To mielczanin, ale nasz człowiek - dodaje z uśmiechem.

Równie dobrze było w tegorocznych mistrzostwach Europy. Włodzimierz był trzeci a Andrzej drugi.

Nadszedł czas by pokazać się poza granicami naszego kontynentu.

Wyprawa za wielki mur

Gdy rok temu, po mistrzostwach Polski, tych zakończonych przez Włodzimierza tytułem najlepszego, zapytano go, czy zechce reprezentować nasz kraj w Mistrzostwach Świata, zgodził się bez wahania.

- Dodatkowym bonusem było to, że mogłem wskazać jeszcze jednego zawodnika - relacjonuje. - Wybrałem Andrzeja, widziałem jego postępy, choć wtedy był w zawodach dopiero na 30. miejscu. Czas pokazał, że miałem rację - dodaje.

Pierwsze podejście związane z wyjazdem do Chin zakończyło się niepowodzeniem.

- Zaproszenie od organizatorów dotarło na trzy dni przed rozpoczęciem zawodów - opowiada. - Nie było najmniejszych szans, by załatwić formalności wizowe, a bez tego nie moglibyśmy wwieźć tam naszych łuków - dodaje.

W tym roku wszystko udało się załatwić wcześniej.

- Najpierw do Paryża, potem 10-godzinny lot do Pekinu - opowiada Włodzimierz. - Ale to nie koniec, bo jeszcze przelot do Xining na Wyżynie Tybetańskiej - dodaje.

Na starcie stanęło ponad 800 łuczników. Wśród nich pięciu Polaków. Poza Włodzimierzem i Andrzejem jeszcze Daniel Oleksiuk, Bartas Wiertel i Krzysztof Florczak.

- Strzelaliśmy na dystansie 50 metrów do tarczy o średnicy 120 cm - relacjonuje Włodzimierz Woźnica. - Mieliśmy mało czasu na aklimatyzację, a zawody rozgrywane były na wysokości 2500 metrów nad poziomem morza. Mimo to poszło nam chyba nieźle, ja byłem ósmym miejscu a Daniel na 11. Zespołowo też nie ma powodu do wstydu, trzecie miejsce - dodaje z uśmiechem.

Gospodarze zaprosili łuczników na jeszcze jeden turniej, tak po sąsiedzku.

- Na mapie odległość była niewielka, jakieś trzy centymetry - mówi rozbawiony Włodzimierz. - W realu okazało się, że to 10 godzin w autobusie. Trafiliśmy do Tianshui w prowincji Gansu. Chiny to trochę niewyobrażalne dla nas odległości - dopowiada.

Łuczników przywitała piękna pogoda, przynajmniej w czasie zorganizowanej z wielką pompą ceremonii otwarcia. Potem było już gorzej. Zaczęło padać. Koncepcja turnieju wygląda tak, że zawodnicy mieli oddać po 24 strzały z 20, 30, 40 i 50 metrów. Najlepszych 128 miało walczyć w finale.

- Niestety udało się przeprowadzić tylko trzy pierwsze strzelania - mówi Włodzimierz. - Organizatorzy postanowili, że finał to będzie 32 strzelców. Znalazłem się w tym zacnym gronie, broniąc nie tylko honoru Polski, ale też całej Europy - podkreśla.

Które ostatecznie zajął miejsce, nie jest w stanie powiedzieć. Organizatorzy wskazali tylko 3 pierwszych. Podobnie było w konkurencji drużynowej. Tu w finale Polacy byli również jedyną europejską drużyną.

- Chodzą słuchy, że byliśmy na 4. miejscu, ale to nic pewnego jak na razie - dopowiada rozbawiony Włodzimierz.

I jedno jest pewne, to nie jest ostatnie słowo Łuczników z Rozembark, jeszcze nie raz o nich usłyszymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska