18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzały w Instytucie PAN Krakowie. Ranny mężczyzna przeszedł operację

Marta Paluch, Dawid Serafin
Dyrektor Instytutu Piotr Żmigrodzki i prof. Jadwiga Waniakowa przed schodami, gdzie szaleniec postrzelił dwóch pracowników
Dyrektor Instytutu Piotr Żmigrodzki i prof. Jadwiga Waniakowa przed schodami, gdzie szaleniec postrzelił dwóch pracowników Andrzej Banaś
26-latek, niezwiązany z Polską Akademią Nauk, wszedł w poniedziałek do krakowskiej placówki naukowej i zaczął strzelać. Nie wiadomo, co nim kierowało ani dlaczego wybrał ten budynek. Jest już w rękach policji.

Strzały w Instytucie PAN Krakowie. Szaleniec krzyczał, że wszystkich zabije

Instytut przy al. Mickiewicza, godz. 9.34. Dzwoni domofon. Otwierający drzwi portier, pan Zdzisław, podchodzi, by zobaczyć kto to. Zawsze tak robi - wszystkie wejścia są rejestrowane w specjalnym zeszycie. W drzwiach staje 26-letni Bartosz K. Niewysoki, szczupły, w bluzie z kapturem. Nie budzi podejrzeń.

Dozorca myśli, że to dostawca, dlatego otwiera mu drzwi. "Czego pan chce?" - pyta.

"K..., zabić cię" - odpowiada Bartosz K. i wyciąga broń - pistolet, który wygląda jak policyjny walter. Mierzy w dozorcę. Pewnie myśli, że 63-letni mężczyzna (po dwóch zawałach) nie będzie stawiał oporu. Ale pan Zdzisław nie zastanawia się długo. Stoi w dogodnej pozycji, na schodku, wyżej od napastnika.

- Kopnąłem go w rękę, żeby wytrącić mu broń. Mocno. Byłem zaskoczony, że nadal ją trzymał - opowiada portier. Gdy zaczął się szamotać z Bartoszem K., ten krzyczał: "wszystkich was pozabijam!".

Usłyszał to pan Wiesław, konserwator. Stał na drabinie u góry schodów i ubierał choinkę, więc widok miał trochę zasłonięty. Rzucił się na pomoc.

Wtedy padł pierwszy strzał. Potem cztery kolejne. Pan Zdzisław krzyczał: "Zadzwońcie po policję!". - Napastnik, mimo że mały i chudy, miał niezwykłą siłę. Szarpał się, wyrywał, we trzech ledwo go utrzymaliśmy - mówi dr hab. Bogumił Ostrowski. Akurat wychodził z sekretariatu, który jest obok schodów i zobaczył szamotaninę.

Dozorca, mimo że ranny, nie stracił zimnej krwi. Założył napastnikowi fachowego "nelsona". - Mimo to chłopak strasznie się wyrywał. Gdyby policja nie przyjechała tak szybko, nie wiem, czy byśmy go utrzymali - mówi.

- Policjanci dotarli w ciągu trzech minut. Mieliśmy szczęście, patrol jechał akurat koło Nowego Kleparza - opowiada Szymon Seweryn, zastępca dyrektora instytutu, który dzwonił po pomoc.

W ferworze szamotaniny pan Zdzisław nie zauważył, że jest ranny. Kula z - jak się okazało - wiatrówki, utkwiła mu w szczęce. Kolejny nabój trafił pana Wiesława w środek ręki. Schody instytutu zrobiły się śliskie od krwi.

Dozorca próbował rozmawiać z Bartoszem K. Pytał: "Skąd pan jest?". Chłopak odpowiedział, że goniła go jakaś szajka. - Prosił, żebyśmy go wypuścili. Mówił: "Bardzo przepraszam, chcę do domu" - opowiada Bogumił Ostrowski.

Przed godz. 10 przyjechali policjanci. Byli zdumieni, że mężczyznom udało się unieruchomić Bartosza K. Miał niesamowitą siłę - funkcjonariusze podejrzewali, że był pod wpływem narkotyków. Musiało go przytrzymywać kilku policjantów. Trafił do karetki, która zabrała go na odtrucie do szpitala. Sanitariusze też mocno się namęczyli z chłopakiem - był agresywny, ale mówił bardzo nieskładnie, nielogicznie.

Panowie Zdzisław i Wiesław także trafili do szpitala. Pierwszy ma już zrobioną tomografię, jutro czeka go operacja (wyciąganie śrutu ze szczęki). Drugi miał wczoraj operowaną rękę.

- Są bardzo odważni, uratowali nas. Kto wie, co by się stało, gdyby zareagowali inaczej? Szczęście, że tam byli. Wie pani, w instytucie zazwyczaj są same kobiety - mówi prof. Jadwiga Waniakowa, dyrektor ds. naukowych Instytutu Języka Polskiego.

Pracownicy mówią, że pan Zdzisław już wcześniej złapał chuliganów, którzy mazali graffiti po murze instytutu. Udaremnił też włamanie do auta. On sam jednak mówi, że nie czuje się bohaterem. Wychodząc ze szpitala w zakrwawionej koszulce, deklarował, że już dziś stawi się w pracy. - Muszę przecież nakarmić rybki w akwarium - podkreśla portier. I dodaje: - Nie uważam, żebym zrobił coś wyjątkowego. Po prostu nie cierpię chamstwa. A młodzież teraz jest niewychowana, brak jej wzorców.
Żona pana Wiesława jest dumna z męża: - Zawsze był dobrym człowiekiem. To był naturalny odruch.

- Wspaniale się zachowali, trzymamy za nich kciuki - mówi dyrektor instytutu prof. Piotr Żmigrodzki. Wspomina też o nagrodzie za postawę obu panów.

Policja już ustaliła, kim jest Bartosz K., choć nie miał dokumentów ani nie chciał podać nazwiska. W policyjnej bazie są odciski jego palców. - Był notowany za kradzieże i włamania - mówi podinspektor Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej komendy.
Najprawdopodobniej dziś, po detoksykacji, Bartosz K. zostanie przesłuchany.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Strzały w Instytucie PAN Krakowie. Ranny mężczyzna przeszedł operację - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska