Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Czyste niebo [ZDJĘCIA, WIDEO]

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Mieszkańcy i władze miasta wspólnie walczą ze smogiem.

- Z licznych rozmów, jakie odbyłem ostatnio z tarnowianami, wyłania się wizerunek MPEC jako podmiotu kluczowego w walce o czyste powietrze w Tarnowie. Wasze dokonania są rzeczywiście imponujące, ale dziś najistotniejsze jest jednak pytanie: co dalej?

Krzysztof Rodak, prezes MPEC Tarnów: - Temat jakości powietrza był przez wiele lat ignorowany i próbując się z nim przebić, w partnerstwie z samorządem, czułem się często mocno niezrozumiany. Padały zarzuty, że monopolizujemy miasto siecią ciepłowniczą, że lepiej budować indywidualne źródła energii, bo to zapewnia większą konkurencję… Efekt? My zlikwidowaliśmy źródła trującej niskiej emisji, czyli domowe i lokalne kotłownie węglowe, o łącznej mocy 100 MW – taka moc może ogrzać miasto Dębica. W tym samym czasie powstało jednak ok. 60 MW nowych źródeł niskiej emisji.

- Czyli niska emisja pełna pyłów i trucizn nie jest wcale spadkiem po PRL-u?

Krzysztof Rodak: - Nie. Zafundowaliśmy ją sobie wszyscy w obecnym stuleciu. W latach 80. poprzedniego wieku ludzie masowo przechodzili na gaz, a 20 lat później obserwowaliśmy proces odwrotny – masowe przechodzenie na węgiel, a to dlatego, że gaz podrożał i nie wprowadzono żadnych mechanizmów ochronnych.

- Gdzie w Tarnowie występuje niska emisja?

Krzysztof Rodak: - Na osiedlach domków jednorodzinnych i na starym mieście. Decyduje ekonomia. Mieszka tam wielu ludzi, których nie stać na zmianę źródła ciepła na inne paliwo niż węgiel. Niska emisja jest więc w znacznym stopniu dzieckiem biedy, obrazem sytuacji ekonomicznej społeczeństwa. Trudno obarczać biednych ludzi winą za to, że palą w piecach tym, czym palą. Oni nie robią tego na złość. Wielu chętnie zmieniłoby źródło ciepła, by przestać truć. Im po prostu trzeba pomóc.

- Czyli nie wystarczy ludziom uświadomić, że trują?

Krzysztof Rodak: - Absolutnie nie wystarczy. Prowadzimy szeroką akcję informacyjną i edukacyjną, aby mieszkańcy dostrzegali ten ważny problem i tworzyli społeczną presję na decydentów odpowiedzialnych za mechanizmy waliki z niską emisją. Świadomi ludzie będą naciskać, by zakazać rzeczy, które im szkodzą. Bez penalizacji ograniczenia niskiej emisji proces nie ruszy. I to jest kluczowa sprawa: jeśli nie zakażemy niskiej emisji, to niewiele w tym zakresie zrobimy. Czyli nie poprawimy jakości naszego powietrza w rozsądnym terminie – powiedzmy: dziesięciu lat. Musimy dla dobra większości zakazać trucia przez mniejszość.

- I to da efekt?

Krzysztof Rodak: - Zakazowi musi bezwzględnie towarzyszyć efektywny program wsparcia, dzięki któremu ludzie, którzy trują siebie i innych, będą mogli bezboleśnie przejść z ciemnej na jasną stronę mocy. Mówiąc najprościej: potrzeba pieniędzy. Musimy doprowadzić do sytuacji, by spalanie węgla zwyczajnie się ludziom nie opłacało, a stosowanie ekologicznych rozwiązań leżało w zasięgu możliwości.

- Wielu mieszkańców musi najpierw ocieplić swoje domy, bo dzisiaj grzeją całą okolicę i zmiana źródła ciepła na MPEC lub gaz po prostu by ich zrujnowała.

Krzysztof Rodak: - Te dwie sprawy – termomodernizacja budynku oraz zamiana źródła ciepła – są ze sobą ściśle powiązane. Najczystszą energią jest energia zaoszczędzona. Domy trzeba ocieplić i muszą działać programy wsparcia, by ludzi było na to stać. Dziś wielu mieszkańców domków jednorodzinnych mówi tak: za ogrzewanie gazem płacę tysiąc złotych miesięcznie, nie stać mnie na to, więc palę węglem, co kosztuje mnie 500 zł miesięcznie. To się wydaje racjonalne, a wcale nie jest. Bo gdyby ten dom był przyzwoicie ocieplony to potrzebowałby nawet kilka razy mniej ciepła niż dotąd. A to oznacza, że jego właściciel płaciłby za ogrzewanie z MPEC lub za paliwo gazowe mniej niż teraz płaci za węgiel!

- Skąd ludzie mają wiedzieć, czy ich dom zużywa za dużo ciepła?

Krzysztof Rodak: - Mieszkańcy budynków, którzy korzystają z ciepła systemowego znajdą te informacje na naszej stronie internetowej - www. analizy.mpec.tarnow.pl. Odbiorcy uzyskają tam także dane dotyczące efektywności energetycznej ogrzewanych budynków. Są budynki w Tarnowie zużywające sześć razy więcej ciepła niż te najbardziej efektywne.

- Co to jest ta efektywność?

Krzysztof Rodak: - Prosty przykład: Ćwierć wieku temu ówczesny system ciepłowniczy w Tarnowie zużywał ponad 100 tys. ton węgla rocznie do ogrzania niespełna 1 mln metrów kw. Dzisiaj tarnowski MPEC zużywa trzy razy mniej węgla do ogrzania 2,2 mln metrów kw. I wszyscy mają komfort, nikt nie dzwoni, że mu zimno. Ale jeszcze przed nami długa droga, bo są w Tarnowie budynki potrzebujące sześć razy więcej ciepła niż te efektywne energetycznie. Mieszkańcy powinni to wiedzieć, mieć świadomość, że niepotrzebnie codziennie za własne pieniądze zużywają energię lub paliwa. To daje impuls do zmian.

- Dzięki temu nie tylko zapłacą za ogrzewanie mniej, ale i Tarnów wreszcie pozbędzie się smogu. A co to w ogóle jest ten smog, z czego się składa i skąd się bierze?

Marek Chyc, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Tarnowie: - Smog powstaje wskutek zanieczyszczenia powietrza, olbrzymiej emisji spalin, przy niesprzyjających warunkach pogodowych. Wyróżniamy dwa rodzaje smogu: kalifornijski (Los Angeles) i londyński. W Polsce występuje ten drugi. Jego nazwa upamiętnia tragedię z 1952 roku, kiedy z powodu olbrzymiego nagromadzenia toksycznych substancji w powietrzu w ciągu zaledwie kilku dni zmarło 4 tys. osób, a w kolejnych dniach jeszcze 8 tysięcy. Wielka Brytania w 1956 r.

opracowała pierwszą w świecie ustawę o ochronie powietrza. Główny nacisk położono w niej na likwidację zasilanych paliwami stałymi źródeł energii małej mocy.

- Czyli domowych i osiedlowych kotłowni, przede wszystkim węglowych. Dlaczego?

Marek Chyc: - Bo właśnie one produkują najwięcej toksycznych zanieczyszczeń, składających się na smog.

- A nie przemysł?

Marek Chyc: - Polska już w 1966 r. wprowadziła przepisy o ochronie powietrza zmierzające do ograniczenia emisji przemysłowej. Coraz ostrzejsze normy wraz z niebywałym postępem technologicznym doprowadziły do tego, że poziom emisji z fabryk, elektrowni i elektrociepłowni radykalnie się zmniejszył. Natomiast nic nie zrobiono z tzw. niską emisją, czyli tym, co wychodzi z kominów domowych kotłowni opalanych węglem czy drewnem. I ta niska emisja jest dzisiaj zdecydowanie najistotniejszym źródłem zanieczyszczeń.

- Jakich?

Marek Chyc: - W domowych kotłach starego typu spalamy nieefektywnie ogromne ilości kiepskiego węgla, zawierającego mnóstwo pyłów i siarki. W efekcie w powietrzu, którym wszyscy oddychamy, są toksyczne pyły zawieszone, tlenki azotu, tlenki siarki (przemieniające się w kontakcie z μgłą w kwas siarkowy), rakotwórczy benzo(a)piren, metale ciężkie – rtęć, kadm, ołów… Spalając w domowych kotłach śmieci dorzucamy do tego silnie trujące dioksyny… Według wiarygodnych międzynarodowych analiz, długość życia przeciętnego Polaka skraca się przez to o 12 miesięcy…

- I to wszystko nie przez samochody, jak w kółko powtarzają niektórzy mieszkańcy?

Marek Chyc: - Nie. Według Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, z niskiej emisji pochodzi aż 52 proc. pyłów atmosferycznych i 87 proc. benzo(a)pirenów. Udział spalin samochodowych jest wielokrotnie mniejszy.

- Czyli nawet całkowite zatrzymanie komunikacji w mieście nie rozwiąże problemu smogu?

Marek Chyc: - Nie. Jedynym rozwiązaniem jest radykalne ograniczenie emisji spalin z kominów naszych domów. W PWSZ tę tematykę mocno rozwijamy. W przyszłym roku na kierunku ochrona środowiska zamierzamy o 100 procent zwiększyć liczbę godzin dydaktycznych z przedmiotu ochrona atmosfery. Dodatkowo z grantu norweskiego pozyskaliśmy środki, dzięki której zamontowaliśmy półprofesjonalną stację meteorologiczną, która w połączeniu z działającą na terenie uczelni stacją monitoringu powietrza umożliwia studentom i pracownikom badania naukowe na potrzeby publikacji, prac dyplomowych itp. Wszystko po to, by lepiej zrozumieć problem smogu w naszym mieście i skuteczniej go rozwiązywać, bo każde miasto ma swoją specyfikę.

- Pani doktor, czy to, o czym mówi nam tutaj pan dr Chyc – wszechobecne trucizny, rakotwórcze substancje w powietrzu wdychane w niektóre dni przez tarnowian – to jest naprawdę duży problem?

Irena Rajtar, specjalista chorób płuc: - Olbrzymi. I coraz większy. Pacjentów ze schorzeniami dróg oddechowych przybywa nam, niestety, w zatrważającym tempie. Każdy, czy mu się to podoba, czy nie, narażony jest na wdychanie owych pyłów i trujących substancji. Przed pyłami PM10, o większej średnicy, nasz organizm jakoś się jeszcze broni – pyły te zatrzymywane są przez górne drogi oddechowe, stąd nękające nas coraz bardziej katary, niektórzy mają je wręcz przez cały czas.

- Ludzie mówią: alergia.

Irena Rajtar: - Tak, po części jest to alergia na to, co znajduje się w naszym powietrzu. Przez pyły mieszkańcy mają też nawracające zapalenia krtani, gardła, tchawicy. Kaszlemy, wielu zgłasza się z męczącym kaszlem, którego przyczyną jest ewidentnie pył zawieszony. I jak to leczyć – nie usuwając przyczyny?

- Czyli niskiej emisji z domowych kotłów…

Irena Rajtar: - Właśnie! A to jeszcze nic. Znacznie większego spustoszenia w naszych organizmach dokonują mniejsze pyły, czyli PM2,5. Są tak małe, że przenikają do krwi. Mamy przez to przewlekłe zapalenia oskrzeli, nawracające zapalenia płuc, dziwne duszności nawet u pacjentów, którzy nigdy nie chorowali. Rośnie ilość astm oskrzelowych, których nie ma np. na Wybrzeżu. Przeziębienia i grypy oraz inne choroby przebiegają u nas ostrzej i trwają dłużej, a skutki bywają tragiczne. Pan doktor Chyc wspomniał o rakotwórczym działaniu benzo(a)pirenów i innych substancji obecnych w smogu. One zbierają u nas swoje tragiczne żniwo. Przedwczesne zgony, nawet w młodym wieku, trzydziestu kilku lat, są ściśle związane z jakością powietrza.

- Tarnowianie są tego wszystkiego świadomi?

Krzysztof Jeż, stowarzyszenie Powietrze Tarnów: - Założyliśmy nasze stowarzyszenie dopiero w styczniu tego roku, a to dlatego, że nie mieliśmy pojęcia o problemie. Żyliśmy w przekonaniu, że ze smogiem zmaga się Kraków, a nas to w ogóle nie dotyczy. Kiedy dwa lata temu jeden z kolegów przenosił się do stolicy Małopolski, to jednym głównych naszych argumentów przeciwko tej emigracji była jakość powietrza: „Po co będziesz sobie niszczył zdrowie!”. Wysyłałem mu potem złośliwe esemesy z odczytami ze stacji pomiarowych, żeby pokazać, jak tragicznie jest w Krakowie, a jak dobrze w Tarnowie. Ale po pół roku to się zmieniło. WIOŚ zamontował nową stację pomiarową przy ul. Ks. Sitko i tej zimy okazało się, że również w Tarnowie mamy smog, co więcej – liczba dni z paskudnym powietrzem była w obu miastach podobna. Zaczęliśmy o tym pisać na Facebooku, pierwszą reakcją mieszkańców było niedowierzanie. Ale liczby nie kłamią, poza tym ludzie sami widzieli, co się dzieje z powietrzem w najtrudniejsze dni, czym muszą oddychać. To zainicjowało zmianę myślenia,

mam nadzieję, że podobną do tej, jaka zaszła w Krakowie. Nagle wszyscy dostrzegli problem, mówi się o nim. Coraz więcej osób szuka przyczyn i skutecznych rozwiązań.

- Faktycznie jest tak źle?

Krystyna Gołębiowska, kierownik oddziału WIOŚ w Tarnowie: - Nasza stacja przy ul. Bitwy pod Studziankami jest usytuowana tam, gdzie jest największe skupisko bloków, a więc pokazuje jakość powietrza, którym oddycha najwięcej tarnowian. Pokazuje rzetelnie, zgodnie z wymogami prawa. To są urządzenia najnowszej generacji. Druga nasza stacja, komunikacyjna, zlokalizowana na terenie PWSZ, pokazuje, jak na jakość powietrza wpływa ruch samochodowy. Wskazania są tam średnio o 20 proc. wyższe niż na pierwszej stacji.

- Te odczyty są dla tarnowian dobre?

Krystyna Gołębiowska: - W 2016 r. średnioroczne stężenia pyłu PM10 były niższe od normy, która wynosi 40 μg na metr sześć. Na pierwszej stacji było to 31, na drugiej – 37…

- To znaczy, że problemu w Tarnowie nie ma?

Krystyna Gołębiowska: - Nigdy nie mówiliśmy, że w Tarnowie są dotrzymane warunki dotyczące stężeń średniodobowych oraz częstości przekraczania wartości dopuszczalnych. Czystym powietrzem oddychamy od maja do września. Natomiast problem pojawia się w sezonie grzewczym. W efekcie stężenia pyłu PM10, PM2,5 i benzo(a)pirenu są w Tarnowie przekraczane przez większą ilość dni w roku niż dopuszcza prawo. Widzieliśmy to zwłaszcza ostatnio: w styczniu i lutym było wiele dni bez wiatru, albo wiaterek był malutki przy niskich temperaturach i od razu mieliśmy przekroczenia norm.

- Z powodu niskiej emisji?

Krystyna Gołębiowska: - Tak. Powinniśmy się przy tym cieszyć, bo jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy znaczną część miasta podłączoną do sieci Miejskiego Przedsiębiorstwa Energii Cieplnej, które nie wypuszcza do powietrza nieoczyszczonych spalin. Niestety, tam, gdzie ludzie grzeją domy indywidualnie - dominują stare kotły na węgiel. I to jest problem: my sami robimy sobie krzywdę. Mieszkańcy muszą sobie w końcu uświadomić, że jak palimy byle czym w kotle byle jakim to trujemy samych siebie. Samych siebie, rodzinę i sąsiadów. Ze skutkami opisanymi tu przez panią doktor Rajtar.

- Czy wśród tarnowian rośnie świadomość tego, co jest źródłem smogu i jak bardzo zanieczyszczone powietrze wpływa na ich zdrowie?

Marek Kaczanowski, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Tarnowa: – My w pierwszym rzędzie staramy się właśnie informować i edukować, i to od przedszkolaków po seniorów, a równocześnie – pomagać. Od dwudziestu lat prowadzimy programy wsparcia dla mieszkańców, obejmujące m.in. dofinansowanie do wymiany pieców.

- Inicjatywa należy do urzędu?

Marek Kaczanowski: - Obserwujemy obecnie zasadniczą zmianę: otóż mieszkańcy zauważyli problem i sami chcą się spotkać z naszymi pracownikami, w tym ekodoradcą, by o tym rozmawiać, szukać najlepszych rozwiązań. Ostatnio ekodoradca dysponował kamerą termowizyjną i zainteresowanie było przeogromne, dlatego zorganizujemy kolejną turę.

- Skąd ta popularność termowizji?

Marek Kaczanowski: - Mieszkańcy chcą wiedzieć, którędy z ich domu ucieka ciepło, by – mówiąc najprościej – pozatykać te dziury. To zdecydowanie najlepszy sposób na obniżenie rachunków za ogrzewanie. Najtańsza jest bowiem energia niezużyta. Dlatego gorąco zachęcamy mieszkańców do ocieplania swoich domów i mieszkań.

- Miasto dało przykład?

Marek Kaczanowski: - Zdecydowanie. W ciągu ostatnich lat przeprowadziliśmy termomodernizację 50 dużych budynków miejskich, w tym placówek oświatowych. Oszczędności na ogrzewaniu są bardzo duże – np. w urzędzie przed ociepleniem kaloryfery były na okrągło gorące, a w pomieszczeniach panował chłód, teraz kaloryfery są ledwo letnie, a w środku jest naprawdę ciepło.

- Po ociepleniu budynku przychodzi pora na wymiana starego pieca.

Marek Kaczanowski: - Tak. Zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem jest likwidacja pieca węglowego i podłączenie się do sieci MPEC, a tam, gdzie jest to naprawdę niemożliwe – zastosowanie kotła na gaz lub innego rozwiązania korzystnego dla środowiska. Kiedyś trzeba było do tego ludzi namawiać, dziś zainteresowanie ze strony mieszkańców jest ogromne, codziennie przychodzi po kilkanaście osób z pytaniem o środki. Staramy się więc o bardzo duże środki unijne z regionalnego programu województwa – na wymianę pieców węglowych na ciepło z MPEC lub kotły ekologiczne.

- Węglowe, nawet te najnowszej generacji, nie wchodzą w grę?

Marek Kaczanowski: - Nie. Liczymy się z tym, że krakowska uchwała antysmogowa przewidująca całkowity zakaz używania kotłów na paliwa stałe, w tym węgiel, za kilka lat obejmie całą Małopolskę. Taki jest trend wynikający z coraz większej świadomości i wrażliwości mieszkańców. Dlatego nie idziemy w kierunku wymiany pieców na węglowe. Zresztą taki piec kosztuje więcej niż gazowy lub podłączenie do MPEC, a ogrzewanie nim też nie jest tańsze niż ogrzewanie gazem czy ciepłem miejskim. W dodatku przy węglu trzeba mieć specjalne pomieszczenie, dochodzi do tego obsługa… Nie widzę korzyści. Wprawdzie część mieszkańców, zwłaszcza starszych, z wieloletnimi nawykami, ma na ten temat inne zdanie, chcieliby nadal palić czym popadnie, ale w młodszym pokoleniu widać olbrzymią zmianę podejścia. Ono zwraca baczną uwagę zarówno na stan powietrza, jak i wygodę.

- Ale oprócz marchewki potrzebny jest także kij, czyli sankcje prawne np. wobec tych, którzy wrzucają do pieców śmieci. Teoretycznie winna ich wyłapać straż miejska. Co ona naprawdę może?

Krzysztof Tomasik, komendant staży miejskiej w Tarnowie: - Każda straż gminna w Polsce może otrzymać od wójta, burmistrza lub prezydenta upoważnienie do podjęcia kontroli przestrzegania przepisów o ochronie środowiska. Nasi funkcjonariusze takie upoważnienie mają i przeprowadzają kontrole.

- Co na to mieszkańcy?

Krzysztof Tomasik: - Wykazują się dużym zrozumieniem. Nie zdarzyło się, by ktoś nas nie wpuścił, ale gdyby do tego doszło, możemy zawsze skorzystać z przepisu, zgodnie z którym ten, kto utrudnia kontrolę, może zostać ukarany.

- Strażnik miejski sprawdza, co jest w palenisku?

Krzysztof Tomasik: - Tak. Jeśli nie znajdzie tam materiałów niedozwolonych, butelek, płyt paździerzowych, to po prostu wychodzi. Jeśli znajdzie – może ukarać. Jeśli nabierze podejrzeń, że coś jest nie tak – może pobrać próbkę. Problem w tym, że badanie kosztuje ok. tysiąca złotych, a mandat wynosi maksymalnie 500 zł. Bilans jest oczywisty…

- Dostajecie donosy od mieszkańców, że „u sąsiada z komina leci siwy dym”?

Krzysztof Tomasik: - Bardzo dużo. W zeszłym roku takich informacji było 253, a w tym w niecałe dwa miesiące otrzymaliśmy już 139. To pokazuje, że poziom świadomości tematu zdecydowanie wzrósł, ludzie coraz chętniej reagują.

- Mieszkańcy spalają odpady?

Krzysztof Tomasik: - Nasze kontrole tego nie potwierdzają.

- Czyli jak w okolicy unosi się trujący i gryzący siwy dym, to winien jest kiepskiej jakości węgiel?

Krzysztof Tomasik: - Tak. Ale w obecnym stanie prawnym nie możemy nikogo ukarać za jego spalanie.

- Bo Polska jest jedynym krajem unijnym, w którym nie ma norm jakości węgla, ani norm na kotły. Rząd nad nimi pracuje, ale wieści są niespecjalne. Idzie to w kierunku obrony interesów branży węglowej… Co w tej sytuacji może zrobić miasto takie jak Tarnów?

Jadwiga Stankiewicz, wiceprezydent Tarnowa: - Przynajmniej raz w roku mamy tutaj spotkanie z parlamentarzystami i zgłaszamy im najważniejsze problemy. Brak norm na węgiel należy obecnie do najbardziej – nomen omen – palących zagadnień. Na miejscu robimy wszystko, co jest możliwe w obecnym stanie prawnym. MPEC, który wiele lat temu rozpoczął działania proekologiczne, kontynuuje uciepłownienie kolejnych obszarów, jest już projekt dla starego miasta, więc docelowo bardzo się tam poprawi jakość powietrza. W 2018 zakończymy termomodernizację wszystkich obiektów miejskich. Jak wspomniał pan dyrektor Kaczanowski, wystąpiliśmy o duże środki unijne na wymianę pieców i inne działania wspierające mieszkańców, bo wychodzimy z założenia, że samorząd ma przede wszystkim ludziom pomóc. Finansowo, organizacyjnie, informacyjnie.

- Panie prezesie, starówkę niebawem przyłączycie do sieci, a co z osiedlami domków jednorodzinnych?

Krzysztof Rodak: - Powiedzmy sobie szczerze, że w obecnym stanie prawnym jest tak: jeśli mieszkaniec nie wyraża zgody na lokalizację sieci ciepłowniczej na swojej działce, to często uniemożliwia to przyłączanie sąsiadów zainteresowanych ciepłem systemowym, tam się nie da wybudować sieci. Mamy świeże doświadczenia, gdzie był gotowy projekt, była wola większości, ale kilkunastu mieszkańców powiedziało „nie”. I koniec, dramat.

- Jak Małopolska radzi sobie w walce o czyste powietrze?

Tomasz Pietrusiak, z-ca dyrektora Departamentu Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego: - Z najświeższej analizy realizacji programu ochrony powietrza w Małopolsce wynika, że sytuacja jest kuriozalna: choć w regionie podejmowanych jest wiele pożytecznych działań, choć idą na to duże publiczne pieniądze, to każdego roku przybywa nam 12 tys. pozaklasowych kotłów, które trują. W sumie takich kopciuchów mamy w regionie między 460 a 540 tysięcy – diagnoza jest nieprecyzyjna, bo nie wszyscy chcą te dane udostępnić.

- Czyli jest źle.

Tomasz Pietrusiak: - A nawet jeszcze gorzej. Po trzech latach zamiast 90 gmin z przekroczeniami pyłu PM10 mamy ponad 120. Oraz ani jednej, która spełniałaby normy dla benzo(a)pirenu! Czyli cała Małopolska ma problem. W dodatku zanieczyszczenia się przemieszczają. Żadna gmina nie jest wyspą. Czyli sama nie rozwiąże problemu, działać muszą także gminy sąsiednie.

- Dzisiaj walczymy o to, by spełnić obowiązujące normy emisji wynikające z unijnej dyrektywy, a tymczasem ta sama dyrektywa mówi, że będziemy musieli zejść jeszcze niżej.

Tomasz Pietrusiak: - Tak. Weźmy stężenie pyłów PM10: używamy normy 40 μg na metr sześć., dyrektywa mówi o 20, a Światowa Organizacja Zdrowia przyjmuje, że nieszkodliwy poziom to 10…

- Tymczasem tej zimy w wielu miejscowościach zdarzało się 200, 300 i więcej.

Tomasz Pietrusiak: - To ma olbrzymie konsekwencje nie tylko zdrowotne, ale i gospodarcze. Przyjeżdżają do nas coraz częściej przedsiębiorcy z branży turystycznej i żądają: zróbcie coś, bo ludzie przestaną do nas przyjeżdżać. „Smog wita w Zakopanem” to nie jest dobra reklama. Również inne firmy, np. informatyczne, grożą emigracją z Małopolski z powodu złego stanu powietrza. Ten problem będzie narastał i musimy go rozwiązać.

- Jak?

Tomasz Pietrusiak: - Trzeba nam przepisów, które będą jasne, proste i egzekwowane. Pomaga nam unijna dyrektywa, w ramach której wszystkie kraje zgodziły się, iż od 2020 r. na wspólnotowym rynku nie będą mogły być sprzedawane kotły nie spełniające wymagań tzw. ekoprojektu, co oznacza urządzenia o jeszcze mniejszej emisji, niż dostępne obecnie w Polsce kotły węglowe najnowszej, piątej generacji.

- I co najmniej kilkanaście razy mniejszej niż popularne kopciuchy.

Tomasz Pietrusiak: - Właśnie. Mamy 1,6 mld euro na działania na rzecz poprawy jakości powietrza, 100 mln euro na wymianę kotłów – przy czym preferujemy przyłączenie domów do sieci ciepłowniczej, a w drugim rzędzie przejście na kotły ekologiczne, na gaz i odnawialne źródła energii. Pilnie potrzebne są działania na poziomie centralnym, zwłaszcza wspomniane normy na paliwa stałe, w tym węgiel.

- Od 23 stycznia mamy uchwałę antysmogową dla całego województwa. Co zmienia?

Tomasz Pietrusiak:- Od 1 lipca wchodzi zakaz instalowania w nowych budynkach kotłów i kominków gorszych niż standard ekoprojektu. Chodzi o zatrzymanie przyrostu 12 tys. kopciuchów rocznie, które pogarszają nam jakość powietrza. Zakazujemy też stosowania mułu, flotokoncentratów i mokrego drewna. Ci, którzy mają kotły pozaklasowe, mają czas do końca 2022 roku, żeby je wymienić. Tym, którzy mają kotły III i IV klasy mają 10 lat na ich wymianę.

- Jak to będzie egzekwowane?

Tomasz Pietrusiak:- Zwróciliśmy się kilka razy do MSWiA z wnioskiem o przyznanie strażnikom miejskim uprawnień do nakładania mandatów za palenie mułami i flotokoncentratami – na razie może to robić policja.

- Panie prezesie, czy prawo może wymusić na mniejszości, by przestała palić złym węglem i zatruwać innych.

Krzysztof Rodak: - Nie tylko mogłoby, ale wręcz – powinno. Muszą być regulacje prawne. Ale, powtarzam, zakazy, penalizacja niskiej emisji, winny iść w parze z finansowym wsparciem dla najuboższych. Bez tego nie posuniemy się znacząco naprzód w walce o czyste powietrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska