Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W wadowickim więzieniu zaczyna brakować rąk do pracy

Małgorzata Targosz
Jacek Jończyk, dyrektor Zakładu Karnego w Wadowicach, musiał niejednej firmie odmówić zatrudnienia swoich osadzonych
Jacek Jończyk, dyrektor Zakładu Karnego w Wadowicach, musiał niejednej firmie odmówić zatrudnienia swoich osadzonych Małgorzata Targosz
Popyt na osadzonych więźniów w wadowickim zakładzie karnym nie maleje. Firmy chętnie zatrudniają ich u siebie. Szkopuł jednak w tym, że w więzieniu zaczyna brakować rąk do pracy i dyrekcja zakładu musi odmawiać prywatnym firmom.

A po więźniów zgłaszają się nie tylko lokalne firmy.

- Huta Bobrek chciała zatrudnić osadzonych u nas. Byli gotowi nawet codziennie ich dowozić - mówi Jacek Jończyk, szef miejscowego więzienia.

Po wadowickich osadzonych zgłosiła się nawet jedna firma z Myślenic, ale dyrekcja zakładu nie miała im kogo wysłać, chociaż w zakładzie jest 350 osadzonych.
Nie wszyscy z nich mogą podjąć pracę.

- Nie pracują ci, którzy odbywają karę w zakładzie zamkniętym oraz tymczasowo aresztowani
- tłumaczy Jarosław Lehrteld z wadowickiego więzienia, który zajmuje się zatrudnianiem osadzonych.

Nie wszyscy mogą też podjąć pracę ze względu na swój stan zdrowia.

Ci, którzy biorą udział w czynnościach procesowych, też nie są kwalifikowani jako potencjalni pracownicy.

- Nie będzie ktoś płacił pracownikowi, który jest na procesie, a nie w pracy - wyjaśnia Jarosław Lehrteld.

Tym, którym udało się zatrudnić więźniów, nie żałują.
- Jestem bardzo zadowolony z ich pracy - zapewnia Zbigniew Nowicki ze spółki miejskiej Komwad
w Wadowicach.
Spółka zatrudnia trzech osadzonych. Umowy mają do końca listopada.

- Ale będziemy chcieli je przedłużyć - dodaje Nowicki.
Obecnie w wadowickim zakładzie karnym zatrudnionych jest około 130 osadzonych.

Poza murami więzienia miesięcznie średnio pracuje około 45 więźniów. Pozostali znajdują zatrudnienie wewnątrz zakładu karnego. Jedni w firmie więziennej produkują meble, a inni zajmują się obsługą zakładu karnego, pracując m.in. w kotłowni, w stołówce czy też jako fryzjerzy.

Po więźniów zgłaszają się nie tylko prywatne firmy, ale również instytucje publiczne, w których więźniowie pracują charytatywnie. Takim instytucjom więzienie nie odmawia.

Osadzeni wypracowali od 2006 roku prawie 700 tysięcy złotych. - Taką kwotę uzyskaliśmy, przyjmując średnio całkowity koszt pracy jednej godziny jako dziesięć złotych - mówi Jarosław Lehrteld.

W 2006 roku więźniowie wykonując bezpłatnie prace publiczne i charytatywne wypracowali prawie 349 tysięcy złotych. W 2007 roku kwota ta była nieco niższa i wyniosła ponad 234 tysiące złotych. W tym roku, na razie, więźniowie wypracowali ponad 108 tysięcy złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska