Warszawa (jak zwykle) wie lepiej jak zagłosować - komentuje Adam Willma

W lutym na spotkaniu z mieszkańcami Morąga było tak: „Musimy przywrócić rangę samorządu terytorialnego. (…) Do tego potrzebny jest samorząd uczciwy, niezależny w dużym stopniu od władzy centralnej i zasobny na tyle, na ile to jest możliwe - w środki i narzędzia”.

Dalej było jeszcze piękniej: "Trudno nie zacząć kampanii samorządowej od stwierdzenia, że przez 8 lat próbowano ten samorząd nie tylko ograniczyć, ale właściwie zlikwidować istotę samorządu, jaką jest niezależność od tego, jakie pomysły na życie ludzi na dole ma tzw. Warszawa czy władza centralna".

Nie da się trafniej. Ale na szczęście: „My serio traktujemy samorządy nie tylko wtedy, kiedy broniliśmy ich przed zakusami władzy centralnej”.

Czyje te piękne frazy? Przeczytajcie do końca.

A tymczasem posłuchajcie o tym, co dzieje się w wielkim gmachu Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu. Posłuchajcie, bo niedawno wprowadziliśmy was w błąd i musimy się wytłumaczyć.

Otóż donieśliśmy przed kilkoma dniami, że po krótkiej, rytualnej przepychance udało się wreszcie sklecić koalicyjny układ w sejmiku. Niewiele brakowało, a Koalicja Obywatelska wzięłaby w wyborach wszystkie konfitury, ale w końcu, jak już wiele razy wcześniej, trzeba było usiąść przy stole z PSL… Ups, z Trzecią Drogą. Roszady były aż nadto demokratyczne, bo na przykład przesunięto w projektowanym składzie zarządu dotychczasowego wicemarszałka Dariusza Kurzawę (na członka zarządu) tylko dlatego, że jego koleżanka miała lepszy wynik wyborczy.

No więc wyobraźcie sobie, że wszystko już dopięte na ostatni guzik: podłogi w sali sesyjnej wypucowane na glanc, kwiaty już wycięte w szklarniach, szampan rozpoczyna chłodzenie, a tu nagle cały misterny plan obraca się w perzynę, gdy nadchodzi chwila wyboru zarządu województwa. Radni koalicji zdezorientowani, Piotr Całbecki (mimo rekordowego wyniku) chodzi jak struty, a PiS-owska opozycja rozwija żagle wskutek nagłego powiewu.

Bucha wieść, że wybór zablokowała Warszawa, która nalega, aby wcisnąć do zarządu kogoś z Lewicy. Problem w tym, że nikt z Lewicy nie dostał się do kujawsko pomorskiego sejmiku (wynik zbliżony do Konfederacji). OK, zadecydowała metoda d’Hondta - ta sama, którą poparli kiedyś posłowie lewicy.

Ogółem, na 522 radnych w sejmikach w całym kraju, mandat uzyskało zaledwie 8 kandydatów Lewicy. O tym, jak słaba jest pozycja Lewicy w regionie niech świadczy fakt, że jedna z jej liderek – Joanna Scheuring-Wielgus nie ryzykuje startu do Parlamentu Europejskiego w rodzimym okręgu, ale wybiera Wielkopolskę, gdzie prawdopodobieństwo „biorącego” mandatu jest wyższe.

Głos z Warszawy nie znosił jednak sprzeciwu, więc wybór zarządu ostatecznie przełożono na kolejną sesję, a w międzyczasie – jak ćwierkają mazurki - sprawy mają zostać dogadane na Wiejskiej. W ptasim radiu trwają jeszcze spekulacje, czy niezbędny dla rozwoju Kujaw i Pomorza okaże się Piotr Wielgus (czwarty rezultat w wyborach na prezydenta Torunia) czy Jacek Warczygłowa (jedynka na liście Lewicy do sejmiku, 1416 głosów).

Tak czy owak, pierwsza osoba, która rozpoznała autora słów zacytowanych na początku, może już cieszyć się się z wygranej. Nagrodą jest talon na balon w barwach naszego województwa.