Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieczysta Kraków. Sławomir Peszko: Żyję pełnią życia, ale w meczach oddaję się maksymalnie klubowi, z którym mam kontrakt

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Sławomir Peszko (z prawej) w meczu Pucharu Polski Wieczysta - Podhale Nowy Targ (25.05.2022)
Sławomir Peszko (z prawej) w meczu Pucharu Polski Wieczysta - Podhale Nowy Targ (25.05.2022) Andrzej Banaś
Chcemy być niezwyciężeni na własnym boisku. Nie chcemy na nim nawet remisować – mówił Sławomir Peszko, kapitan i najbardziej rozpoznawalny piłkarz Wieczystej Kraków przed jej sobotnim debiutem w rozgrywkach III ligi (na własnym boisku w samo południe z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski).

Dyrektor sportowy Wieczystej Zdzisław Kapka podczas czwartkowej konferencji prasowej jednoznacznie określił cel drużyny na najbliższy sezon – awans do drugiej ligi. Jak pan postrzega to wyzwanie, stojące przed beniaminkiem?

Zdajemy sobie sprawę, że skończyły się wyniki po 5:0 czy – jak to się zdarzyło w ubiegłym sezonie w czwartej lidze – 16:0. Trzecia liga to o wiele wyższy poziom. Jesteśmy uważani za faworyta rozgrywek, ale sama nazwa klubu i same nazwiska meczu nie wygrają. Musimy pokazywać swe umiejętności na boisku. Wszyscy nowi zawodnicy i ci, którzy są w klubie, cały czas muszą dokręcać śrubę, żeby nie spuszczać z tonu. Każdy kolejny mecz w naszym wykonaniu musi być jeszcze lepszy.

W ubiegłym sezonie, w czwartej lidze, niektórzy rywale starali się dotrzymywać kroku lub nawet utrzeć nosa faworyzowanej Wieczystej, pokazać, że można ją pokonać. Ostatecznie to ostatnie udało się to tylko Wiślanym Jaśkowice. Na wyższym szczeblu rozgrywek chętnych do udowodnienia swej wyższości nad pana drużyną zapewne będzie jeszcze więcej. To będzie dodatkowa presja dla niej?

Chcemy być niezwyciężeni na własnym boisku, nie chcemy na nim nawet remisować. Chcemy tu krok po kroku zdobywać po trzy punkty. Bo na wyjazdach może być różnie. Pojedziemy na przykład do Stalowej Woli czy Łagowa, gdzie może się nam trafić remis. A być może też porażka, po której trzeba będzie się szybko podnieść i stanąć do kolejnego meczu. W tym sezonie jest tylko jedno miejsce zapewniające bezpośredni awans, nie będzie już baraży.

Pan, najbardziej doświadczony i znany piłkarz Wieczystej, od początku gry w niej imponował nie tylko formą i skutecznością, ale i zaangażowaniem na boisku. Nie gwiazdorzył, nie spoczywał na laurach, tylko swą postawą zachęcał kolegów do gry z taką samą zawziętością.

- Taką mam świadomość. Skoro jestem w tym klubie, widzę, jak to się wszystko rozwija, jak dobrze mnie traktują, to chcę oddać na boisku to, co umiem. Robię wszystko na maksa na treningu i na meczu. Ja żyję pełnią życia z rodziną. Jak wychodzę w sobotę wieczorem z domu, też żyję pełnią życia, ale jak przychodzi mecz, to oddaję się maksymalnie klubowi, z którym mam podpisany kontrakt.

Taką postawą „zaraża” pan swoich kolegów i dopinguje do jeszcze lepszej gry.

Traktuję swoją grę na poważnie. Czy to była okręgówka czy czwarta liga, traktowałem ją na maksa. Teraz chcę się przygotować do sobotniego meczu i też pokazać swoją waleczność, żeby drużyna widziała, że nie tylko mam opaskę kapitana na ramieniu, ale i że jestem dla niej przykładem na boisku. Chcę im zademonstrować ten pierwszy impuls do walki, do zaangażowania, żeby cały czas być skupionym w meczu i żeby go wygrać. Tego też od siebie wymagam.

Gdy w czerwcu 2020 roku pojawił się pan w klubie, pytany, czy obawia się reakcji kibiców i rywali w meczach w małych miejscowościach, na wsiach, mówił pan, że nie, że liczy, iż będzie raczej dobrze przyjmowany, choć na boisku zawsze może się pojawić ktoś, kto będzie chciał panu zaleźć za skórę.

Było ok, mimo małych ekscesów, sporadycznych wyzwisk. Kiedyś w meczu „okręgówki” przy wrzucie z autu ktoś mnie poklepał po plecach, bo tak blisko stał, ale większość ludzi odnosiła się do mnie z dużym szacunkiem. Wśród piłkarzy była rywalizacja, a po meczu piątka, a gdy pojechaliśmy na wyjazdowy mecz, było mnóstwo autografów dla kibiców, mnóstwo zdjęć z dziećmi. To było bardzo miłe.

W klasie okręgowej i czwartej lidze był pan obserwowany przez małopolskich fanów. Teraz będą się panu przyglądać kibice także spoza województwa. Jak mogą pana przyjmować? Oni zapewne mają swoich lokalnych gwiazdorów...

Teraz będą grupy kibicowskie z większych miast, większych klubów, które mają dłuższą lub krótszą historię, większe czy mniejsze sukcesy. Może być różnie, ale skoro grałem we wszystkich ligach w Polsce, w których można występować, będą przygotowany i na trzecią ligę.

Podczas wspomnianej konferencji prasowej powiedział pan, że bardzo panu ciąży porażka z Garbarnią Kraków 0:5 na boisku Wieczystej, do której doszło w meczu 1/6 finału Pucharu Polski w listopadzie 2021 roku. Dlaczego ją tak bardzo nadal przeżywa?

Utkwiła mi w pamięci, bo rzadko tak wysoko przegrywałem w ekstraklasie, a ta zdarzyła się na pucharowym szczeblu, choć wydawało mi się, że będzie zacięta rywalizacja do końcowego gwizdka sędziego, a tymczasem szybko było „zamiecione”. W dodatku doznałem jeszcze kontuzji - zerwałem więzadła - która wykluczyła mnie z treningów na trzy miesiące. To jest porażka, która długo będzie we mnie siedzieć, nie mogłem się z nią pogodzić, byłem żądny rewanżu.

W minionym sezonie został pan wicekrólem strzelców w grupie zachodniej czwartej ligi. Zdobył pan 30 goli, ale bywały okresy, w których nie pokonywał bramkarzy, nie trafiał do siatki tak regularnie jak wcześniej. Dlaczego?

Trochę się to zmieniło. Są - Jakub Bąk, Patrik Miska, Maciej Jankowski, Sławomir Majewski... Każdy z nich chciałby tych bramek trochę postrzelać. Czasami oddawałem karne kolegom, „Maja” strzelał rzuty wolne, w dobrej sytuacji podawałem do innego napastnika. To już nie tylko ja i Majewski strzelamy bramki, to się rozkłada na całą drużynę. Można powiedzieć, że gdy nie strzelałem goli w kilku kolejnych meczach, poważne gazety pisałyby, że wpadłem w dołek, ale ja nie byłem w żadnym dołku.

Pana przyjaciel Robert Lewandowski w pierwszych trzech sparingach swej nowej drużyny – Barcelony - nie zdobył bramki, co niektóre hiszpańskie media też mogłyby określić jako strzelecki dołek. Jak pan przyjął przenosiny „Lewego” z Bawarii do Katalonii?

Ucieszyłem się bardzo, że przeszedł do Barcelony, że zmienił otoczenie, wyjechał z Niemiec, gdzie spędził tyle lat. W jego pięknej karierze brakowało tylko spektakularnego transferu. I on się wydarzył. Trochę go krytykują, że nie strzelał bramek w pierwszych sparingach, ale to są takie gierki medialne. Uważam, że to będzie zawodnik numer jeden w Hiszpanii.

Konfrontował już pan kalendarz spotkań Wieczystej w trzeciej lidze z meczami Barcelony w La Liga? Bo zapewne będzie chciał pan zobaczyć w akcji na żywo Lewandowskiego, tak jak w Monachium...

Nie sprawdzałem jeszcze tych terminów,, ale większa szansa będzie na wyjazd na któryś środowy mecz w Lidze Mistrzów. Trzeba będzie dostać zgodę trenera, żeby w czwartek urwać się z treningu. Być może zorganizujemy wspólny wyjazd z kolegami, gdy będzie wolny dzień. Chcę zabrać do Barcelony paru chłopaków.

Całej drużyny raczej się nie da…

Czy się nie da, to zobaczymy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska