FLESZ - Zmiana pracy, a pandemia

Książka naprawdę wciąga. Już od pierwszych stron. Powodów pewnie jest wiele - kultowy niegdyś program „Z kamerą wśród zwierząt”, ale i wspomniane gorlickie wątki. Pani Hanna urodziła się w 1932 roku w Warszawie. Skąd więc Gorlice w jej życiorysie? Rodzinnie - jej tato kupił w Gorlicach dom. Poza tym w Szymbarku mieszkał jego brat. Jurczakowie często do niego jeździli. To właśnie tam mała Hania kąpała się w wielkiej balii razem z traszkami. Ona była szczęśliwa, dorośli patrzyli na te harce z pewnym zaskoczeniem. Traszek większość z nich się bała.
A willa w Gorlicach? Takiej, która pozostała w jej pamięci, niewielu dziś pamięta.
- Nowe bloki i drogi zabrały wielki ogród, park z alejami wysadzanymi tujami i świerkami. A był jeszcze basen kąpielowy, aleja tujowa, sosnowa i świerkowa, stajnia, wozownia i sala balowa z antycznymi rzeźbami. Willi Jurczaków nie dało się nie zauważyć w mieście. Hanna pamięta, że na elewacji bił po oczach biały napis Oaza - czytamy w książce.
Wojenne dzieciństwo pani Hanny
Swoimi przeżyciami z dzieciństwa mogłaby obdzielić kilka rodzin. Nie było zbyt beztroskie, bo naznaczone wojną, widokiem śmierci, również głodem. O tym wszystkim opowiadała nam kilka lat temu na łamach „Gazety Gorlickiej”. Mimo wszystkich ciężkich chwil, miała w sobie mnóstw empatii dla zwierząt, przez co otarła się o śmierć. Opowiadała nam, że chciała pomóc koniowi, którego Niemcy zostawili w garażu. Mała Hania z siostrą siedziały ukryte w piwnicy. Ich mama akurat poszła do miasta.
- Mimo jej przykazań, wyszłam z piwnicy, i to podczas nalotu. Zdziwiona, dlaczego żołnierze biegają po podwórku z głowami przy ziemi, próbowałam zwierzę wprowadzić po schodach do piwnicy. Na to wszystko wróciła mama. Była przerażona, gdy zobaczyła moje poczynania. Przegoniła zwierzę, a mnie wepchnęła do kryjówki. Kilka sekund później, w miejsce, gdzie stałyśmy, trafiła bomba - opowiadała nam.
Ratowała rodzinną willę
W książce znajdziemy wiele nieznanych wątków z jej życia. Choćby ten o przymusowym ślubie, by rodzina nie straciła willi, w której miasto chciało otworzyć przedszkole. Od mamy dostała rozpaczliwy list, by ratowała dom. Jedynym sposobem było małżeństwo – wtedy mama pani Hanny mogła zameldować dodatkową rodzinę.
- Chyba w 1953 roku zostałam żoną Mieczysława. Dla naszych rodzin, zwłaszcza tych z dworu, religijnych, ślub cywilny bez kościelnego nic nie znaczył. Na uczelni trzymaliśmy to w tajemnicy. Umowa między nami była taka, że to nie będzie normalne małżeństwo w żadnym aspekcie, tylko na papierze. Przesłałam mamie akt ślubu i władze się od willi odczepiły. Zabrały nam park i tam wybudowały przedszkole – opowiada w książce pani Hanna.
Państwo Gucwińscy byli gośćmi Uniwersytetu Złotego Wieku w Gorlicach. Przyjechali z wykładem „Pół wieku wśród zwierząt”. Można ich też było spotkać, gdy spacerowali po mieście.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- W tych znakach zodiaku łatwo się zakochać
- Mistrzostwa Europy w piłce nożnej EURO 2020
- Oto finalistki Miss Małopolski i Miss Małopolski Nastolatek
- Drapacze chmur i 100 tysięcy mieszkańców. Tak ma wyglądać nowa dzielnica Krakowa
- Kraków. Najlepsi z najlepszych mistrzów parkowania. Przeszli samych siebie!