Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współczesne karnawały

biskup Tadeusz Pieronek
Okres karnawału, między Nowym Rokiem a Środą Popielcową, uznawano od dawna w kręgu kultury chrześcijańskiej za czas odprężenia, radości, zadowolenia i nasycenia się dobrami tego świata, ku niezadowoleniu zwolenników umiaru i rygoryzmu religijnego. Życie i jego powaby popychały ludzi do bodaj chwilowego uwolnienia się wprawdzie od uważanych za słuszne, ale trudnych zasad postępowania i do zezwolenia u siebie i innych na to, co dziś nazwać by można życiem na luzie.

Świat w jakiś sposób usankcjonował ten rodzaj myślenia, organizując festiwale, znane chociażby jak ten w Wenecji, czy w Rio de Janeiro, ale także w wielu innych miejscach, które może nie w tym samym terminie, ale w podobnym celu proponują imprezy, zabawy, rozrywki. Karnawały w miniaturze są praktykowane od dawna w gronie przyjaciół, znajomych, a także w rodzinach. Wydaje się, że jest to swego rodzaju standard, który w następstwie globalizacji przyjmuje się na całym świecie, w formach odpowiadających miejscowej kulturze. Sięgając do przekazów internetowych, dowiadujemy się, że to nie tylko Rio de Janeiro i Wenecja, ale także Haiti czy Tokio, gdzie zdecydowano się na to, by cechą charakterystyczną tego karnawału było obrzucanie się fasolą. Jest to trochę na wzór hiszpańskiego obrzucania się pomidorami w miasteczku Buniol, 27 sierpnia każdego roku.

W Polsce karnawał ma nieco inny, lokalny koloryt, ale ma też elementy zaczerpnięte z innych krajów. W sumie nie brakuje w nim żadnych karnawałowych uciech. Dla Polaków to przede wszystkim czas zawierania związków małżeńskich i związanych z tym, także wystawnych uczt weselnych.

Mięsopusty, jak kiedyś określano czas karnawału, były niewątpliwie związane nie tylko ze świniobiciem, ale także z polowaniem, które dostarczało na stół i do spiżarni obfitych i wyszukanych potraw. Ich spożywaniu pomagała okowita, miody, piwo i inne trunki. Na weselach oczywiście bawiono się, tańczono, przebierano się w rozmaite stroje, przysłaniano twarze maskami, na wzór wenecki, ale nie zagłuszało to atmosfery wesela. Innym sposobem obchodzenia polskiego karnawału były kuligi, popularne zwłaszcza wśród szlachty. Karawana zdobnych sań ciągnięta przez konie jechała od dworu do dworu. Kobiety otulone futrami zajmowały miejsca w saniach, mężczyźni natomiast towarzyszyli im konno, pohukując i przyśpiewując od czasu do czasu i dla zabawy, a czasem, by odpędzić watahę wilków, strzelając z czego kto miał. Takie przejażdżki i popasy trwały czasem kilka dni. Odbywało się to także w nocy, bo kulig z pochodniami miał szczególny urok. Gospodarze gościli przybyszów wszystkim co mieli w spiżarni, bawili się razem z nimi i przyłączali swoje sanie do kuligu, ruszając do sąsiadów.

Z karnawału cieszyli się wszyscy, ale inaczej wyglądał on w miastach i na wsi, gdzie był uboższy, ale równie wesoły, rozśpiewany, tańczący, syty i zawadiacki. W Krakowie, według opisu Jędrzeja Kitowicza, największą ochotę do zabawy zwanej combrem, w tłusty czwartek, wykazywały przekupki na rynku. "Sprawiały sobie ochotę - pisze - najęły muzykantów, naznosiły rozmaitego jadła i trunków i w środku rynku, na ulicy, choćby po największym błocie tańcowały; kogo tylko z mężczyzn mogły złapać, ciągnęły do tańca". Młodzież, której w Krakowie nigdy nie brakowało, zarówno żacy, jak i czeladnicy, mieli swoje sposoby na karnawałową radość. Ich wybryki, naśladujące to, co robili starsi, o ile nie przekraczały pewnej miary, uchodziły na sucho. Zdarzało się jednak, że nie zachowywano umiaru, o czym świadczą narzekania niektórych szesnastowiecznych autorytetów. Jakub Wujek potępiał zapusty jako: "Od czarta wymyślone", zaś Grzegorz z Czarnowca pisał, że: "Większy zysk czynimy diabłu trzy dni rozpustnie mięsopustując, niźli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc". Na wsi chłopcy obwozili po domach wystruganego z drewna koguta i dostawali za to chleb, masło, jaja, sery, kiełbasę, czasem coś mocnego do picia i urządzali sobie biesiadę, śpiewając i tańcząc.

Chyba od wieków nic istotnego w zapustach się nie zmieniło, bo nawet pączki i chrust, czyli faworki, były od dawna znane. To jedno, co się rzuca w oczy, że dawniej po Popielcu jadłospis ograniczał się do żuru i śledzia, a obecnie wolimy jeść tak samo jak w karnawale.

Wybierz najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [GALERIA]


Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska