Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko, co musicie wiedzieć o kolarstwie, ale boicie się zapytać. Słowniczek pojęć kolarskich

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Fot. Piotr Krzyżanowski
W piłce nożnej wystarczy wiedzieć, co to spalony, by być ekspertem. W maju kolarstwo zacznie budzić tak wielkie emocja jak futbol. Co trzeba wiedzieć, by móc z pasją dyskutować o jeździe Polaków, a się nie skompromitować?

Kolarstwo to elitarny sport - uważa wielu kolarzy. I mają rację. W peletonie obowiązuje wiele niepisanych zasad, a co więcej zawodnicy używają specyficznego języka. Na dodatek to sport taktyczno-motoryczny. Samą siłą mięśni często niewiele można zdziałać, a ten, kto atakuje jako pierwszy, bardzo często nie wygrywa etapu. Giro d’Italia, zwłaszcza jeśli dobrze będzie wypadał Rafał Majka, zgromadzi przed telewizorami tych, którzy nie śledzą na bieżąco wszystkich wyścigów w sezonie. Stąd ta pomoc: jak oglądać i nie pogubić się w kolarskiej taktyce.

Grupetto
Młody kolarz Tinkoff, Jay McCarthy, Australijczyk o irlandzkich korzeniach, nazwał kiedyś grupetto najczarniejszym miejscem w kolarskim peletonie. Inni podchodzą do jazdy w grupetto ze stoickim spokojem. Grupetto najczęściej powstaje na górskich etapach Tour de France czy Giro d’Italia , tworzą je sprinterzy i kolarze-pomocnicy. Głównym zadaniem tej grupy to spokojny przejazd przez wzniesienia po to, by finiszować na kolejnych, płaskich etapach. Ale nie ma lekko. Wszystkich zawodników obowiązuje limit czasu wyznaczony przez czołówkę kolarzy. Stąd w każdym spokojnie jadącym grupetto jest kilku zawodników, którzy pilnują czasu. „Szybciej, szybciej” - pokrzykują, we wszystkich językach świata, gdy grupa jedzie zbyt wolno. Dość powiedzieć, że rok temu na Giro ostatni kolarze dojeżdżali nawet 50 minut po zwycięzcy. Dla pełnej jasności: grupetta nie tworzą kolarskie ofermy, tylko świetni zawodnicy, którzy mają inne zadania na kolejnych etapach albo zrobili już swoje i spokojnie mogą się kierować w kierunku mety bez zbędnych obciążeń.

Hopka, zmarszczka
Niewielki podjazd, zazwyczaj usytuowany kilka kilometrów przed metą. Bywa, że taka hopka ma decydujący wpływ na losy etapu. Paradoksalnie - mniejsze znaczenie ma to, jakie hopka ma parametry. Kluczowe jest tempo, w jakim przejadą ją kolarze. Jeśli pójdzie full gaz, to sprinterzy odpadną natychmiast, a rywalizować będą klasykowcy albo nawet górale.

Sprinter
Zawodnik, który wygrywa - lub przegrywa finisz na płaskim etapie. Sprinterami są: Mark Cavendish, Marcel Kilttel, John Degenkolb, Sacha Modolo, Elia Viviani. To oni tworzą grupetto na górskich etapach. Są inaczej zbudowani niż górale czy klasykowcy: mają większą masę ciała. Zapewniają wielkie emocje na płaskich etapach, bo nie boją się włożyć głowy tam, gdzie inni baliby się włożyć nogę. Suną do mety w tempie 60, 70, a nawet 80 km na godzinę. Jeśli spowodują kraksę, skutki są zazwyczaj straszne - połamane obojczyki to ich chleb powszedni.

Góral
Sprawa bardzo prosta. Góral to kolarz, który potrafi dobrze jeździć w górach. To oni najczęściej wygrywają wielkie toury, choć słynny Hiszpan Miguel Indurain, który pięć razy triumfował w Tour de France, nie był znakomitym góralem, a czasowcem. Tyle, że to były inne czasy. Dziś góral, który chce wygrywać wielkie toury, też musi dobrze jeździć na czas. Górali od sprinterów można odróżnić po wyglądzie. Zazwyczaj są niscy lub średniego wzrostu i bardzo, bardzo szczupli. Każde 100 gramów masy ciała pod górę ciąży niczym wielki plecak.

Klasykowiec
Specyficzny gatunek kolarza. Potrafi szybko wjeżdżać na hopki i szybko finiszować z mniejszej grupy. Klasykowiec powinien wygrywać wyścigi jednodniowe, czasem udaje mu się też zwyciężyć w wyścigu tygodniowym. Ostatnio dokonał tego Greg Avermaet, który okazał się najlepszy na Tirreno-Adriatico. Stało się tak tylko dlatego, że z powodu opadów śniegu odwołano najtrudniejsze górskie etapy . Gdyby nie to, pewnie Belg w górach by strzelił (patrz: strzelanie). Jednym z bardziej utalentowanych klasykowców młodszego pokolenia jest Michał Kwiatkowski. Cóż z tego, skoro mistrz świata postanowił w ostatnich latach zostać kolarzem na wielkie toury. Na razie mamy tego skutki: jeden wygrany przez Kwiatkowskiego klasyk w tym sezonie - E3Harelbeke i wielką niewiadomą w górach. Ale może powinniśmy wszyscy zbiorowo jeszcze dać mu szansę.

Czasówka
Etap jazdy indywidualnej na czas, kluczowa sprawa w wielkich tourach. Na czasówce można wygrać lub przegrać cały wyścig. Może być płaska, może być prologiem (patrz: prolog) do wyścigu albo kluczowym etapem, jak w ubiegłym roku na Giro: 59-kilometrowym starciem z samym sobą. W tym roku organizatorzy włoskiego touru przewidzieli dla każdego coś miłego: 10 km prologu w Holandii, 40 kilometrów w pagórkowatym terenie Chianti i 10 km pod gorę do Alpe di Siusi. Niewykluczone, że kolarz, który wygra tę ostatnią czasówkę, będzie właścicielem różowej koszulki Anno Domini 2016.
Prolog
Jazda indywidualna na czas, ale krótka. Zazwyczaj ma do 8 km, ale np. w tegorocznej edycji Tour of Austria prolog będzie liczył tylko 600 m. Sprawa jest prosta: mistrz w jeździe indywidualnej na czas przyjeżdża na wielki tour lub wyścig wieloetapowy, wygrywa prolog i nosi koszulkę lidera, do czasu, aż mu jej ktoś nie odbierze. Mistrzem prologów był Fabian Cancellara. Całkiem nieźle ta sztuka wychodziła Michałowi Kwiatkowskiemu, ale w ostatnim czasie jakby coś się popsuło.

Jechać w kołach
Jeśli podczas Tour de Pologne komentatorzy w TVP będą was przekonywać, że na płaskim etapie, obstawiony przez wszystkich kolarzy z ekipy, Rafał Majka zbiera się do finiszu, to im nie wierzcie. Jazda w kołach to najczęściej bezpieczne dowożenie lidera na metę, tak by nie uczestniczył w kraksie i miał zaliczony czas głównej grupy. Przód peletonu jest najbezpieczniejszy, bo do kraks najczęściej dochodzi w środku głównej grupy. Dlatego też lider jest wyciągany do przodu i bezpiecznie dociera na kreskę. Gdy Michał Kwiatkowski zdobywał mistrzostwo świata w Ponferradzie, przez większość wyścigu był bezpiecznie przez wszystkich polskich kolarzy wieziony w kołach. Krótko mówiąc: inni osłaniali go od wiatru, chronili przed kraksami. Lidera wiezionego w kołach określa się też czasem wiezionym w futerale.

Lizanie koła
Bardzo niebezpieczna sytuacja, najczęściej skutkująca kraksą. Nawet laik zauważy, że kolarze w peletonie jadą bardzo blisko siebie. Liznięcie koła to nic innego, jak przypadkowe dotknięcie swoim rowerem sprzętu rywala. Spektakularne liźnięcie koła to takie, które kładzie nie konkurentów, a własnego lidera. Przytrafiło się to wielu ważnym ekipom: ostatni przykład to kraksa BMC na Ronde Van Vlaanderen. Na asfalcie leżało aż pięciu zawodników tej drużyny, a lider Grag Van Avermaet złamał sobie obojczyk. Z kolei na Giro d’Italia 2014 podczas drużynowej jazdy na czas w Irlandii wywaliła się prawie cała drużyna Garmin Sharp. O dobrych miejscach w klasyfikacji generalnej mogli zapomnieć.

Odcięcie prądu
Bardzo przykra rzecz, zwłaszcza, gdy przytrafia się Polakowi. Niby rower toczy się do przodu, ale wiadomo, że nic z tego nie będzie. Wygląda to zawsze źle, zawodnik nie jest w stanie jechać w tempie liderów, a nawet w tempie peletonu. Odcięcie prądu to nic innego jak strzelanie (patrz: strzelanie).

Bomba
Specyficzny rodzaj odcięcia prądu, związany z brakiem cukru w organizmie. Skutkuje tym, że zawodnik najchętniej położyłby się na asfalcie i już tam został. Dlatego też kolarze wciąż jedzą żele energetyczne, piją Coca-Colę (osiem łyżeczek cukru w jednej puszce!). W ferworze walki, zwłaszcza tym młodszym zawodnikom, zdarza się zapomnieć o uzupełnianiu niedoborów cukru. Tak przegrał kilka lat temu wyścig Paryż-Nicea młodziutki wówczas Alberto Contador. Spektakularnie spożywał batony energetyczne Chris Froome na Tour de France w 2013 r. Tak zapamiętał się w walce, że przed Alpe d’Huez zapomniał pobrać je z samochodu. Dowiózł mu je ofiarnie Richie Porte, za co ekipa Sky zapłaciła kilkaset franków kary. Warto było, bo Froome obronił się i ostatecznie wygrał Wielka Pętlę.

Odjazd, ucieczka
Zawiązuje się zazwyczaj na początku etapu i musi się na nią zgodzić peleton. W innym przypadku ucieczka jest natychmiast kasowana. Zawodnicy idą w odjazd z różnych powodów: liczą na wygranie etapu, nie liczą na wygranie etapu, ale chcą zaprezentować barwy swojego teamu na ekranie telewizora. Bardzo często w ucieczkach uczestniczą zawodnicy teamów, które dostali tzw. dzikie karty, czyli specjalne zaproszenia. Z reguły są to ekipy niższej kategorii i właśnie odjazd jest jedyną okazją, by się pokazać. Ucieczka rzadko dojeżdża do mety, bo przecież w peletonie są gwiazdy, które też chcą walczyć o zwycięstwo. Czasem zdarza się, zwłaszcza w górach, że rozgrywane są tzw. dwa wyścigi. O zwycięstwo etapowe walczą zawodnicy, którzy nie zagrażają nikomu w klasyfikacji generalnej, a liderzy tejże tną się między sobą kilka minut później. Z ucieczek wygrywał etapy Rafał Majka na Tour de France w 2014 r. Tyle tylko, że Polak był wówczas naprawdę mocny, bo gdy jechał z grupą liderów zajął raz drugie, a raz trzecie miejsce.
Strzelić
Wbrew pozorom nie oznacza to wcale wystrzałowej formy. Kolarze strzelają najczęściej na podjazdach i żegnają się tym samym z dobrym miejscem w wyścigu. Najbardziej spektakularne strzelanie ma miejsce wtedy, gdy zawodnik jest wymieniany jako faworyt, ale nie daje rady. Kolarski twitter wtedy aż faluje z emocji. Czasem kolarzowi zdarza się strzelić, czyli odpaść z grupki najmocniejszych, ale potem minimalizować straty. Przydaje się wtedy pomocnik, kolega z drużyny, który ciągnie lidera pod górę, ale przede wszystkim wspiera psychicznie. Wielu kolarzy uważa, że to drugie jest nawet ważniejsze.

Rzeźnia
Kolarska rzeźnia to niesłychanie mocne tempo dyktowane na podjeździe przez jedną z drużyn. To zazwyczaj przygotowanie pod atak lidera. W ostatnich latach najlepszą rzeźnię robi w górach team Sky, ale podczas ubiegłorocznego Giro wszystkich zamęczyła Astana. Pewnie w tym roku powtórzy ten manewr. Indywidualnie jedną z lepszych rzeźni w tym sezonie zrobił Rafał Majka podczas Paryż-Nicea. Pracował wtedy na rzecz Alberto Contadora i Hiszpan dzięki temu prawie wygrał wyścig. Zabrakło czterech sekund. Bywa, że pomocnik robi rzeźnię dla swojego lidera, a ten nie wytrzymuje tempa. Wygląda to dość zabawnie, bo ów pomocnik ogląda się wtedy z wyrzutem, jakby milcząco pytał: no jak to, nie dajesz rady? Tak było w 2012 r. podczas Tour de France, gdy Chris Froome w górach pezentował się lepiej niż Bradley Wiggins. Rok temu podczas Giro takie spojrzenia rzucał na Fabio Aru Mikel Landa. W tej edycji Giro Bask będzie mógł z wyrzutem popatrzeć co najwyżej w lustro, bo to on jest liderem swojej ekipy Sky.

Ogień, fajerwerki
Odwrotność strzelania i odcięcia prądu. Ogień w peletonie oznacza, że grupa zasadnicza nie puszcza żadnej ucieczki i grzeje w tempie do 60 km na godzinę. Pojedynczy zawodnik, a nawet mała grupa kolarzy nie mają szans. Podobny ogień jest w górach, gdy jakaś ekipa robi rzeźnię. Fajewerki to z kolei ataki na podjazdach, zwłaszcza takie szarpane i niezwykle stylowe. Zawodnik, który walczy o zwycięstwo, zamęcza swoich przeciwników ciągłymi atakami, a gdy ci nie mają już czym oddychać, odjeżdża w siną dal. Mistrzem takich fajerwerków bywa Alberto Contador, który potrafi atakować nawet kilka razy. Choć są tacy, którzy uważają, że gdy był młodszy, robił to z większym wdziękiem. I był skuteczniejszy.

Mieć nogę, noga podaje
To marzenie każdego kolarza: by noga podawała. Oznacza to ni mniej ni więcej, że wszystko idzie wyśmienicie, klasyfikacja generalna stoi otworem, a wygrana etapowa jest tylko kwestią czasu.

Przepalić nogę
Nogę się przepala po to, by podawała. Brzmi to nieco egzotycznie, ale dotyczy okresu przygotowawczego. Zawodnik, który ma poważny cel w sezonie, np. wygraną w wielkim tourze, często uczestniczy wcześniej w innym wyścigu, by przepalić nogę. Ostatnio robił to Rafał Majka na Tour de Romandie. Ponieważ było bardzo zimno i mógłby się przeziębić, wycofał się z niego przed ostatnim etapem. Noga została jednak przepalona, a Majka jest z testu zadowolony. A w każdym razie tak deklaruje.

Ranty, wachlarze
Boczny wiatr to przekleństwo wielu kolarzy. Wystarczy chwila nieuwagi, a dobre miejsce w klasyfikacji generalnej odjeżdża daleko wraz z kolarzami w pierwszym wachlarzu. Mówiąc najprościej, gdy wieje boczny wiatr, zawodnicy tworzą grupki przypominające kształtem wachlarze. Ci, którzy się nie mieszczą na jezdni, muszą jechać na rancie, czyli sznureczkiem, jeden za drugim. Wystarczy, że jeden z tych nieszczęśników puści koło, a pierwszy wachlarz natychmiast się oddala. Można oczywiście utworzyć drugi, ale nie oznacza to automatycznego dogonienia pierwszego. No chyba, że przestanie wiać. Teoretycznie najlepsi w jeździe na rantach przy bocznym silnym wietrze są kolarze z Belgii i Holandii. Coś w tym jest. Podczas ostatniego Tour of Turkey sześciu kolarzy belgijskiej ekipy Lotto Soudal wykorzystało boczny wiatr, by zorganizować odjazd. Do tej grupy załapało się tylko dwóch innych zawodników. Cała reszta przyjechała co najmniej dwie minuty za nimi. Boczny wiatr to przekleństwo jednego z faworytów tegorocznego Giro, Alejandro Valverde. Hiszpan pechowo tracił dobre miejsce w klasyfikacji przez wietrzne etapy np. na Vuelcie w 2012 r. oraz na Tour de France w 2013 r.

Cieniowanie
Wycieniowany to wcale nie oznacza cienias, wprost przeciwnie. Najlepsi kolarze mają poniżej 8 proc. tkanki tłuszczowej. Jej zrzucanie nazywa się spalarą. Chodzi o to, by wraz z utratą wagi nie uleciała gdzieś moc w nogach, bo te muszą przecież podawać. Wycieniowany, czyli dodatkowo odchudzony kolarz, zazwyczaj jest bardzo silny. Ostatnie doniesienia z frontu walk mówią, że na starcie Giro pojawił się wyjątkowo wycieniowany Vincenzo Nibali. W przypadku Rekina z Messyny oznacza to ni mniej, ni więcej, że jest w bardzo dobrej formie, czyli w wielkim gazie.
Iść w trupa
Niewykluczone więc, że ów Nibali będzie na podjazdach, a zwłaszcza na czasówce iść w trupa, czyli dawać z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej. To ma kluczowe znaczenie zwłaszcza podczas jazdy indywidualnej na czas. Kto nie idzie w trupa, ten nie jest w stanie wykręcić dobrego czasu. Wtedy zawodnik ma ciemno przed oczami, w uszach mu szumi, ale może z dumą powiedzieć: szedłem w trupa.

Koza, lemondka
Rower do jazdy indywidualnej na czas. Ma charakterystyczną kierownicę pozwalającą ułożyć ręce równolegle do siebie. Dzięki temu kolarz ma wyątkowo aerodynamiczną pozycję, pracuje jego całe ciało. Koza - bo przypomina ona rogi tego zwierzęcia. A lemondka, bo pierwszym kolarzem, który wpadł na to, by w taki sposób zwiększyć swoje szanse, był Greg Lemond, jedyny Amerykanin, który wygrał Tour de France, do tego trzy razy. Oficjalnie, bo przecież Lance Armstrong uczynił to siedem razy, ale rzecz jasna został wygumkowany z wyników.

Ogórek
Wyścig niższej kategorii. W World Tourze oczywiście ogórków nie ma, częściej uczestniczą w nich kolarze ekip II dywizji. Nazwa oczywiście pogardliwa, ale zwycięstwo jest zwycięstwem. Czasem kolarz musi pojechać na ogórka, wygrać go, by podbudować swoje ego. I pewność siebie.

Spawanie
Najczęściej jest to zadanie pomocników, ale zdarza się, że spawać musi osobiście sam lider. Spawanie to nic innego jak doganianie kolarzy, którzy odjechali. Dobry spawający jest potrzebny każdemu liderowi, bo zawsze dojście do atakujących to utrata sił, a to może zemścić się w końcówce.

Czerwona latarnia
Ostatni zawodnik w klasyfikacji generalnej. Nazwa czerwona latarnia (po francusku lanterne rouge) pochodzi z czasów, gdy na ostatnim wagonie składu pociągu zawieszano lampkę w tym kolorze. W Tour de France walka o bycie czerwoną latarnią bywa fascynująca. Czasem jest to tak samo trudne, jak zdobycie koszulki lidera. Bo jeśli już komuś nie idzie, to lepiej być czerwoną latarnią niż dziesiątym od końca. O ostatnim zawodniku przecież od czasu do czasu ktoś w mediach wspomni.

Taktyka na kulawego trzmiela
Znajomość tego określenia to najwyższy stopień kibicowskiego wtajemniczenia. Szczegółowo opisali ją kiedyś kultowi komentatorzy Eurosportu: Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski. Taktyka „na kulawego trzmiela” najczęściej widywana jest w ucieczkach i wygląda następująco: większa część grupy w odjeździe zgodnie współpracuje, ale jeden z kolarzy gestami, minami i całym ciałem pokazuje, że jest skrajnie zmęczony. Nie wychodzi na zmiany, nie daje z siebie wszystkiego. Nagle na finiszu moc cudownie mu wraca. Wygrywa etap lub wyścig, a gdy koledzy z ucieczki mają słuszne pretensje, bezradnie rozkłada ręce i mówi: No co, przecież takie jest kolarstwo.

Nie oglądaj się
Najczęstszy okrzyk prawdziwego kibica. Kolarze w ucieczce, w solowym odjeździe, a nawet podczas walki w górach często się odwracają, by sprawdzić, gdzie są rywale, jaka jest przewaga. Dzięki temu kontrolują sytuację, bo komunikaty, które dostają od dyrektorów sportowych, bywają niewystarczająco precyzyjne. Mimo to każdy szanujący się prawdziwy kibic kolarski w tym momencie z entuzjazmem krzyczy: No jedź, jedź, nie oglądaj się.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wszystko, co musicie wiedzieć o kolarstwie, ale boicie się zapytać. Słowniczek pojęć kolarskich - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska