Jolanta Gerlich. Tak brzmi prawdziwe nazwisko kobiety, która od pięciu lat mieszkała w Mszanie Dolnej bez tożsamości. Personalia tajemniczej mieszkanki miasta udało się ustalić dzięki krakowskiemu Zgromadzeniu Sióstr Albertynek.
To z ich przytułku trafiła do miasteczka pod Lubogoszczem. Jolanta Gerlich pomagała prowadzić dom schorowanej matce jednego z mieszkańców. Sprawą zajęła się fundacja Itaka, która poszukuje osób zaginionych.
- Jej pełne nazwisko brzmi Justyna Jolanta Gerlich - mówi burmistrz Tadeusz Filipiak. - Znamy już jej pesel. Urodziła się w 1937 roku w Katowicach, a miejscem jej ostatniego meldunku jest Chorzów. Jej mąż zmarł prawdopodobnie około 2000 roku.
Okazało się też, że wiele wątków z jej życiorysu brzmiało wiarygodnie i może znaleźć potwierdzenie w rzeczywistości.
Początkowo nieufna i zamknięta w sobie Jolanta Gerlich - gdy miasto zaczęło jej pomagać, otwarła się i zaczęła opowiadać, że jest z wykształcenia inżynierem, studiowała w Katowicach, a potem pracowała w elektrowni Turoszów.
Pochodziła z dość zamożnego domu, a jej ojciec był urzędnikiem ubezpieczeniowym.
Po ciężkim wypadku samochodowym i pół roku śpiączki w jej pamięci pojawiła się luka.
- Teraz będziemy się starali znaleźć kogoś z jej rodziny - mówi Filipiak. - Nie może być tak, że dalej będzie wegetowała w suterenach bez pomocy. Wstawiliśmy jej okna i ma codziennie ciepłe obiady, ale większa pomoc instytucjonalna jest możliwa tylko wtedy, gdy wszystko będzie uregulowane, również od strony meldunkowej.
Luka w pamięci sprawiła, że kobieta przekręcała swoje nazwisko i dlatego był problem z weryfikacją danych. Zmiana jednej literki w nazwisku sprawiła, że osobowe bazy danych od razu namierzyły Jolantę Gerlich w rejestrach. Ona sama nie ma przy sobie żadnych dokumentów.
72-letnia kobieta mieszka samotnie na parterze "piętrówki" przy ul. Spadochroniarzy. To jeden
z ostatnich domów pod Lubogoszczem. Dom w miarę nowy i gospodarstwo w dobrym stanie. Udawało jej się jakoś przetrwać bez większej pomocy.
MOPS i urząd miasta przez długi czas nic o niej nie wiedzieli. Czasem zachodziła do kościoła przy parafii św. Michała Archanioła, gdzie pomagał jej zespół charytatywny. W zimie w dzień nie wychodziła praktycznie z domu, a w lecie zbierała jagody, grzyby i zioła.
Do miasta schodziła dopiero wieczorem, gdy w sklepach można wyżebrać resztki z całego dnia. Na jedzenie zarabiała pomagając ludziom w sadzie, albo przy zbieraniu ziemniaków. Cieszy się na tyle dobrym zdrowiem, że wspinała się po owoce na jabłonie.
- Do miasteczka przywiózł ją pochodzący z MszanyDolnej Marian Główka - burmistrz Tadeusz Filipiak kończy relacjonowanie odtworzonych losów Jolanty Gerlich.
- Miała pomagać Zofii, schorowanej matce Mariana Główki. Gdy pani Zofia zmarła, jej syn zamknął górę domu na klucz i Jolanta Gerlich przeniosła się do nieogrzewanego parteru. Będziemy teraz starali się skontaktować z panem Główką, który prowadzi w Krakowie swój prywatny biznes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?